[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkrótce załogi pozostałych statków floty zrozumiały znaczenie przekazywanych im sygnałów i wszystkie pokłady wśród radosnej wrzawy zakwitły barwami Dejah Thoris.Okręt flagowy zbliżył się do nas i natychmiast po tym, jak burty obu statków zetknęły się miękko, na i nasz pokład wpadło kilkunastu oficerów floty Helium.Zrobili kilka kroków i stanęli jak wryci, patrząc osłupiałym wzrokiem na setki zielonych wojowników, którzy opuścili już swoje stanowiska bojowe i stali w luźnych grupach wzdłuż całego pokładu.Wkrótce pojawił się Kantos Kan i oficerowie zgromadzili się wokół niego, zasypując go gradem pytań.Nie słuchali jednak odpowiedzi, gdyż po chwili cała ich uwaga zajęta była zbliżającą się ku nim w moim towarzystwie Dejah Thoris.Księżniczka pozdrowiła uprzejmie oficerów, wymieniając imię każdego z nich.Znała ich dobrze, gdyż wszyscy, jako cieszący się szacunkiem żołnierze, bywali na dworze jej dziadka.- Połóżcie swoje dłonie na ramieniu Johna Cartera - powiedziała w końcu, wskazując na mnie.- Jest to człowiek, któremu Helium zawdzięcza zarówno swoją księżniczkę, jak i dzisiejsze zwycięstwo.Zasypali mnie uprzejmościami i komplementami, a jak się wydawało największe wrażenie zrobiło na nich to, iż w uwolnieniu księżniczki i wyzwoleniu Helium udało mi się zdobyć pomoc dzikich Tharków.- Bardziej niż mnie powinniście dziękować temu oto człowiekowi - powiedziałem, wskazujące Tars Tarkasa.- Jest to jeden z najwybitniejszych na Barsoomie żołnierzy i mężów stanu, Tars Tarkas, jeddak Tharku.Pozdrowili zielonego wojownika z tą samą układną grzecznością, z jaką zwracali się do mnie.Ogromny Thark odpowiedział równie gładkim i dworskim jeżykiem, czego, musze się przyznać, wysłuchałem z niemałym zdziwieniem.Dejah Thoris przeszła na pokład okrętu flagowego i była bardzo zaskoczona, że ja z nią tam nie zostaję.Wytłumaczyłem jej, że bitwa jest tylko częściowo wygrana, zostały jeszcze siły lądowe Zodangi i nie mogę opuścić Tars Tarkasa, dopóki nie zostaną one w pełni rozgromione.Dowódca floty powietrznej Helium obiecał, że wszystko zostanie tak zorganizowane, by siły lądowe Helium uderzyły w tym samym momencie, w którym my zaatakujemy oblegających miasto Zodangańczyków.Potem statki rozdzieliły się i Dejah Thoris tryumfalnie powróciła na dwór swego dziadka, Tardos Morsa, jeddaka Helium.Flota statków transportowych, na których znajdowały się thoaty zielonych wojowników, przeczekała bitwę w pewnym oddaleniu i teraz musieliśmy się zająć wyładowywaniem zwierząt na ziemie.Nie posiadaliśmy platform desantowych i realizacja tego zadania wydawała się być bardzo trudna, ale nie pozostawało nam nic innego.Polecieliśmy ku transportowcom i zabraliśmy się do pracy.Byliśmy zmuszeni opuszczać zwierzęta na linach i zajęło nam to pozostałą cześć nocy oraz połowę następnego dnia.Dwukrotnie zostaliśmy zaatakowani przez kawalerie zodangańską, ale z łatwością i bez większych strat odparliśmy te ataki, a po zapadnięciu nocy napastnicy wycofali się zupełnie.Natychmiast, gdy ostatni thoat znalazł się na ziemi, Tars Tarkas dał rozkaz do wymarszu.Podzieleni na trzy oddziały podjeżdżaliśmy ostrożnie od północy, wschodu i południa ku wrogiemu obozowi.W odległości około, mili od głównego obozu natknęliśmy się na wysunięte posterunki, co, jak to uprzednio ustaliliśmy, było sygnałem do otwartego ataku.Z dzikim, przeraźliwym wrzaskiem mieszającym się z piskami czujących bliską bitwę thoatów runęliśmy na obóz Zodangi.Przypuszczaliśmy, że uda się nam ich zaskoczyć, jednak okazało się, że nacieramy na dobrze przygotowane, umocnione pozycje, pełne oczekujących nas żołnierzy.Nasze ataki były odpierane raz za razem i około południa zacząłem się poważnie obawiać o wynik bitwy.Lądowa armią Zodangi liczyła około miliona żołnierzy, zebranych z całej planety, zewsząd, gdzie sięgały podobne do wstęg drogi wodne, natomiast przeciwko nim stawało niecałe sto tysięcy zielonych wojowników.Posiłki z Helium nie pojawiły się, nie przysłano też żadnej wiadomości.Dopiero w południe usłyszeliśmy gęstą strzelaninę, dobiegającą z obszaru oddzielającego obóz od miasta.Znaczyło to, że wreszcie nadeszli oczekiwani z taką niecierpliwością sojusznicy.Tars Tarkas wydał rozkaz do następnej szarży i jeszcze raz potężne thoaty poniosły straszliwych jeźdźców na nieprzyjacielskie szańce.W tej samej chwili oddziały z Helium przypuściły szturm z przeciwnej strony i obóz znalazł się miedzy młotem a kowadłem.Zodangańczycy walczyli dzielnie, ale ich opór był daremny.Równina przed miastem przekształciła się w prawdziwą jatkę, jednak stopniowo walki wygasały i wkrótce ustały zupełnie.Ogromna ilość Zodangańczyków padła lub dostała się do niewoli.Kolumny jeńców pomaszerowały w stronę Helium, a my wjechaliśmy przez główną bramę miasta tryumfalnym pochodem, witani jak bohaterowie.Wzdłuż szerokich ulic tłoczyły się kobiety i ci nieliczni mężczyźni, którym obowiązki nie pozwoliły wziąć udziału w bitwie.Jechaliśmy wśród nie milknących oklasków, obdarowywani ozdobami ze złota, srebra, platyny i drogich kamieni.Miasto szalało z radości.Największy, entuzjazm i podniecenie budzili srodzy Tharkowie.Nigdy przedtem uzbrojony zielony wojownik nie przekroczył bram Helium, a świadomość, że teraz przychodzą oni tutaj jako przyjaciele i sprzymierzeńcy napełniała czerwonych ludzi jeszcze większą radością.Tego, iż moja niegodna służba dla Dejah Thoris stała się powszechnie wiadoma Heliumitom, dowodziło głośne wykrzykiwanie mego imienia, a także niezliczone ozdoby, wieszane na mnie i moim ogromnym thoacie, gdyż nawet straszliwy wygląd Wooli nie powstrzymywał mieszkańców Helium od tłoczenia się wokół mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]