[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wylazłem na wierzch mego rusztowania, ująłem mocno linę zrobioną z płótna, przysia-dłem w raczki, a potem nogi wsunąłem w okno i w tył zacząłem się sunąć.Nie taka to łatwasprawa była, jako mi się przedtem na oko zdawało; nie miałem się o co zaprzeć, bo całe tomoje rusztowanie obalić się mogło lada czego; jakoż jak wąż musiałem się pchać samymsobą, a potem jak szczupak w tył sobą miotać, aby się wysadzić z okna.Kiedym nareściepołową większą już się wysunął i rzucił się całą siłą w tył, tak się okrutnie otłukłem w ręce iw głowę, żem omal przytomności nie stracił i ledwiem co liny z rąk nie wypuścił, a tak był-bym pewno spadł na skręcenie karku.Na szczęście przetrzymałem to jakoś, ale kiedym siętak wymknął całym ciężarem ciała poza okno, usłyszę trzask wielki; całe rusztowanie obaliłosię w tej komorze, bo lina jak nagle szarpnęła, tak wszystko, co było na skrzyni: faski, książ-ki, kulawy stół, runęło tam na ziemię  ale ja szczęśliwie stanąłem na dole.Skoczyłem do onych jednych drzwi, które były na podwórzu, przebiegłem długi ciemnychodnik i wpadłem w sień kamienicy, z sieni w bramę, z bramy na rynek.Nie myślałem nadtym poprzednio, kędy mam się chronić, jak już będę wolny, tedy na chybił trafił biorę się kuulicy Ruskiej.Ledwiem kilkanaście kroków ubiegł, słyszę, że pędzi ktoś za mną i woła, abymnie trzymano, i poznaję ze strachem, że to Fok.Co mam tylko tchu w piersiach i siły wnogach, pędzę jak strzała, kiedy nagle wpada mi w drogę ów mularczyk, Włoch Banti, pory-wa mnie za gardło i woła: Aspetta, ladro! Czekaj, złodzieju!Chcę go gwałtem odeprzeć i byłbym go odparł, ale w tej chwili chwyta mnie Fak za barki.Wyrywam się jak mogę, kopię nogami, szamocę się, szarpię, kąsać próbuję  wszystko da-remnie, trzymają mnie twardo obaj, a Fok do kamienicy swojej całą mocą mnie ciągnie.Kie-dy tak myślę, żem już zgubiony, bo nawet sztyletu wydostać nie mogę, aby się bronić, takmnie ciasno trzymali, jeden za gardło, drugi za oba ramiona, nagle jakieś dwie ogromne łapyprzewiną się koło mnie w zmroku, jedna chwyta za kark Foka, druga Bantego i nim ja sięsam szarpnę dalej, buch! obaj leżą na ziemi.W tejże chwili ktoś mnie ułapił za ramię i mówido ucha: Uciekaj za mną!Był to Woroba.Nin się tamci dwaj podzwignęli z ziemi, on już odsadził się daleko ku Bo-sackiej furcie, a ja za nim.62 XIKARAWAN DO TUREKBiegłem za Worobą, nie wiedząc dokąd; najpierw ku Bosackiej furcie, od furty wzdłuż miej-skiego muru aż do Ormian, od Ormian znowu popod dom pana Stancla Szolca nazad ku ulicyBożego Ciała, aż nareście widzę, żeśmy zrobili jakoby koło i dobiegamy do tylnej bramy kamie-nicy pana Spytka.Tu się hamał zatrzymał, wyjął z kieszeni klucz, otworzył bramę, pchnął mniew sień i zaraz zamknął.Stanąłem zadyszany, a skorom tylko trochę tchu złapał, pytam: Woroba, a mnie tu szukano z ratusza? Szukano  rzecze Woroba i ciągnie mnie za sobą do indermachu.Byłem bez czapki, bo została u Foka; mówię mu tedy, że muszę wziąć sobie starą czapkę zmojego alkierzyka.Puścił mnie, ale w ślad poszedł za mną.Już było całkiem ciemno; idę poomacku do kąta, gdzie moja skrzynka stała, a miałem na myśli nie czapkę, ale ową żelaznąpuszkę Semenową, czy też jest jeszcze.Szukam, skrzynki mojej nie ma. Woroba, a moja skrzynka?  mówię przestraszony  czy mi ją wzięli? Może by byli wzięli  rzecze Woroba  alem ją zawczasu schował.Jest w indermachu zabelami z bawełną.Idz i ty tam zaraz, schowaj się poza bele, a z Fokiem się nie wdawaj! Woroba, Bóg wam za to zapłać, żeście mnie żywcem temu Niemcowi wydarli! W samczas było, bo gdyby nie ten traf szczęśliwy, już by i po mnie było. To żaden traf  mruknął hamał jak niedzwiedz zaspany, bo tak zawsze wyglądało to uniego, kiedy co mówił  ja ciebie rano z daleka widział, jak ty z Fokiem za pan brat szedł.Jamiał ciągle dom Foka na oku, a kiedy ciebie nie było i pan Heliasz rozpytywał, a mendyczeki pan Niewczas przychodził, ja im dobrze mówił: Fok! Oni się śmiali ze mnie, a prawdamoja była: Fok!Zawiódł mnie do sklepu między towary, gdzie moja skrzynka już była.Niby szukającczapki, chwyciłem za sukmankę, macam, żelazne olsterko jest! Wyjąłem je i ukradkiemschowałem do kieszeni, choć i tak Woroba byłby nie mógł widzieć, bo w indermachu ciem-niutka noc była. Woroba  mówię teraz  nim się dzień zrobi, mnie tu już nie będzie.Tak Bóg dał, żechoć nic złegom nie zrobił, przed złymi ludzmi uchodzić muszę.Ale pana Heliasza muszęwidzieć, koniecznie muszę.Mam bardzo pilną sprawę do niego.Czy pan Heliasz w domu? Pan Heliasz jest na górze, u pana na wieczerzy z tym kupcem, co przyjechał. Idzcież do niego, na Boga was proszę, idzcie i wywołajcie go do mnie; powiedzcie:wielką sprawę do niego mam.Nie moją sprawę, cudzą, ale ważną, nieomieszkaną.Idzcie,proszę, ja wam tylko jedno powiadam: Fok!Woroba namyślał się trochę, ale poszedł, a pewno go to najbardziej skłoniło, żem Fokamianował.Za chwilę wrócił z latarnią, a za nim przyszedł pan Heliasz.Nic do mnie nie rzekł,jeno popatrzył mi w oczy, a zdało mi się, że nie z gniewem, ale jakoby z żalem i smutkiem. Panie Heliaszu, nie o sobie wam chcę powiadać, nie czas mi teraz.Ale wezcie te papieryi nieście je zaraz do pana Spytka i do tego kupca z Wenecji, brata doktora Kurcjusza!  mó-wię i wyciągnąwszy z kieszeni papiery znalezione w komorze u Foka, daję mu je do rąk.63  Co to za papiery i skąd je masz?  pyta pan Heliasz. Fokowi je zabrałem, a co w nich jest, obaczcie.Pan Heliasz wziął papiery i poszedł, a hamał Woroba zamknął żelazne drzwi od inderma-chu i także mnie opuścił.Minęła dobra gadzina, kiedym zasłyszał znowu klucz w zamku iwszedł Woroba. Pan Heliasz każe ci do siebie  mówi i z latarką idzie naprzód.Poszedłem za nim na drugie piętro, gdzie pan Heliasz miał swoją izbę; zastałem go same-go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl