[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam książę słyszał o tym i strach go ogarniał taki, iżw nocy wychylić się sam wahał z komnaty.Duchowni doradzali pobożne dary i fundacje.Jakoż w miesiącu grudniu, zaraz po zgonie Lukierdy Przemysław założył i wyposażył wsiamibogato klasztor dominikanek.Nie uspokoiło go to jednak.W sumieniu swym cierpiał.Ksiądz Teodoryk jako ostatnie le-karstwo ożenienie zalecał.Wzięto się do przerabiania zaniku, a sługi, które do morderstwanależały, precz wysłano.Bertocha, dręczona zgryzotami, wkrótce zapiła się i zmarła.W poszukiwaniach nadaremnych żony dla księcia sięgnąć musiano aż do dalekiej Szwecjipo córkę Waldemara króla, który w wojnie był z braćmi, spowodowanej rozpustą i swawolą.Mszczono się na nim za uwiedzioną siostrę żony.Księżniczka Ryksa, córka Waldemara, ła-twą była do pozyskania, bo nie miała wyposażenia, a ojciec zagrożony strąceniem z tronu, niemiał już nawet stałej stolicy i po kraju się błąkał.Mówiono więc o poselstwie do Szwecji, aPrzemysław choć uległ Zwince i godził się na to, zwłóczył je i odkładał przez jakąś dziwnąobawę.Smutne było życie na tym zamku, nad którym jeszcze cień nieszczęśliwej pani ulatywaćsię zdawał.Książę stąd często się wyrywał do Gniezna, w towarzystwie arcybiskupa jedynąznajdując pociechę.Aowy go nie bawiły, turnieje na zamku zaniedbane zostały.Jednego z chmurnych i smętnych wieczorów wrześniowych, o niezwykłej godzinie, gdyksiążę sam z księdzem Teodorykiem w komorze swej odpoczywał, zjawił się Tomisław do-praszając posłuchania.%7łądanie to w porze spóznionej zaniepokoiło Przemysława.Wpuszczo-ny wojewoda był blady i poruszony. Ze złą wieścią przybywam  odezwał się, nie osłaniając i nie szczędząc księcia. Sędzi-wój nas zdradził, zamek kaliski zdał księciu Henrykowi wrocławskiemu.Książę stał chwilę jak przybity. Sędziwój! Henryk!  począł niewyraznie. Skąd wieść? Miasto się nie dało opanować, obroniono je pono  dodał Tomisław. Są ludzie, costamtąd zbiegli.Spojrzał na pana, który się nie odzywał, okazując tylko wzruszenie wielkie.Nagle Prze-mysław podniósł głowę i zawołał głosem silnym: Ludzi zwołać! Idziemy na Kalisz! Wszystkimi siłami.Ja sam poprowadzę!Zabrakło mu tchu na chwilę. Ani godziny nie traćcie!  dorzucił prędko. Natychmiast gońców słać na wszystkiestrony! Idziemy jutro! Poszedłbym dziś, gdyby można!Tomisław potwierdził potrzebę prędkiego działania.Wydawać zaczęto rozkazy natych-miast.Książę budził w sobie otuchę, ale i w nim, i w wojewodzie nie było wielkiej nadzieiodzyskania Kalisza.96By jej powrócić do swoich boso pozwolił  pieśń ta przechowała się przez całe stulecia.Spisał ją z tradycjiludowych Franciszek Karpiński (1741-1825) jako Dumę Lukierdy, czyli Ludgardy.103 Drugiego dnia już dowiedziano się, że zamek był silną opatrzony załogą i do oblężeniaspodziewanego przygotowany.Klęska ta miała tylko dobrą stronę, że Przemysława z odrę-twienia wywiodła, zmusiła do wojny, do zapomnienia, co mu na sercu leżało.Gdy w kilka dnipotem ściągnięte siły pod wodzą Tomisława i samego książęcia na Kalisz szły, w twarzyPrzemysława widać było gorączkowe walki pragnienie i zapał rycerski.Naglił, wydawał roz-kazy, sam wszystkim się chciał zajmować.Wojsko zebrane naprędce, choć się z najprzedniejszego rycerstwa składało, liczbą szczupłebyło.Książę wołał, że gotów własne dać życie, aby stratę, którą sobie przypisywał, odzyskać.Nim dociągnęli do Kalisza, Henryk miał czas w nim obwarować się dość silnie, okopać iludzmi napełnić.Samo położenie wśród nizin błotnistych utrudniało obleganie i zdobycie.Przemysław opasał naprzód twierdzę dokoła, zdało się, iż jeśli nie siłą, to głodem wziąć jąmusi, gdyż Zlązacy nie mieli wyjścia nigdzie, a odsieczy rychłej nie mogli się spodziewać.Lecz zaledwie namioty rozbito, a Tomisław czas miał się rozpatrzeć i rozsłuchać, przybył doksięcia smutny, prorokując, że leżeć przyjdzie długo, bo zamek był najlepszym rycerstwemśląskim silnie bardzo osadzony. Czekać, stać, oblegać nie myślę!  przerwał mu książę. Zlijcie do zamku z zapowie-dzią, że jeśli mi się do trzech dni nie poddadzą, szturmem wezmę ich i nikogo nie puszczę zżyciem.Wojewoda próbował ułagodzić księcia, nie dopuścił mówić. Trzeciego dnia szturm przypuszczę, bodajbym sam w nim miał zginąć!  powtórzył.Wojewoda musiał wyjść posłuszny jego woli.Wysłanych pod mury z wezwaniem Niemcy przyjęli śmiechami.Urągali się wołając: Chodzcie! Wezcie!Książę ledwie trzeciego dnia mógł cierpliwie doczekać i, mimo przedstawień wojewody,kazał na ranek gotować się do szturmu.Wszystkim on, oprócz niego, wydawał się nadarem-nym, lecz książę mówić o tym nie dawał i jak szalony sam pędził do boju.Jak dzień, rycerstwo, które się w końcu zapałem jego przejęło, posunęło się pod zamek.Tomisław i starszyzna największą trudność mieli Przemysława uratować od niebezpieczeń-stwa, na jakie się ślepo narażał.Rzucał się w najbardziej zagrożone miejsca, na strzały i poci-ski, na stosy trupów, które wkrótce całe zaległy podwale.Niemcy, widząc, że nie ujdą z życiem, bronili się rozpaczliwie.Dzień cały bez przerwyponawiano napady daremnie, Tomisław błagał, książę go nie słuchał.Co było najprzedniej-szego rycerstwa, padło w tej walce nierównej z kłodami i kamieniami, nie z ludzmi.Przemy-sław w potłuczonej zbroi, ranny, rozpaczający, już nocą prawie ledwie się dał odciągnąć odmurów.Niemal gwałtem porwano go stamtąd oznajmując, iż arcybiskup z Gniezna przybył iw namiocie nań czekał powołując go do siebie.Był to jedyny człowiek, którego głosu mógł książę w tym stanie ducha usłuchać.Poległychrycerzy trupy, odparte szturmy, upokorzenie  odejmowały mu przytomność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl