[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po krótkiej wymianie zdań na jakiś absolutnie błahy temat, mocno pijana spoliczkowała publicznie męża.Ten bez słowa opuścił przyjęcie.Pojechał do wynajętego domku, Betty jednak tam nie zastał.Nie zrezygnował, odszukał ją w jej dawnym pokoju w campusie, świętowała Nowy Rok razem z koleżankami w towarzystwie koszykarzy z akademickiej drużyny.- Muszę z tobą natychmiast porozmawiać - rzucił, gdy zaprosiła go, aby wszedł.- Jesteśmy całym towarzystwem!- Idziemy, mała - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.Posłuchała go.Był przecież jej panem instruktorem! Jeden z koszykarzy (wzrostu na oko metr dziewięćdziesiąt sześć) ruszył za nimi z ponurym wyrazem twarzy.- Daj spokój, Bob! - powiedziała dziewczyna.Po drodze kupili butelkę szampana i kurczaki.W domku Betty zachowywała się biernie.Kochał się z nią ostro, zadając ból i nie czekając, aż sama dojrzeje do rozkoszy, a potem przebrał ją w szałową sukienkę, którą kupił jej na Boże Narodzenie i zawiózł z powrotem do Down Town.Na przyjęciu nie było już Patty, ale zastali całą ferajnę z Centrum: pułkownika Greensona, doktora Galeniego, Cliffa Robbinsa.Betty czuła się okropnie zażenowana rolą, którą jej wyznaczył, ale zarazem była piękniejsza niż kiedykolwiek -przedtem czy potem.Tym razem Rossner, który dotąd utrzymywał ich związek w tajemnicy, nie krył swej sympatii do dziewczyny.Traktując ją jako swoją panią, tworzył fakty dokonane, przedstawiał Betty znajomym, przełożonym.- Co ty robisz, Steve? - szeptała coraz bardziej przestraszona studentka.Koło czwartej wrócili do domu.Znów poszli do łóżka i Steve, choć zmęczony, ponownie dopiął swego.A gdy leżała obok niego bez słowa, z otwartymi szeroko oczami, wykonał w swoim mniemaniu rozstrzygający gest, mówiąc:- Rozwodzę się, Bet!- Co? - poderwała się i cofnęła, opierając mocno o ścianę.Z potarganymi włosami przypominała dzikie zwierzątko zapędzone w róg klatki.- Opowiedziałem Patrycji o nas.Powiedziałem, że cię kocham i nigdy z ciebie nie zrezygnuję.Nie przypuszczam, żeby robiła mi trudności z rozwodem.Betty milczała chwilę, a potem zaczęła go prosić:- Nie rób tego, Steve, nie rób, bo będziesz bardzo nieszczęśliwy.Idiota, brał te słowa za przejaw nieśmiałości, a gdy zobaczył, że płacze, uznał, że są to łzy szczęścia.Później, gdy wtuliła się w niego ciepła, pachnąca, młoda i usnęła, ogarnęła go bluźniercza pewność wygranej.Następnego dnia wyjeżdżał do Europy przekonany, że wszystko jest na dobrej drodze.Owszem, dziewczyna miała wątpliwości, ładnie to nawet o niej świadczyło.Dotąd metoda faktów dokonanych stosowana wobec Betty zawsze przynosiła efekt.Sądził, że i teraz patent zadziała.Przez półtora miesiąca bawił poza Houston, pisał romantyczne listy do panny Stone, telefonował.Nie zrażał się, że tylko raz udało mu się chwilę z nią porozmawiać.Prosiła, żeby pogodził się z Patty, a potem połączenie się urwało.W tym czasie prawnicy przeprowadzili rozwód.Zraniona duma Patrycji sprawiła, że nie stawiała żadnych warunków.Tym bardziej, że otwierały się przed nią nowe możliwości.Z Los Angeles otrzymała bardzo intratną propozycję z miejscowej stacji telewizyjnej.Dla ambitnej dziennikarki była to wielka szansa.Gdy Steve wreszcie wrócił do Houston, nie zastał Betty w mieszkaniu.Wszechobecny kurz świadczył o tym, że nie zaglądała tam od ich ostatniej nocy.Telefonował wszędzie, znalazł ją na uczelni.Nalegała, aby spotkali się w mieście.Ustąpił, kupił nawet kwiaty.Gdy zobaczył ją z samochodu, jak stała po przeciwnej stronie ulicy, z pośpiechu zaparkował nieprzepisowo i przebiegł jezdnię mimo czerwonego światła, wśród pisku opon hamujących wozów i złorzeczeń kierowców.W ostatniej chwili zwolnił krok.Betty wydała mu się odmieniona.Poważna, surowa, zmieniła uczesanie i ubrała się w marynarkę w męskim stylu.Do pocałunku podsunęła jedynie Policzek.- Źle zrobiłeś z tym rozwodem - zaczęła pierwsza.-Prosiłam cię, żebyś tego nie robił, ale postawiłeś na swoim.- Moje małżeństwo od dłuższego czasu i tak było fikcją, a poza tym chciałem być wobec ciebie uczciwy.Spuściła wzrok.- Ale ja nie byłam wobec ciebie uczciwa, Steve - powiedziała cicho.- Gdy mieszkaliśmy razem, miałam paru chłopaków.- Teraz to nie ma żadnego znaczenia!- Przeciwnie, teraz ma to bardzo duże znaczenie.Wszystko przemyślałam.Nie będę z tobą, Steve.Przyjaźń, moja wdzięczność za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, czego mnie nauczyłeś, to nie miłość.- Miłość przyjdzie z czasem, kochanie.Dotąd nasz związek był nerwowy, pospieszny, zmienimy to.- Nie dostrzegasz, że nasz czas już się skończył, Steve? Zdumiewał go ten jej spokój, ta powaga, ta niezależność.- Na Boga, dziecko, czy coś się zmieniło, czy możesz wymienić chociaż jeden powód tego steku bredni?- Tak, jestem w ciąży.- Ze mną? - wykrztusił wstrząśnięty.- To nie ma znaczenia.Bierzemy ślub z Bobem.- Teraz dopiero dostrzegł koszykarza (metr dziewięćdziesiąt sześć) spacerującego przed kawiarnią.- A ja? A my.- wyjąkał.- Wróć do Patrycji! Mimo wszystko.Opanował się, choć dusza w nim wyła.- Rozumiem, czy mógłbym coś dla ciebie zrobić?- Gdybyś mógł pożyczyć mi parę groszy, jest u nas bardzo cienko.Stała w progu jego pokoju drobna i rozdygotana.- Cliff uciekł, jakimś cudem uśpił strażników i dał nogę przez okno - powiedziała.- Zupełnie nie wiem, co mam teraz robić?- Widział cię ktoś?- Nie!- W takim razie najlepiej udawaj, że cię tam nigdy nie było.- Sądzisz, że Cliffowi się uda? Przecież wszyscy siedzimy tu jak mysz w pułapce.Przygładził zmierzwione podczas snu włosy.- Gdyby chodziło tu o kogokolwiek innego, nie dawałbym mu najmniejszej szansy, ale w Robbinsie budzą się coraz to nowe fantastyczne możliwości.- A my, co powinniśmy zrobić? Ciągle nie mam kontaktu z Umbertem, Leclerc jest bez przerwy zalany.Jestem przerażona, Steve.- Tak, my dwoje zostaliśmy skazani na siebie! Ale wierz mi, to nie jest najwyższy wymiar kary.Opowiedz mi, kiedy zauważyłaś tę ucieczkę, a ja zrobię ci kawy.Ani się obejrzeli, jak niebo zaczęło jaśnieć.- Powinnam lecieć - rzekła.- Ponieważ nie mogę już powiedzieć: dobranoc, życzę ci miłego dnia.Skierowała się ku drzwiom, ale w tym momencie z piskiem opon przeleciał pobliską drogą wóz patrolowy.Wartownicy śpiący w dyżurce między bungalowami poderwali się na równe nogi.- Obawiam się, że będziesz musiała spędzić resztkę nocy tutaj, Betty, obowiązuje „generalska godzina policyjna".Czekaj, przyszykuję ci posłanie na kanapce w salonie.Trudno opisać gniew Sama Bernsteina, gdy dotarła do niego wiadomość o tym, co zdarzyło się tej nocy na wyspie.Wpadł do hangaru, kopniakami próbował dobudzić Galeniego, a od Greensona zażądał rozstrzelania profesora.- Przed czy po obudzeniu? - zapytał sucho generał.Mendez zachowywał się powściągliwie, choć nim również targało wzburzenie.Wina Umberta nie była pewna, a uśpionych ludzi, łącznie ze znalezionymi w krzakach splecionych w braterskim uścisku dwóch marynarzach z załogi „Nemo 2", było tak wielu, że należało przyjąć, że na atol dokonał desantu niewidzialny batalion wroga lub, że rzeczywiście Robbins dysponował ogromnymi paranormalnymi zdolnościami.- Ma nad nami około pięciu godzin przewagi - podsumował Mario
[ Pobierz całość w formacie PDF ]