[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko to razem stanowiło jedno z dwóch nadzwyczaj­nych wydarzeń.Drugie miało miejsce następnego dnia i objawiło się przez telefon.Wczesnym rankiem zadzwonił do­cent Wiśniewski i radosnymi okrzykami obwieścił, że kur­han jest.Wierzch co prawda został kompletnie zdemolowa­ny, ale na samym spodzie dokopali się rytualnie ułożonych kamieni i jeśli pod te kamienie przez dwa i pół tysiąca lat nie wdarł się żaden niepowołany czynnik, istnieje szansa spotkania pod nimi księcia.On sam w tego księcia nieza­chwianie wierzy, dzieli się właśnie swoją wiarą i szczę­ściem, a przy okazji komunikuje, że kosz na raki rozwiązał kwestię aprowizacji.Wszyscy jedzą raki i całe szczęście, że się wreszcie dokopali, bo lada chwila im te raki ostatecznie obrzydną.Tego było już za wiele, Tereska natychmiast zapłonęła dodatkowym zachwytem, wypadła z domu i popędziła do Okrętki, bez której nie mogła istnieć ani chwili dłużej.Obok domu Okrętki natknęła się na jakieś przeszkody, nie zwróciła na nie żadnej uwagi, mimo iż zmusiły ją do przełażenia przez coś i nadkładania drogi, drobnym frag­mentem świadomości zarejestrowała obecność czegoś w rodzaju maszyn budowlanych, koparki czy może spy­chacza, z roztargnieniem ominęła wielką górę gruzu i galo­pem przebyła długie podwórze.Drzwi do sieni były otwarte, zapukała do drzwi mieszkania i nie czekając na zaprosze­nie, wpadła do środka.- Słuchaj, jest książę.! - wykrzyknęła w ekstazie.Już w trakcie okrzyku zorientowała się, że widzi coś dziwnego.Okrętka siedziała na środku kuchni na wielkim saganie, odwróconym do góry dnem i przykrytym gazetą.Łokcie oparła na kolanach, a brodę na rękach i wzrokiem pełnym tępej beznadziejności patrzyła w ścianę.Wokół niej panowało coś, co robiło wrażenie generalnych porządków w szczytowej fazie bałaganu lub też śladów po walnej bitwie kilku skłóconych rodzin.Zaskoczona nieco Tereska zatrzymała się w swoim radosnym rozpędzie.- Na litość boską, co się tu dzieje?! - spytała z niepo­kojem.Okrętka westchnęła ciężko i nie odrywając wzroku od ściany wykonała dwa machnięcia ręką, jedno symbolizu­jące ogólną rezygnację i drugie, wskazujące jakby drugi koniec budynku.Tereska przypomniała sobie dostrzeżone przed chwilą widoki.- Rozumiem, rozwalają.No to co, przecież mieli rozwa­lać.?Okrętka nawet nie drgnęła.Tereska odczekała chwilę, hamując niecierpliwość.- I co z tego, pytam, że rozwalają.? Zaraz.A co z wa­mi? Dlaczego tak siedzisz, jak ofiara losu?Okrętka westchnęła ponownie, nie zmieniając pozycji.Po namyśle znów machnęła ręką kilkakrotnie i całkowicie bez­nadziejnie.Tereskę zaczęło to nieco irytować.- Nie machaj ręką, tylko coś powiedz! Zapomniałaś ludzkiej mowy?!- Nie siadaj na tym!!!- wrzasnęła Okrętka okropnie, podrywając się z sagana, bo Tereska już zamierzała przysiąść na jakiejś pace, stojącej przy drzwiach.Zdążyła uchwycić się futryny i powstrzymać siadanie.- Boże, zmiłuj się.Dlaczego? Co to jest?Okrętka opadła z powrotem na sagan.- To tekturowe, a w środku jest porcelana.Usiądź gdzie indziej - rozejrzała się bezradnie dookoła.- No nie wiem, możliwe, że nie ma gdzie.Tereska wzruszyła ramionami, cofnęła się do sieni i wró­ciła ze stołkiem.Trochę był chwiejny, wsparła go o kaflową kuchnię, wypróbowała i usiadła.Sprawa zaczynała wyglą­dać poważnie.- Mów po ludzku! - zażądała surowo.- Co tu się właściwie stało? Okrętka znów przybrała poprzednią pozycję.- Przyśpieszyli termin rozbiórki - oznajmiła tonem śmiertelnej apatii.- I zaczęli nagle od dziś.I jutro musimy się przeprowadzić.Tereska przez chwilę przetrawiała uzyskaną informacje.Poczuła, że coś tu nie gra i w ogóle jest gorzej, niż się w pierwszej chwili wydawało.- Jak to.? - spytała niepewnie.- No właśnie, tak.Jutro.W ogóle nie wiem, co robić, mamusia wyjechała, ojciec w szpitalu, a jeszcze mam te dzieci.- Jakie dzieci?!!!- Sąsiadów.Tych obok.Małe.W ogóle nie wiem, co robić.Tereska poczuła się ogłuszona.Telegraficzny styl Okrętki ujawniał jakąś zupełnie niezwykłą sytuację.Coś się tu mu­siało stać i tego czegoś było chyba trochę za dużo.Bez­względnie należało rozwikłać sprawę spokojnie, rozsądnie i bez paniki.- Czekaj, mów jakoś po kolei.Dlaczego masz dzieci sąsiadów, dlaczego ojciec w szpitalu i dlaczego mamusia wyjechała.Uciekła.?- Nie, ale babcia się też przeprowadza.W Chorzowie.Też ją wyrzucają z powodu rozbiórki.Nasza miała być później, ale jest już.A ojciec w szpitalu, sąsiadka w szpitalu.- Jakaś epidemia?- Nie, ojciec rodzi, a sąsiadka ma wyrostek.Ta jest, nie, odwrotnie, sąsiadka poszła urodzić, a ojciec dostał ślepej kiszki.Wycięli mu wczoraj, wszystko dobrze, ale nie przyjdzie przecież do tego piekła.Klucze nam zostawił.- Jakie klucze?- Od nowego mieszkania.Sąsiadka nam też zostawiła.- Nie mów wszystkiego razem, bo mnie przytłaczasz.Czekaj, to znaczy, że twoja mamusia w Chorzowie użera się z babcią, ojciec leży w szpitalu z wyrostkiem.- Już bez wyrostka.- Bez wyrostka, sam leży.A gdzie Zygmunt?- Poleciał na miasto zobaczyć, co się da zrobić.- To chwała Bogu, że i on nie przepadł.Przeprowadzić się musicie natychmiast i zostaliście do tej przeprowadzki sami.Fajnie.A co z sąsiadką?- Ona też się musi przeprowadzić.- Natychmiast?- No, a jak? Zostanie na gruzach? Z niemowlęciem?Tereska zastanawiała się przez chwilę.Wyciągnęła nogi i oparła plecy o kaflową kuchnię, intensywnie rozmyślając.- Ale przecież ona ma męża - zauważyła.- Gdzie ten mąż? Porzucił ją? j- Nie - odparła Okrętka jadowicie.- Ale żeby było śmieszniej, wyjechał służbowo.On jest kierowcą i właśnie zaczął jeździć na międzynarodowych trasach, na TIRach, więc teraz im będzie lepiej.Chwilowo jeszcze jest gorzej.- Chwilowo to tobie jest gorzej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl