[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.KlnÄ…c prze-szedÅ‚ kasztel rufowy.W pewnej chwili natknÄ…Å‚ siÄ™ na kratownicÄ™ luku wielkiej kabiny.Prze-staÅ‚ przeklinać w obawie, aby go nie usÅ‚yszano; kabiny pod rufÄ… bowiem znajdowaÅ‚y siÄ™ nie-mal prostopadle pod kratownicÄ….Z czterech kabin, wychodzÄ…cych na salon kapitaÅ„ski, JuanazajmowaÅ‚a najobszerniejszÄ…, z trzech pozostaÅ‚ych jedna należaÅ‚a do Tomasza, druga do Lu-dwika Guénolégo, a ostatnia przeznaczona byÅ‚a dla Mulatek, niewolnic Juany.Juana chciaÅ‚aje mieć blisko siebie, by mogÅ‚y natychmiast przybiec na każde jej zawoÅ‚anie, żądaÅ‚a od nichnieustannej gotowoÅ›ci do speÅ‚niania najbardziej ekscentrycznych rozkazów.NatknÄ…wszy siÄ™ zatem na kratownicÄ™, Tomasz instynktownie zatrzymaÅ‚ siÄ™ i machinalnienachyliÅ‚, aby rzucić okiem w otwarte drzwiczki.OczywiÅ›cie, niczego nie zobaczyÅ‚.Ale noz-drza jego podrażniÅ‚ powiew zgÄ™szczonego powietrza, wyprostowaÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚townie.WÅ›ródduszÄ…cych wyziewów, rozchodzÄ…cych siÄ™ ze Å›piÄ…cego okrÄ™tu, wybijaÅ‚ siÄ™ zapach drażniÄ…cy perfumy Juany, które Tomasz odróżniÅ‚by poÅ›ród tysiÄ…ca innych zapachów.CofnÄ…wszy siÄ™szybko, odsunÄ…Å‚ siÄ™ od kratownicy, zawróciÅ‚ i oparÅ‚ siÄ™ znowu o barierkÄ™, tym razem od stro-ny nawietrznej, twarzÄ… do lÄ…du.Nie byÅ‚o tam żadnego Å›wiatÅ‚a.Wybrzeże zlewaÅ‚o siÄ™ z pociemniaÅ‚ym widnokrÄ™giem.Mo-rze, już spokojniejsze, wydawaÅ‚o siÄ™ mniej rozÅ›wietlone.Nie opodal  PiÄ™knej Aasicy staÅ‚amaÅ‚a, zaledwie widoczna łódz.KoÅ‚ysaÅ‚a siÄ™ dość mocno i taÅ„czyÅ‚a na fali z powodu zbytkrótkiej liny kotwicznej.Gdyby Tomasz, majÄ…cy wzrok bystry i przenikliwy, ujrzaÅ‚ tÄ™ łódz, zpewnoÅ›ciÄ… byÅ‚by zdziwiony, nie widzÄ…c w niej ani rybaka, ani wioÅ›larza, w ogóle nikogo.Pusta łódz, pozostawiona w odlegÅ‚oÅ›ci mili od brzegu, wyglÄ…daÅ‚a tajemniczo.Ale Tomasz nie patrzyÅ‚ ani na lÄ…d, ani na niebo, a tym bardziej na jakÄ…Å› tam łódz na morzu.Ze wzrokiem tak nisko opuszczonym, że nie mógÅ‚ widzieć niczego prócz stromej burty fre-gaty, omywanej przez fale, pogrążyÅ‚ siÄ™ znów w zamyÅ›leniu, wypowiadajÄ…c przez zaciÅ›niÄ™teusta jakieÅ› bezÅ‚adne sÅ‚owa.Raz tylko powiedziaÅ‚ nieco gÅ‚oÅ›niej: Sześć, siedem, osiem.osiem nocy.LiczyÅ‚ widocznie, od ilu nocy Juana postanowiÅ‚a sama spać w swej kabinie i zamykać siÄ™ mimo jego próśb i pogróżek  na żelaznÄ… zasuwÄ™.ZdarzaÅ‚o siÄ™ to zresztÄ… nie po raz pierwszy.Ale Tomasz nigdy jeszcze nie czuÅ‚ tak gÅ‚uchej wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci ani tak dojmujÄ…cego bólu.ByÅ‚y toistne mÄ™ki potÄ™pieÅ„ca, taka jest bowiem straszna sprawiedliwość Boga, który czÄ™sto jeszcze w141 tym życiu zsyÅ‚a na grzeszników przedsmak okrutnych mÄ…k, na jakie zostanÄ… skazani w dzieÅ„SÄ…du. Osiem nocy. powtarzaÅ‚ uporczywie Tomasz, pochylony nad ciemnÄ… wodÄ….DÅ‚onie zacisnęły siÄ™ na Å‚okciach.SiÅ‚a uÅ›cisku byÅ‚a tak wielka, że paznokcie rozdarÅ‚y skórÄ™.ZaperliÅ‚y siÄ™ krople krwi.Nagle rozluzniÅ‚ zaciÅ›niÄ™te palce, a z ust, otwartych ze zdumienia, nie mógÅ‚ wydobyć żad-nego dzwiÄ™ku.UchwyciÅ‚ siÄ™ obiema rÄ™koma drewna nadburcia i caÅ‚e ciaÅ‚o pochyliÅ‚ do przo-du, wyglÄ…daÅ‚o, jakby siÄ™ chciaÅ‚ rzucić do morza.Nie upadÅ‚ jednak, zgiÄ…Å‚ siÄ™ tylko, aby zoba-czyć lepiej burtÄ™ okrÄ™tu.Akurat pod nim, prostopadle do jego oczu, otwieraÅ‚o siÄ™ okno jednej z czterech kabin podpokÅ‚adem rufy  okno kabiny ostatniej z lewej strony.ByÅ‚a to kabina Juany.Okno to byÅ‚ozamkniÄ™te tylko do poÅ‚owy, majÄ…c zasÅ‚onÄ™ górnÄ… opuszczonÄ…, dolnÄ… zaÅ› odsÅ‚oniÄ™tÄ….TomaszodróżniaÅ‚ teraz przy Å›wietle gwiazd czerwony kolor tej opuszczonej zasÅ‚ony.Co prawda żad-ne podejrzane Å›wiatÅ‚o nie wydostawaÅ‚o siÄ™ z kabiny, ale dochodziÅ‚ stamtÄ…d jakiÅ› lekki szmer,szmer, który nie byÅ‚ oddechem Å›piÄ…cego czÅ‚owieka, pogrążonej we Å›nie kobiety.TrzymajÄ…csiÄ™ stopami i kolanami dwóch podpór barierki, przechyliÅ‚ siÄ™ jeszcze bardziej.A gdy podej-rzany szmer nie ustawaÅ‚, wielkie drżenie wstrzÄ…snęło caÅ‚ym jego zawieszonym ciaÅ‚em, tak żebarierka również zadrżaÅ‚a i zaskrzypiaÅ‚a.DzwiÄ™ki te zmieszaÅ‚y siÄ™ z bezustannym żaÅ‚osnymskrzypieniem takielunku, poruszanego przez wiatr.Szmer, który usÅ‚yszaÅ‚, byÅ‚ odgÅ‚osem pocaÅ‚unku.Jeden pocaÅ‚unek, potem drugi, trzeci.Tomasz tymczasem przestaÅ‚ drżeć.Z gardÅ‚a jego dobywaÅ‚ siÄ™ jakiÅ› chrapliwy szept.JegowyschniÄ™te wargi wybeÅ‚kotaÅ‚y trzy razy to samo sÅ‚owo:  Tutaj! ByÅ‚ to rodzaj lÄ™ku, zmiesza-nego ze zdumieniem i zgrozÄ….I Tomasz nasÅ‚uchiwaÅ‚ dalej, caÅ‚kiem znieruchomiaÅ‚y, wyprężo-ny w tym strasznym spokoju, w jaki ustawiczna gotowość bitewna wyposażyÅ‚a jego nerwy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl