[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Również zasypia.Ta śpiąca nie jest zwykłym człowiekiem, ale Czarownicą.Żmija to czuje i nie przeszkadza jej nawet silny zapach karadormu.Najważniejsze jest to ciepło w zimowym chłodzie i dziwne impulsy, które wstrząsają tym ciałem i dają żmii prawdziwą przyjemność.Kto wie, może ona, żmija, stanie się teraz żmiją-czarownicą i będzie istotą znaczną wśród innych żmij.?ROZDZIAŁ XXIDziewczyna dwukrotnie odzyskiwała przytomność w czasie nużącej wędrówki przez ruiny Ardżany - i dwukrotnie ją traciła.Gdy odzyskała ją już w pełni i otwarła oczy, właśnie zapadł zmrok.Dopiero teraz poczuła, że całe jej ciało obezwładnia silna i gęsta sieć, przez którą nawet mysz by się nie przecisnęła.Teraz już nieśli ją żołnierze, silni, brutalni, hałaśliwi.Ludzie Woodou dotarli bowiem do skraju ruin, rubasznie witani przez gwardię Urgha.- Do króla, szybko! - rozkazał Woodou, przekazując im bezcenny ciężar.Jeden z żołnierzy wrzucił ją na konia i sam pogalopował na przedzie.Za nim jechał drugi, mając w siodle Woodou.Zaś dokoła, na wszelki wypadek, otaczała ich niemal cała armia.Na Zamku jarzyły się wszystkie światła, a sam Urgh stał w jednym z okien.Długo i niecierpliwie, przez kilka dni i nocy, niemal nie śpiąc, wypatrywał powrotu swego sługi, aż wreszcie usłyszał z oddali nerwowy tętent wielu koni.Opadł zwodzony most, aby za moment podnieść się z powrotem, zamykając szczelnie jedyne wejście na zamkowy dziedziniec.Jeźdźcy już zdejmowali z konia swoją brankę.- Macie go?! - ryknął Urgh, oszalałym z niepokoju głosem.- Mamy ją - powtórzył Woodou butnie.Jego pokręcona figurka tym razem była wyprostowana na całą, skądinąd też niewielką wysokość, a oczy spoglądały prosto w twarz Urgha, z ponurą radością i dumą.To on, Woodou, był bohaterem dnia.On, uważany zawsze za chytrego, zdradzieckiego tchórza, w przeciwieństwie do stających twarzą w twarz z wrogiem rycerzy - był teraz prawdziwym herosem.- Jak to j ą? - zdziwił się Urgh dotykając dziwnie bojaźliwie oplataną w sieć postać.- Dlaczego j ą? Myślisz o Czarownicy? A gdzie ta Istota z rodu Luilów, która nam przecież bardziej zagraża?- To właśnie ona - odparł z satysfakcją Woodou, widząc zdziwienie swego władcy.- Niemożliwe!!! - zaryczałnagle Urgh.- Jakaż dziewczyna mogłaby mi zagrozić?! Mnie?! Rycerzowi?! Co ty mówisz Woodou! Znowu popełniłeś jakąś, tym razem straszliwą, pomyłkę! Jeśli to nie jest Czarownica, to w takim razie i c h służąca, ale nie ten ktoś.Woodou pobladł.Jego mózg pracował teraz intensywnie.Skoro zgodnie z Pieśnią Jedyną ktoś, za czyją sprawą miało runąć Imperium Urgha, przebywał w Ardżanie pod opieką Czarownicy, to nie mógł to być nikt inny, tylko wskazana przez Pieśń Istota.A może jednak Urgh miał rację? Może w Pałacu Królów przebywały trzy osoby: ta Istota, jej Opiekunka i ich służąca.? Lub jakakolwiek przypadkiem zaplątana tam dziewczyna? Skoro tak, to wszystko stracone, gdyż nieudane porwanie jedynie ostrzegło Czarownicę, która już drugi raz nie da się zaskoczyć.- Panie, twój syn zna dobrze Pieśń Jedyną - odparł po chwili, kryjąc swój strach przed pomyłką.- Zdradził się z tym przed nami.Jego zapytaj, czy t o może być dziewczyna!Ajoka nie trzeba było szukać daleko.Drżący i przerażony stał tuż obok, w tłumie rycerzy i ż-ołdaków, wpatrując się w nieruchomą postać, której - prócz kształtów - prawie nie było widać.Jego serce przepełniała rozpacz.Czyż nie stało się bowiem tak, że to za jego, Ajoka, zbędnym gadulstwem przerwany został wieszczy czar Pieśni Jedynej? Teraz Urgh - ojciec odbierze życie tej Istocie, przewidzianej przez Los do przyniesienia wolności ciemiężonemu krajowi jego matki.Kto tę Istotę zastąpi? Przecież nie on, tchórzliwy i słaby.W dodatku ta Istota musi pochodzić z prastarego rodu Luilów, prawowitych władców Wielkiego Królestwa.- Ajok! - usłyszał nagle surowy, groźny głos ojca.- Czy t o może być dziewczyna?- Nie rozumiem.- wyjąkał Ajok, wyrwany nagle ze swych myśli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]