[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie - odparł zaskoczony.- Przecież jedzie.Dowiózł mnie aż tutaj.To znaczy.- Ogarnęła go nagle panika.- W pobliżu znajduje się autofab, który jeszcze trochę działa - powiedział największy z biegaczy.- Nie potrafi już zdziałać zbyt wiele, tak jak kiedyś, ale pewnie wymieni suche łożyska w twoim wózku.Nie będzie to wiele kosztowało.- Ach, tak - rzekł Tibor.- Łożyska.Chyba wyschły.- Uniósł jedno z kół nad ziemię i zakręcił nim, wydało głośne skrzypienie.- Macie rację - przyznał.- Gdzie jest ten autofab?- Kilka mil na północ - odpowiedział najmniejszy z biegaczy.- Jedź za mną.- Jego towarzysze ruszyli za nim w ciasnej grupie.- A raczej jedź za nami - poprawił się.- Wy chyba też idziecie, co?- Pewnie - odpowiedziała reszta zgodnym chórem, ruszając wąsami.Nie chcieli stracić nic z nowego wydarzenia.- Czy mogę im zaufać? - zwrócił się Tibor do Pottera i Jacksona.Czuł nieokreślony strach.A jeśli biegacze wyprowadzą go na jakieś pustkowie, zabiją i zabiorą jego wózek? Wydawało się to całkiem prawdopodobne.Takie czasy nastały.- Możesz im zaufać - powiedział Porter.- Są nieszkodliwi, czego nie można do końca powiedzieć o tych cholernych robalach.- Zamierzył się nogą w stronę robali, które rozpierzchły się, uciekając przed jego łuskowatą stopą.- Autofab, autofab - powtarzali rytmicznie i wesoło biegacze, ruszając żwawo przed siebie.Tibor pojechał za nimi ostrożnie.- Idziemy do autofaba załatwić beznogiemu i bezrękiemu tanią naprawę.Ma ona gwarancję na tysiąc lat albo na milion mil, w zależności od tego, co będzie pierwsze.- Chichocząc biegacze zniknęli na moment i znowu się pojawili, kiwając żywo na Tibora.- Spotkamy się, kiedy będziesz wracał! - zawołał Jackson za Tiborem.- Dopilnuj, żebyś dostał pisemną gwarancję, tak na wszelki wypadek.- Chcesz powiedzieć - odezwał się Tibor - że autofab może chcieć mnie nabrać? - Pewnie rosyjski, pomyślał.Rosyjskie autofaby stanowiły przykład cudów intelektualnych zawiłości.Chociaż z drugiej strony były świetnie zbudowane.Jeśli w ogóle jeszcze funkcjonował, to pewnie będzie potrafił naprawić jego łożyska.Dotarli do autofaba o świcie.Po niebie snuły się cudownie kolorowe chmury, przypominające obrazek namalowany ręką dziecka.W rosnących po obu stronach ścieżki wybujałych krzewach świergotały ptaki albo niby-ptaki.- To jest gdzieś tutaj - powiedział Earl, przywódca biegaczy, i zatrzymał się; Tibor przeczytał jego imię wyhaftowane czerwoną nitką z przodu jego stroju.- Zaczekaj, niech się zastanowię.- Zamyślił się.- A może byśmy tak coś przegryźli? - spytał Earla inny biegacz.- Może dostaniemy coś od autofaba - odrzekł Earl, potrząsając kudłatą głową.- Chodź, impie.- Skinął gwałtownie na Tibora.Kiedy jechali nocą, zgrzytanie łożysk stawało się coraz wyraźniejsze; można się było domyślać, że wózek daleko już nie ujedzie.- Tutaj skręcimy w prawo - informował Earl, zbliżając się do krzaka krwawnika.- A potem ostry skręt w lewo.- Jedynie jego ogon wskazywał drogę, która prowadziła przez gęste zarośla.- Jest wejście! - zawołał i dał znak Tiborowi, żeby udał się za nim.- Czy to będzie dużo kosztować? - spytał Tibor niepewnie.- Nie będzie - odparł Earl, młócąc gałęzie krzewów przed Tiborem.- Nikt już tędy nie chodzi; wszystko niszczeje.Chętnie nas zobaczy.Te rzeczy także są obdarzone uczuciami.W pewnym sensie.Tibor przedzierał się swoim wózkiem przez zarośla, aż wreszcie ujrzał przed sobą polankę - kawałek pustego terenu, zupełnie pozbawiony trawy.Na środku dostrzegł płaski, duży krążek, najwyraźniej metalowy; zamknięty na głucho, przywitał go bezgłośnie, promieniując swoją wymowną obecnością.Tak, to jest rosyjski autofab, który wylądował tutaj w formie zarodkowej z krążącego po orbicie satelity.Pewnie stało się to w końcu wojny, kiedy wróg próbował wszystkich sposobów walki.- Cześć - zwrócił się do autofaba.Biegaczy przeniknął dreszcz.- Nie mów do niego w taki sposób - powiedział Earl nerwowo.- Więcej szacunku, on może nas zabić.- Witaj - rzekł Tibor.- Zabije nas, jeśli okażesz się napuszonym gburem - powiedział cicho Earl.Starał się zachować cierpliwość, jakby rozmawiał z dzieckiem, pomyślał Tibor.Może tak właśnie mnie widzi w konfrontacji z urządzeniem, które mamy przed sobą: dzieciak, ignorant.W końcu ta maszyna nie jest naturalnym mutantem.Została zrobiona.- Mój przyjacielu - zwrócił się Tibor do autofaba.- Czy możesz mi pomóc?Earl jęknął.- W takim razie ty mów - rzekł Tibor poirytowany.Ileż to słownych rytuałów należało odprawić, żeby przyciągnąć uwagę mózgu ludzkiej maszyny z czasów wojny? Najwyraźniej całe mnóstwo.- Posłuchaj - powiedział do Earla, a także do autofaba.- Potrzebuję jego pomocy, ale to nie znaczy, że będę się przed nim płaszczył i błagał go, żeby mi założył nowe łożyska.Aż tak mi na tym nie zależy.- Do diabła z nim, pomyślał.Coś takiego właśnie zniszczyło naszą rasę, załatwiło nas na amen.- Potężny autofabie! - przemówił Earl donośnie.- Błagamy cię o pomoc.Ten oto nieszczęsny bezręki i beznogi człowiek nie zakończy swojej podróży, jeśli nie udzielisz mu łaskawie pomocy.Czy mógłbyś poświęcić chwilę i sprawdzić jego wózek? Łożysko w jego przednim prawym kole zawiodło go w godzinie potrzeby.- Zamilkł i nasłuchiwał, przechyliwszy na bok psią głowę.- Idzie - powiedział z przejęciem najmniejszy z biegaczy; sprawiał wrażenie przestraszonego.Pokrywa autofaba odsunęła się.Podnośnik w jego wnętrzu wysunął długą metalową rurkę, na końcu której wisiał przymocowany przenośny głośnik [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl