[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potoccy już się pakują i wyjeż­dżają z Łańcuta.- Dokąd?- Nie wiem.Podobno najpierw do Wiednia, a później dalej ku Zachodowi.- Przy pomocy Niemców?-Chyba tak.Pan też mógłby wykorzystać swoją komitywę z Mullerem.Za drugą kupkę do­larów.Hrabia machnął ręką.- Nie mogę teraz myśleć o tym! Łeb mi pę­ka po tej ohydnej dyspucie!- Ohydnej ? Ja ją uważam za nader ciekawą.Wręcz odkrywczą!,.I rozrywkową jak cholera.Wszystkiego mogłem się spodziewać, panie hra­bio, ale że myśląc o ratowaniu aresztowanych bę­dziemy się kłócić także o baby, o pleć i o chuć- tego bym nawet po pijanemu nie przewidział! Wśród wszystkich idiotycznych wątków naszej dyskusji - ten był najidiotyczniejszy.W pew­nym momencie przestraszyłem się, że pani hrabi­na zbeszta towarzystwo.Obaj zerknęli ku fotografii stojącej pod lus­trem.- Zrobiłem to wszystko dla niej, panie Stań-czak.- szepnął Tarłowski.- Była cudowną kobietą.Piękną, ale i rozumną.- Rzadka rzecz u dam - skomentował wyz­nanie filozof.-.Na ogół damy „myślą spo­dem", jak twierdzi pewien mój kuzyn.Zniecierpliwiony hrabia machnął ręką i wy­krzywił gniewnie kąciki ust:- Profesorze!.Już pan nie musi takim ga­daniem zamulać im głów -już ich tu nie ma!.Zresztą wszyscy myślimy genitaliami, i mężczyź­ni, i niewiasty, więc dlaczego tylko z kobiet się kpi, że „kobieta myśli macicą”!- Może dlatego, że macica jest mądrzejsza niż kutas.Szydząc bierzemy odwet.- Ja nie należę do tych szyderców! - wark­nął Tarłowski.Skarcony profesor zamilkł.Hrabia również za­mknął się w sobie.Siedział na swym inwalidz­kim wózku, trzymając głowę lekko przechyloną, jakby próbował łowić uchem dalekie, cichnące tony fortepianu.Przy nim, na blacie stołu, leżały cztery pliki banknotów dolarowych (każdy plik opasany gumką aptekarską), lecz on ich nie wi­dział - miał rozwarty wzrok ślepców, mistyków i ludzi pragnących wyzwolenia śmiercią.Filozo­fa musiało to wreszcie nastraszyć.Zaniepokojony spytał:- Panie hrabio, czy pan się dobrze czuje?.Hrabia, miast odpowiedzi, skinął leciutko gło­wą.- O czym pan myśli, panie hrabio, jeśli wol­no zapytać?- O synu.- Wkrótce go pan ujrzy.-.i o tym, że to pan uratował mi syna.- Chyba moja niewyparzona gęba, panie hra­bio!-.i jeszcze o czymś.-Tak?-.„Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni".- Przez kogo? Nikt nie będzie o tym wie­dział.Żaden nikomu się nie pochwali -ze wsty­du, panie hrabio! Również my dwaj.- Bóg będzie o tym wiedział.Zapomniałeś o Bogu, profesorze!- To raczej Bóg zapomniał o nas, drogi hra­bio.Widocznie się pogniewał czytając lub słucha­jąc Szekspira.- Co mówisz?- Mówię, iż podsłuchiwał jak Makbet klnie, iż „świat jest opowieścią idioty".Szekspir miał słuszność, prawda?- Nie mnie sądzić, profesorze.- A komu jak nie ludziom? To przecież my musimy żyć w tej fabule Przedwiecznego Stwo­rzyciela, do cholery! My musimy tańczyć na des­kach tego upiornego kabaretu! My musimy zno­sić wszelkie okropieństwa tego scenariusza wyz­bytego sensu, logiki, godności, przyzwoitości i prawdy! Chyba że pragniemy Nazarejczyka w kąt, w niebyt, i uznamy, że biologia, natura, bezpoczątkowa plazma kosmiczna jest bóstwem! Za­piszmy się do panteistów, drogi hrabio!.Albo uwierzmy Szekspirowi.- Wierzyłem Szekspirowi odkąd w studenc­kim teatrzyku, na Uniwerku Lwowskim, wysta­wialiśmy „Hamleta", profesorze.- Pan grał Hamleta?- Tylko jako dubler, gdy mój kolega był cho­ry.Tu, w pałacowej bibliotece, mam całego Szek­spira.Nie tłumaczenia, lecz oryginały.Jednak fraza Makbeta to tylko błyskotka słowna mistrza dramatu.Nie zwerbuje mnie pan do ateistów, pro­szę się nie wysilać, nawet zgon syna nie odebrał by mi Trójcy Świętej.Może tylko twarze tych lu­dzi odbiorą mi sen przez pewien czas.- Jakich ludzi? Tych, których rozstrzela Ge­stapo ?- Nie, twarzy tamtych ludzi nie znam.Mówię o ludziach, których zaprosiłem wczoraj do sto­łu.Widział pan ich twarze, gdy wychodzili?- Cóż w tym dziwnego? Każdy z nich wła­śnie przestał być człowiekiem.Lub, ściślej rzecz biorąc - właśnie stał się człowiekiem.I każdy z nich wie o tym.- A pan, profesorze?Stańczak roześmiał się i rzekł cierpko: -Ja?.Panie Tarłowski - ja już bardzo dawno utraciłem wobec siebie wszelkie złudze­nia.Lecz oni stracili resztę złudzeń właśnie dziś.Mówiąc: oni - mówię także o panu.Wszyscy macie teraz świadomość, że jesteście skurwysy­nami, i że niewiele różnicie się od Szwaba.Jeże­li Mullerowi chodziło głównie o to, a zakładam, że tak - to osiągnął swój cel.Muller właśnie wygrał tę wojnę, panie hrabio.Gospodarz nie miał ochoty kontynuować dia­logu.Zastygł bez ruchu i patrzył tępo nie wiado­mo gdzie.Gość zrozumiał, że czas wyjść.Uznał jednak, że nim wyjdzie, musi jeszcze raz wlać w siebie nalewkę Tarłowskich hrabiów.Sięgnął po karafkę i przechylił, lecz do kieliszka skapnęło tylko kilka kropel.Wstał i chwycił drugą -ta dała kilkanaście kropel.Trzecia tyle samo lub może nawet o kroplę więcej.Łącznie uzbierał pół kieliszka i rozlał to wokół języka, żegnając błogi smak.Później wyjął z kamizelki zegarek i sprawdził czas lustrując zegar ścienny.- Za dwie godziny przyjdzie kapitan Muller.Świta już, kłaniam się, panie hrabio.Ruszył do wyjścia krokiem stanowczym, mi­mo że trochę chwiejnym.Nacisnął klamkę, otwo­rzył drzwi i już miał przestąpić próg, gdy raptem jakaś myśl go zatrzymała.Odwrócił się, by po­wiedzieć głosem zupełnie trzeźwym:- Wie pan co jest najgorsze, panie hrabio? Najgorsze nie jest to, że ludzie oszukują.Najgor­sze jest to, że każde oszustwo ma jakieś uspra­wiedliwienie.I wyszedł, zamykając drzwi.AKT VIIPisk hamującego samochodu przepłoszył ptaki figlujące rankiem w krzewach ogrodowych.Hali wejściowy pałacu rozbrzmiał echem dzięki ude­rzeniom butów Mullera.Gestapowiec wkroczył do salonu prowadząc hrabicza Tarłowskiego.Sa­lon był pusty, lecz po chwili kamerdyner Łukasz wtoczył wózek z gospodarzem.- Witam, panie hrabio - rzekł kapitan [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl