[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrząsnąłemprzecząco głową.I oświadczyłem, że wolałbym dostać od niego trochę Zarcia i alkoholu, ależeby najpierw rozbił namiot.- Jak sobie chcesz - wzruszył ramionami.Był rozczarowany, panie uważał widać za swójnajcenniejszy towar.Podszedł do nich, trochę na nie powrzeszczał, potarmosił Chinkę za ucho,więc szybko wzięty się do rozkładania namiotu.No cóż, sam też zabrałem się do roboty.Razem z Jimmym zaniosłem cały nasz dobytek doziemianki.Zapaliłem lampę, ustawiłem piecyk i rozpaliłem go.Potem uklepaliśmy podłogę ipołożyliśmy na niej dwa koce majora.Przez cały ten czas myślałem o tym, czy uda mi sięwydębić od Rosjanina chociaż trochę jedzenia.Dotychczas zadowalała mnie myśl o suszonychjabłkach i skondensowanym mleku, które znalezliśmy w gruzach.Nie miałem ochoty polować naświstaki.Im dłużej myślałem o przybyszach, tym bardziej mi się podobali.Kiedy ustawiliśmy już prawie wszystko, z zewnątrz zaczęty dochodzić zdenerwowane głosy.Jimmy wysunął głowę z ziemianki.- Coś się dzieje w chacie Indianina!- zawołał.Wyjrzałem na dwór.Było zupełnie ciemno.Przedchatą Niedzwiedzia migotały światełka, słychać było krzyki.- Zaczekaj, Jimmy - rzuciłem i pobiegłem do Niedzwiedzia.Kobiety Rosjanina stały w drzwiach jego chaty, machały latarniami i trajkotały.John Niedzwiedzleżał na ziemi twarzą w dół.Ten Zar próbował podnieść Molly ująwszy ją pod pachy, a ona wrzeszczała wniebogłosy idrapała mu policzki paznokciami.- Zostaw ją pan! - powiedziałem i wyciągnąwszy rewolwer wycelowałem w Rosjanina.Puścił szybko Molly, ale rewolweru jakby nie zauważył.- Druh m o j -odezwał się.-Co się tu dzieje? Moje dziewczyny idą się przywitać i co widzą?Dzikiego człowieka!- Tak, tak - dodała kobieta, na którą mówił Ada.- Siedział w kucki przed nią i gapił się na jejtyłek.Jak żyję, nie widziałam czegoś podobnego!- Skurwysyny-jęknęła Molly.- Tam, skąd ja pochodzę, jest to w ogóle nie do pomyślenia - odezwała się jedna z dziewcząt.-%7łeby taki cholerny Indianin.- Ta pani jest poparzona - powiedziałem.- Jeżeli tak, to chętnie się nią zajmiemy.Wezmiemy ją do naszego namiotu.- Nie dotykajcie mnie! - wrzasnęła Molly.- Kurwy! Trzymajcie się z dala ode mnie!- Też mi wdzięczność - żachnęła się Ada.- Ten Indianin zna się na leczeniu - powiedziałem.Rosjanin uniósł krzaczaste brwi.- Na leczeniu?- On się nią opiekuje.22 - Zabiłem go.Rąbnąłem go pięścią w kark.Pochyliłem się nad Niedzwiedziem.%7łyt.Był tylkoogłuszony.Pomogłem mu usiąść w kącie.- Blue, przepędz te kurwiszony.Błagam cię, przegoń je!- Kochana - odezwała się jedna z dziewcząt.- Spójrz na siebie.Jesteś cała wysmarowana jakimśohydnym indiańskim świństwem.Nic dziwnego, że cię wszystko boli.Chodz do nas, Adaopatrzy cię, jak należy.Myślałem, że Molly dostanie ataku szału.Zaczęła krzyczeć i bić pięściami w ziemię.- Umrę, jak Boga kocham, umrę, jeżeli która mnie dotknie.O Boże, zabierzcie je stąd.-Cogorsza, zaczęta czołgać się po ziemi na czworakach szukając swojego krzyżyka.Zacisnęła na nimdłoń, mamrotała do sądnej siebie poruszając szybko wargami, przewracała oczami.- Biedactwo - powiedział Zar, końcami palców dotykając podrapanych policzków.-Ostre mapazury, jak na tak cnotliwą babkę.- Do czego to podobne - dodała Ada - żeby tak leżeć na brudnej ziemi?Spojrzałem na Niedzwiedzia, który-wciąż na wpół przytomny - siedział opierając się plecami ościanę.Potem na tę grupę tak pewnych siebie ludzi.- Molly, zabieram cię do siebie - oświadczyłem.Nachyliłem się, wsunąłem jej ręce pod pachy,dzwignąłem i przełożyłem sobie przez ramię.Obawiałem się, że zacznie się wyrywać, ale onawcale mi się nie opierała, a ważyła nie więcej jak dziecko.Na dworze było zimno, więcpowiedziałem Rosjaninowi, żeby okrył ją bawolą skórą.W momencie kiedy to robił, Mollyjęknęła i wbiła mi paznokcie w kark.Wyniosłem ją z chaty i poszedłem do swojej ziemianki.Zanami ruszyły wszystkie cztery córy Koryntu ze swymi latarniami, które oświetlały ziemięmigotliwym blaskiem.W ziemiance przecisnąłem się obok Jimmy'ego i położyłem Molly na kocu.Drugim zasłoniłemotwór, wysunąłem głowę przez szparę i powiedziałem do wciąż hałasujących kobiet:- W porządku, ja się nią zajmę, możecie już być spokojne.Kiedy powróciłem do Molly, zobaczyłem, że patrzy na swoją pustą rękę.Jeszcze raz zgubiłakrzyżyk.- Zabrały mi go.Okradły mnie! - krzyknęła.I znowu zaczęła zawodzić i złorzeczyć.Przeklinała ojca, matkę, dzień, w którym się urodziła,dzień, w którym postanowiła jechać na Zachód, no i mnie.W czasie tej awantury Jimmywymknął się z ziemianki i w połowie drogi do chaty Indianina znalazł krzyżyk tam, gdzie Mollywypuściła go z ręki.Wrócił, klęknął przy niej i podał go patrząc na nią tym swoim poważnym,przypominającym spojrzenie ojca wzrokiem.Molly, której twarz była mokra od łez i umazana błotem, przyglądała się chłopcu, jakby gowidziała po raz pierwszy w życiu.Jakże pragnąłem, żeby patrzała na mnie w taki sposób.- Molly - powiedziałem.- To jest Jimmy Fee.W kilka minut pózniej oboje spali mocnym snem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl