[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wobbler zastanowił się przez chwilę.- Tędy - wskazał za siebie.- Pojęcia nie mam, cze­mu nie ma drogowskazów.- Nasz Roń mówi, że je zdjęli, żeby Szwaby nie wie­dzieli, gdzie są - odparł chłopak.Wziął jeden z rzędu leżących przed nim kamyków i z zadziwiającą celnością wrzucił go do puszki stojącej po przeciwnej stronie ulicy.- Jakie Szwaby?Jedno oko przyjrzało mu się podejrzliwie zza brud­nej soczewki.- Niemcy - wyjaśnił mimo wszystko chłopak.-Tylko ja bym chciał, żeby przyszli i wysadzili panią Density.No, może nie całkiem, ale trochę.- Dlaczego? Walczymy z Niemcami? - zdziwił się Wobbler.- Amerykanin czy jak? Nasz tata mówi, że Ame­rykanie też powinni walczyć, tylko że czekają, żeby zobaczyć, kto wygrywa.- Eee.- Wobbler zdecydował, że chwilowo może się opłacać zostać Amerykaninem.- Zgadłeś: jestem Amerykaninem.- Oo! A powiedz pan coś po amerykańsku!- Eee.Republikanin, Microsoft, Spiderman.Się ma.Demonstracja umiejętności lingwistycznych usatys­fakcjonowała rozmówcę.Wrzucił kolejny kamyk do puszki i oświadczył z goryczą:- Nasza mama mówi, że mam zostać u pani Density.Atu jest okropnie.I jedzenie mają do kitu! I muszę pić mleko! Nie, żebym miał coś do porządnego mleka w domu, ale tutaj mają mleko, które leci z końskiego tyłka! Wyobrażasz pan sobie?! Sam widziałem: zabrali nas na farmę pełną błota i gówien i widziałem.A wiesz pan, skąd się biorą jajka? Okropność! A ona jeszcze mnie zmusza, żebym o siódmej chodził do łóżka.Mam dość ewakuacji i wracam do domu! Nasz Roń mówi, że jak się schodzi do metra, kiedy syreny wyją, to się robi wesoło.Nasz Roń mówi, że szkołę trafili i nie trzeba chodzić się uczyć.Kolejny kamyk trafił w puszkę, tym razem z ze­wnątrz, przewracając ją przy okazji.Wobbler zauwa­żył, że chłopiec bardziej mówi do siebie niż do niego.- No - ciągnął tymczasem siedzący - chciałbym zobaczyć, jakby tu trafili szkołę, co by się wyrabiało.Się naśmiewają, bo jesteśmy z Londynu.A ten cały Atterbury to gwizdnął mój kawałek szrapnela! Nasz Ron mi go dał.Nasz Ron to policaj, to ma okazję po­zbierać dla mnie dobre kawałki.Tu to za nic się nie znajdzie szrapnela.No!- Co to jest szrapnel? - zainteresował się Wobbler.- Coś pan, głupi czy jak?! To kawałek bomby! Nasz Roń mówi, że Alf Harvey ma ich całą kolekcję i na­wet ma kawałek heinkla! Nasz Roń mówi, że Alf Harvey znalazł prawdziwy, nazistowski pierścień, i to jeszcze z palcem w środku.- Chłopak rozmarzył się i posmutniał, zdając sobie sprawę, że niesprawiedli­wość odcięła go od skarbów.- No! Nasz Roń mówi, że inni chłopacy z naszej ulicy już dawno wrócili do do­mów, no to zdecydowałem, że też wracam.Mam już swoje lata! No!Wobbler nigdy specjalnie nie zawracał sobie głowy historią.Generalnie uznawał ją za coś niemiłego, co z zasady przytrafia się innym.Dość mętnie przypo­mniał sobie jakiś film dokumentalny, w którym lu­dzie wyglądali tak jak tu i byli tak biedni, że film był czarno-biały.Były tam dzieciaki z tabliczkami na szy­jach, czekające na jakimś dworcu, a wszyscy dorośli nosili kapelusze.Zaraz.ewakuowani, tak ich nazywano.Dzieciaki wysyłane z dużych miast, żeby ich nie zbombardowa­li.Niemcy, zdaje się.- Który rok jest teraz? - spytał, przytomniejąc.Chłopak przyjrzał mu się zdecydowanie podejrzliwie i wstał, podciągając portki.- Pan jesteś szpieg - oznajmił stanowczo.- Pan nic o niczym nie wiesz.I żaden z pana Amerykanin: wi­działem ich na zdjęciach.Jakbyś pan był Ameryka­nin, to byś pan miał broń, a nie masz.No!- Nie bądź tępy: nie wszyscy Amerykanie noszą broń - obruszył się Wobbler.- Sporo w ogóle nie ma broni.no, część nie ma.W każdym razie na pewno niektórzy.- Nasz Roń mówi, że w gazetach coś pisało o nie­mieckich spadochroniarzach przebranych za zakonnice.- Chłopak się cofnął.- Mnie się widzi, że jakbyś miał duży spadochron, to byś mógł być takim spado­chroniarzem.- Tak? A wyglądam na zakonnicę? A poza tym je­stem Anglikiem.- Tak? To kto jest premierem? Wobbler wytrzeszczył oczy.- Chyba tego w szkole nie przerabialiśmy.- wy­krztusił.- Żeby wiedzieć o Winstonie Churchillu, nie trze­ba chodzić do szkoły - parsknął pogardliwie jego roz­mówca.- Nie dam się zrobić w głupka! - oburzył się Wob­bler.- Akurat to wiem na pewno, że nie mieliśmy nigdy czarnego premiera!- Ty faktycznie nic nie wiesz - ocenił chłopak, łapiąc walizkę i rezygnując z uprzejmości.- I jesteś gruby!- Nie muszę tu stać i cię słuchać - uświadomił so­bie Wobbler i ruszył przed siebie.- Szpieg, szpieg, szpieg!- Och, zamknij się!- I się trzęsiesz.Widziałem w kinie Goeringa.Je­steś do niego podobny.I ubrany też jesteś jakoś dziw­nie.Szpieg i tyle!Wobbler westchnął - był do czegoś takiego przy­zwyczajony, choć ostatnio zdarzało się to znacznie rza­dziej.Powód był prosty - poprzednio był tylko gruby, teraz był gruby i duży.- A ty jesteś głupi - odciął się.- Różnica polega na tym, że ja mogę schudnąć.Na rozmówcy złośliwość nie zrobiła najmniejszego wrażenia.- Szpieg, szpieg, szpieg!Wobbler spróbował maszerować szybciej.- Zaraz powiem pani Density, a ona zadzwoni po naszego Rona, żeby przyjechał i cię aresztował! - wrzasnął chłopak, skacząc w ślad za nim.Zdeterminowany Wobbler spróbował maszerować jeszcze szybciej.- On ma broń, nasz Roń.Z przeciwka powoli nadjechał mężczyzna na rowe­rze.- On jest szpiegiem! - poinformował go chłopak.- Aresztuję go dla naszego Rona.Mężczyzna uśmiechnął się do Wobblera i popedałował dalej.- Nasz Roń mówi, że wy, szpiedzy, wysyłacie wia­domości Morse’em.Przesyłacie je, mrugając latarka­mi do U-Bootów!- Jesteśmy trzydzieści kilometrów od morza! - jęk­nął Wobbler.- Zacznij myśleć!- Możesz stanąć na czymś wysokim.Szpieg! Szpieg! Szpieg!Obserwując dwa pióropusze pary wydobywające się spod maski, Bigmac zastanawiał się, co za kwadrato­wy idiota zbudował samochód bez wspomagania kie­rownicy, zsynchronizowanych biegów, i zamontował w nim w dodatku hamulce uruchamiane sznurkiem?! Prawdę mówiąc, wyświadczył światu uprzejmość, roz­bijając wóz o pamiątkowe poidła Aldermana Bowlera.To, że owo poidło dla koni nie stało na drodze, ale na kwietniku oddzielonym od ulicy chodnikiem, było detalem technicznym.A te pióropusze pary nie były znów takie brzyd­kie - w każdym była miniaturowa tęcza.- No tak- odezwał się czyjś głos, otwierając drzwi.- I co my tu mamy?Głos otwierający drzwi jakoś wybitnie Bigmacowi pasował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl