[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O, nie godzi się tak, nie godzi się tak, ojcze wielebny! Im cięż-sza służba, tym większa zasługa! Pozwólcie mi, ojcze wielebny, iść,ja czuję, że mię głos pański woła i że się we mnie duch dzwiga.I opat mu pozwolił wreszcie.Nie śmiał się głosowi Pańskiemusprzeciwiać, ale się usprawiedliwiał przed starym kościelnym:Padoł, że się w nim duch dzwiga.A kościelny: Dzwigać sie ta dzwiga, ino nie wiem, ale sie to zamoich casów nazywało inacy.W ranek majowy, w świt pełen woni, przeczystego powietrzai upajającej świeżości, przy wschodzącym słońcu, ruszył ksiądz Au-gustyn z bramy klasztornej, nic w rękę nie biorąc dla obrony, ani psaz wielkich kudłaczy, które zakon chował, cały na Boską Opatrzność,która go natchnęła, zdany.Dunajec w bród przeszedł i kamieniamiku drugiemu ramieniu wody pod brzyskiem szedł.A potem zaraz zaczynały się już lasy i wśród nich rzadkie osady.Zpiewając pieśni nabożne, ze skaplerzem na piersiach, z różań-cem w ręku, szedł nawracać naród pogański.Przechodziły mu drogę potwory; wilki, dziki niebywałej wiel-kości, niedzwiedzie tak ogromne, jak krowy, ale jakoś szczęśliwiemiędzy nimi przechodził, ufając.I pół dnia brnął po lasach, nie napotkawszy ludzi, aż w południesamo posłyszał z gęstwiny i mroku packanie kijanki i śpiew niewie-ści.Ucieszył się, jedno, że się pracę świętą rozpocząć spodziewał,drugie, że i za widokiem człowieczym stęskniony był, i skierowałw stronę skąd głos leciał.I już wyraznie odróżniał: Uwiede, uwiedę, kie pude po wode, nie uwiedem we dnie, alewiecór pewnie!.Spomiędzy drzew zobaczył polanę, na niej kilkanaście okolicz-nych obór, ogrodzonych ostrokołami, a za ostrokołami widniały232Na skalnym Podhaluogródki kwietne.Trochę też pola było uprawne, zieleniły się nazagonach owies, nać karpielowa, kapusta.Nad potokiem klęczałamłoda, koło siedmnastu lat dziewczyna prała kijanką koszule, któ-rych kilka leżało rozciągniętych na brzegu do słońca.Na głowie miała białą, lnianą chustkę, zawiązaną pod brodę,w koszuli była rozwartej na młodych piersiach, w płótnianej spód-nicy, ugiętej tak, że jej po kolana gołe nogi widno było; rękawy teżmiała wyżej łokcia zagięte.Ksiądz wysunął się z gęstwy.Dziewczyna na jego widok porwała się znad wody i zamierzyłakijanką do ciosu.- Niech będzie pochwalony - rzekł ksiądz, a oczy mu mimo wolipadły na rozwarcie koszuli.- Co fces?! - krzyknęła dziewczyna ostro.- Pana Boga chwalę.- Boga?- Haj.Dziewczyna patrzała na zakonnika i rękę z kijanką opuściławzdłuż biodra.- Jakiś ładny i niezły - myślała.- Co naw fces? - zapytała łagodniej.- Z Panem Bogiem przychodzę.- Bóg nie potrzebuje, cobyś go nosieł.On kie fce, to se haw przy-dzie sam.Ksiądz zbliżył się ku dziewczynie; ta, widząc jego wysmukłąpostać, niepodobną do olbrzymów, którzy ją otaczali, raczej z do-brotliwym politowaniem niż z obawą nań spoglądała.- Coześ ty za jeden? Skądeś prziseł? Jeść ci sie nie fce?- Jagody jadłem w lesie, miałem chleb i ser.Bóg ci zapłać.Idę z klasztoru z Ludzimierza.Boga prawdziwego niosę.- Je, juzek ci pedziała, ze bóg nie pyta, coby go kto nosował.Tośty z klastoru? Wiem.To ty nie mozes ku dziewkom hodzić ani babymieć? Wiem, słysałak.- O nie.233Kazimierz Przerwa-Tetmajer- Mój biedoku! Je jakoż ty wysiedzis hań przez ko-hanio? Toś tymoze skróś tego tamstela uciók?Obraził się ksiądz, ale się wstrzymał i rzekł łagodnie:- Poganko młoda, kto Panu Bogu, Jego Synowi Najświętszemu i JegoMatce, Marii Pannie, wiarę poślubił: już ten innej miłości nie może znać.- Jakosi cudnie gadas.Hnet byś mnie z rozumu wywiód.Jakizto Bóg, co ma syna? I ta Maryja cy jako jej, to sie nie wydała, kie jepannom? To se jino tak syna z tem Bogem mieli? Ej ha!- Wszystko ci to wytłomaczę, młoda poganko.Jak ci na imię?- Mnie? Rosa, ale mnie wołajom Rosicka albo Roska.- Rosa? Może Róża?- Jaka ta róza?! Róza kwiat.- A rosa rosa.- Je dy bez to.Od rose mnie nazywajom Rosicka.- Sluchajże, Rosicko, moje dziecko - zaczął ksiądz.- Dziecko twoje? Je dyś ty jesce smark! Małoś co starsy jako ja!Zbliżył się ojciec Augustyn ku potokowi i siadł na kamieniu.- Bolom cie nogi? - spytała Rosicka.- Dużo szedłem.- Je to se jino siedz.Ale jeść ci sie nie fce?- Nie.Słuchajże, Rosicko, moje dziecko w Chrystusie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]