[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic się nie zmieniło w stosunku do złapanych na nieudanej ucieczce.Znowu powiesili dwóch na placu ku odstraszeniu ich przyszłych naśladowców.Spojrzeliśmy wtedy z Jasiem na siebie i powiedzieliśmy sobie wzrokiem: “No cóż? Obie strony będą próbować.My będziemy próbować wyjść, a oni niech próbują łapać.”Gdy Jasiek już nieco odpoczął po kilkudniowej pracy w piekarni, zapytałem go, czy by się nie dało tego cholernego zaczepu usunąć z drzwi? Jasiek wyjaśnił, że ostatecznie dałoby się, bo jest przytwierdzony śrubą o mutrze zakręcanej na drzwi od strony wewnętrznej.W następnych dniach Jasiek, wożąc chleb z piekarni, zrobił w świeżym chlebie odcisk mutry i klucza od kłódki , którą było zamknięte okno w piekarni, w hali, gdzie składano wypieczony chleb.Według tego odcisku klucz na mutrę robił znajomy Jaśka, ślusarz na “Industriehof I”.Klucz do kłódki robił w tejże ślusarni były mój współpracownik w TAP w Warszawie, chor.28.Oba klucze były w ciągu doby gotowe.Jaśkowi udało się ostrożnie sprawdzić, czy pasują.Klucz od kłódki był zrobiony na wszelki wypadek, gdyż okno otworzyć nieznacznie, jak Jasiek mówił, było prawie niemożliwe.Lecz od zrobienia kluczy do wyjścia było jeszcze bardzo daleko.Na drodze do ucieczki był to zaledwie mały krok.Przede wszystkim obydwaj musielibyśmy znaleźć się w piekarni i co do mnie, mogłem się tam zjawić tylko na moment, gdyż zorientowaliby się od razu, że nie jestem fachowcem, a praca jucznego zwierzęcia dla przenoszenia worków z mąką była obsadzona i zazdrośnie strzeżona przez tych, co tam udawali piekarzy.Poza tym czas pobytu w piekarni, gdybym się tam dostał, musiałby być bardzo krótki, gdyż nie mogłoby to wyjść na jaw wobec władz paczkarni, gdzie dopiero niedawno uznany zostałem za nieodzownie potrzebnego i reklamowany.Samowolna zaś zmiana komanda nasuwała władzom myśl o montowaniu ucieczki, szczególnie przeniesienie się z tak dobrego komanda; w ten sposób szybko można się było znaleźć w SK, jak było z Olkiem 167.Po chwilach rozmyślań nad przeszkodami do zwalczenia w drodze przez piekarnię, myślą przenosiłem się do drogi kanałami, która jednak również miała trudne do przyjęcia punkty.I znowu myślą wracałem do piekarni.Aż wreszcie stanowczo zdecydowaliśmy z Jaśkiem iść przez piekarnię.Zlikwidować istniejące przeszkody, przy tym zrobić wszystko, by trafić tam do nocnej zmiany i - jeśli chodzi o mnie - tylko na jedną noc.Należało więc tylko to wykonać.Nic nie mówiąc na razie, nawet Jaśkowi, poszedłem do 92, którego kolega, po Mietku, był teraz “Arbeistdienstem”.Przez niego, nie mówiąc o dalszym celu tego posunięcia, załatwiłem sprawę przeniesienia Jasia do piekarni mówiąc, że jest on właściwie z zawodu piekarzem i tuła się po różnych komandach nie wiadomo dlaczego, co nawet nie wypada, bo to taki stary numer.Nazajutrz Jasiek przybiegł do mnie z wiadomością, że nie wie, jakim sposobem, dostał kartkę do piekarni, że kapo martwi się jego odejściem i był niezadowolony, ale jakoś pogodził się z losem.Opowiedziałem, skąd kartka się wzięła i Jasiek poszedł do piekarni na stałe.Po paru dniach był “starym” piekarzem.Kapo piekarni, Czech, któremu Jasiek zaimponował humorem i siłą, zrobił z niego swego zastępcę, unterkapo, i z przyjemnością zgodził się na to, że sam będzie chodził w dzień, a Jasiek w nocy.Mieliśmy do Świąt Wielkanocy zaledwie kilka dni.Postanowiliśmy korzystać ze świąt jak z okresu, w którym wśród esesmanów, kapów i wszelkich władz obozu pod wpływem wódki panowało swego rodzaju rozluźnienie i mniejsza czujność.Kiedyś za wódkę, którą było czuć od któregoś z kapów, nieraz Fritzsch lub Aumeier sadzali ich do bunkra, lecz czasy się zmieniły.I teraz oficjalnie pić wódki nie można było pod karą bunkra, lecz tak samo pod karą nie tylko bunkra, ale i SK, nie wolno było mieć stosunków z kobietami, a jednak i pod tym względem było rozluźnienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]