[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twarz miał wzniesioną ku gwiazdom.Dyskretnie wycofałem się do Lindy i zaraz z drugiej strony usłyszałem jakiś szept:- Którego pocałuję, ten ci jest.Imajcie go!Po chwili Płowy Jack zszedł z góry i wynurzył się z ciemności.- Duch jest ochotny, ale ciało mdłe - powiedział głośno ni to do siebie samego, ni to do śpiących uczniów.Raz jeszcze spojrzał na niebo.- Wstańcie! Oto przybliżył się ten, który mnie wydaje.A gdy on to jeszcze mówił, z gęstwiny wyszedł jeden z dwunastu, prowadząc wielką zgraję manekinów uzbrojonych w rewolwery i kije.- Bądź pozdrowiony, mistrzu - rzekł do nauczyciela.I pocałował go.A Płowy Jack spytał:- Przyjacielu, po co przyszedłeś?Wtedy statyści - przystąpiwszy doń - rzucili się na Reżysera świata i pojmali go.Lecz oto jeden ze zbudzonych uczniów dobył nóż i uderzywszy kardynalskiego pachołka, uciął mu ucho.Płowy Jack nie pochwalił go za to.- Obróć nóż na miejsce jego - powiedział do swego obrońcy i dotknąwszy ściętego ucha, przywrócił je pachołkowi.- Kto mieczem wojuje, od miecza ginie.Czy mniemasz, że nie mógłbym teraz prosić Ojca mego o pomoc Aniołów, a stawiłby mi więcej niż dwanaście wojsk? Ale jakoż by wypełniło się to wszystko, co i tak stać się musi?Słysząc te słowa, wszyscy uczniowie mistrza opuścili go i rozbiegli się po ogrodach.Ja też - niewiele myśląc - porwałem Linde za rękę i wycofałem się dalej w gąszcz.Z ukrycia słyszeliśmy krótkotrwałą naradę marionetkowych obrońców kościoła.Po uzgodnieniu, że przesłuchanie proroka odbędzie się w siedzibie najwyższego kapłana, kilkunastu najlepiej uzbrojonych manekinów sprowadziło Płowego Jacka w dół do autostrady, gdzie czekały samochody, zaś reszta statystów zeszła północnym stokiem Słonecznej Góry przez Pial Edin do najbliższej stacji metra.Dopiero gdy zbiegowisko rozproszyło się i głosy ucichły, wyszliśmy na polanę.Pozostała tam tylko stratowana trawa, światło księżyca i gorący wiatr, który zwiał już gdzieś nad Vota Nufo zagadkowe pytanie mistrza: “Przyjacielu, po co przyszedłeś?"Pół godziny później wsiadłem z Lindą do samochodu rektora.U wylotu ścieżki na autostradę jakaś żywa dziewczyna zapytała nas, czy nie widzieliśmy Płowego Jacka.Zaprosiłem ją do samochodu.Pojechaliśmy na Dziesiątą Ulicę.Na dziedzińcu przed siedzibą kardynała stał tłum sztucznych ludzi.Widząc go już z daleka, zostawiliśmy wóz na rogu Szesnastej Alei i przyłączyliśmy się do zbiegowiska.Płowy Jack stał w blasku reflektora na podium przed okazałą fasadą pawilonu z dykty.Obok - na wysokim podeście - zebrali się przedniejsi kapłani i uczeni w piśmie.Siedzieli sztywno jak mumie.Wszyscy mieli na głowach peruki uszyte ze zwojów rozkręconego sznurka, pergaminowe twarze, gumowe rękawiczki na dłoniach i szklane oczy.Kardynała wyniesiono na podest razem z fotelem.Przez dłuższy czas przesłuchiwano świadków, ale - co nawet samym oskarżycielom musiało rzucać się w oczy - zeznania ich były sprzeczne.Płowy Jack miał krew na ustach.Nie odezwał się ani razu.Od strony ulicy na zbiegowisko patrzyła grupa plastykowych karabinierów.Wokoło kręcili się uliczni handlarze, oferując słuchaczom różne fałszywe towary.Jeden z nich sprzedawał puszki po coca - coli i plastykowe lody.Jakimś cudem znalazłem w jego wózku małą butelkę prawdziwej whisky.Linda nie chciała pić, a ja - chociaż nie byłem alkoholikiem - za pół szklanki whisky na ten wrzód, który palił moje wnętrzności od chwili, gdy Płowy Jack pozostał sam, oddałbym majątek.Jako ostatni z fałszywych świadków wystąpił duchowny z “Oka Cyklonu".Wypowiedział tylko jedno zdanie:- Słyszałem, jak on mówił - wskazał na oskarżonego - że może rozwalić kościół i za trzy dni zbudować go.Na dziedzińcu zapanowała grobowa cisza.Kardynał zwrócił maskę w stronę Płowego Jacka:- Nic nie odpowiadasz?Prorok milczał.- Zaklinam cię na Boga żywego! - zawołał pierwszy kapłan Kroywenu.- Sam to wreszcie wyznaj, jeśli jesteś Zbawicielem naszym.- Tyś powiedział.Nie wierzycie? Wszakże powiadam wam: Jeszcze ujrzycie mnie siedzącego po prawicy Pana waszego na obłokach niebieskich.Arcykapłan rozejrzał się wokoło siebie.Zbliżył dłonie do piersi, zacisnął je na papierowym stroju i rozdarł go teatralnym gestem:- Bluźni! Czyż jeszcze potrzebujemy świadków? Oto teraz sami słyszeliście jego bluźnierstwo!Znowu zapadła cisza.I nagle - jakby na komendę wydaną przez niewidzialnego przywódcę - cały zgromadzony na dziedzińcu tłum ryknął zgodnie:- Winien jest śmierci!Jakaś kobieta przyskoczyła do Płowego Jacka i napluła mu w oczy.Druga spoliczkowała go.Kilka kukieł wbiegło na podium.Jedne chwyciły proroka za ramiona, a inne na zmianę biły go pięściami po twarzy.- Zbawicielu nasz - wołały - prorokuj, kto cię teraz uderzy!Kardynał uspokoił statystów: oświadczył zebranym, że niezwłocznie odda proroka w ręce prokuratora.W małej kafejce przy Szóstej Alei przesiedziałem z Lindą resztę tej ponurej nocy.Życie toczyło się dalej.Prawdziwi i fałszywi ludzie wsiadali do samochodów, kręcili się po ulicy, kupowali poranną prasę, pili kawę i jedli ciastka.Wszyscy rozmawiali o sprawach bardzo odległych od rzeczywistości.O świcie uzgodniliśmy, że jeszcze tego dnia wyjedziemy z Kroywenu.Musiałem na zawsze opuścić to miasto i rozpocząć nowe życie w innym kraju, gdzie nikt nie znał mojej fatalnej przeszłości i gdzie mógłbym kochać Linde bez ciągłej obawy, że pewnego dnia jakiś żywy karabinier położy mi rękę na ramieniu.Lindzie bardzo podobał się ten pomysł.Rozchmurzyła się wreszcie, chciała jechać natychmiast, ale ledwie trzymała się na nogach po drugiej nie przespanej nocy.- Wyjedziemy po południu - zaproponowałem.- Teraz zawiozę cię do domu.Spakujesz rzeczy.Musisz przespać się kilka godzin przed wyjazdem, a ja wpadnę do Elsantosa.- Ja już do domu nie wrócę - powiedziała.- Nie chcesz pożegnać się z rodzicami?- Wczoraj ostatecznie pokłóciłam się z nimi.- O co?- O ciebie.Zrozumiałem.W tej chwili oboje byliśmy bezdomni, ale to nie miało już żadnego znaczenia.- Dlaczego chcesz odwiedzić Ryana? - spytała, gdy po długim pocałunku oderwałem usta od jej warg.- Przed podróżą jesteśmy bez grosza.Wszystkie oszczędności zostały w domu.Mam w kryjówce większą sumę.Dam Ryanowi klucz do mojego mieszkania w Tawedzie i poproszę go, aby mi przyniósł te pieniądze.Jemu ze strony karabinierów nic nie grozi, bo gdyby go tam zatrzymali, powie, że zapasowy klucz dałem mu przed tygodniem.Wejdzie do mieszkania po swoje rzeczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]