[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdawałomu się to nie przeszkadzać.- Panie Delambre, mówi kapitan Prungnaud.- Czego pan chce?- Chcę się dowiedzieć, jak czują się zakładnicy.Pan Delambre omiótł wzrokiem salę.- Wszystko w porządku.- Ma pan dwóch rannych.Rozmowa potoczyła się zgodnie z przewidywaniami iwedług zwykłych zasad.Pan Delambre od razu oświadczył, żenikogo nie wypuści i że trzeba będzie po niego przyjść.Dlapodkreślenia wiarygodności swojego oświadczenia uniósłramię i roztrzaskał dwa następne okna.Plastikowe story,przez które strzelał, miały teraz wielkie wypalone dziurydające dość dobre wyobrażenie o tym, co może zdziałaćpistolet pana Delambre a, gdyby zamiast na okniewypróbował go na jednym z nas.W tym momencie wyborowistrzelcy RAID musieli mocno wyciągać szyje, licząc, że możezobaczą pana Delambre a przez otwory w zasłonach, ale on stałzbyt daleko od okien, żeby mogli starać się go trafić.Kader i ja straciliśmy już nadzieję, że uda nam się włączyć doakcji.Kiedy czekaliśmy na przybycie policji, dyskretnieobserwowałem Yasmine, która dotąd zachowywała niezwykłyspokój.Podczas tego długiego czekania udało jej się, milimetrpo milimetrze, zmienić pozycję, podciągnąć niepostrzeżeniestopy, żeby mieć dobre oparcie, przerzucić ciężar ciała na drugąrękę, żeby mieć dobre wybicie.Prawdziwa profesjonalistka.Siedziała w odległości około siedmiu metrów od panaDelambre a i wiedziałem, że w chwili najmniejszej nieuwagi zjego strony gotowa jest rzucić się na niego.Więc niecowcześniej, kiedy pan Delambre poszedł po dwa nowemagazynki, dałem jej znak, że jeszcze nie teraz.Dobra okazjanadarzy się, kiedy pan Delambre wystrzeli ostatni nabój.Zanim się zorientuje, że magazynek jest pusty, zanim sięgniepo nowy i go zamocuje, Yasmine będzie miała szerokie pole dopopisu! Nie dawałem panu Delambre owi nawet jednej szansyna sto przy tej dziewczynie żywej jak górski potok i doskonalewyszkolonej.Zostały mu trzy kule i wyglądało, że gotów jeststrzelać do wszystkiego, co się ruszy, co paradoksalnie dobrzewróżyło, bo przybliżało dogodny moment.Trafiła nam sięnieoczekiwana okazja wkroczenia do akcji przed RAID.Przyznam szczerze: było to moim jedynym celem.Czułem się zaszachowany i postawiłem sobie za punkthonoru załatwić sprawę samemu, przed przybyciem siłporządkowych.Tym bardziej się do tego skłaniałem, że panDelambre był uzbrojony, mogłem go więc z zimną krwią zabić,niczym nie ryzykując; przysługiwało mi prawo do obronykoniecznej.Wystarczyło, żebym przy zakładnikach bardzoszybko wystrzelił, jakbym nie zdążył dobrze wycelować.Prawdajest taka, że potrzebny był mi ułamek sekundy, żeby muumieścić kulę w głowie, i to właśnie zamierzałem zrobić.Ale jako się rzekło, wszystko działo się inaczej, niż przewi-dywałem.Pan Delambre, choć wydawał się taki zagubiony, musiałsobie przypomnieć udzielone mu rady.Siedział na krześle,tyłem do drzwi, twarzą do grupy, i wtedy, gdy niecierpliwieoczekiwaliśmy, kiedy wystrzeli ostatni nabój, on nagle wyrzuciłwciąż zdatny do użycia magazynek i wymienił na nowy.Zajęłomu to niecałe cztery sekundy; ledwie Yasmine i jazorientowaliśmy się, co robi, pan Delambre znów trzymał wręku broń z trzynastoma nowymi kulami.Yasmine nic po sobie nie pokazała, ale wiedziałem, że wduchu się załamała.Atak RAID, ze wszystkimi tego konsekwencjami, był corazbliższy.Nasza sala znajdowała się na czwartym piętrze budynku imiała cztery okna, z czego trzy rozwalone strzałem z pistoletu,przez które do środka dostawały się podmuchy powietrza.Napoczątku było to przyjemne, ale teraz stanowiło duży problem.Czy RAID wybierze tę właśnie drogę? Nie było to niemożliwe.Stawiałem na akcję w dwóch miejscach jednocześnie, korytarz iod zewnątrz, kleszcze, którym pan Delambre w pojedynkę niedałby rady.A widząc, jak bez ostrzeżenia wypalił w dwa okna ito z ostrej amunicji, siły interwencyjne nie dałyby człowiekowi,który przetrzymywał dwunastu zakładników, w tym dwóchrannych, najmniejszej szansy wyjścia żywym.Jeśli chodzi o śledztwo, służby uwinęły się z tym bardzosprawnie: mężczyzna, który nas wziął, został szybkozidentyfikowany, dzięki czemu negocjator już w czasiepierwszego kontaktu mógł zwrócić się do pana Delambre a ponazwisku.Właściwie na podstawie danych dostarczonych przezpana Cousina nietrudno było dotrzeć od pana Dorfmanna dopana Lacoste a, może nawet przyskrzynić jegowspółpracownicę, pannę Zbikowski, która zapewne była wposiadaniu wszystkich kluczy do tej historii.Pierwsza runda negocjacji trwała krótko i zakończyła się trze-ma strzałami z pistoletu.Tylko patrzeć, jak oddział RAID wkro-czy do akcji.Co nastąpiło dziesięć minut pózniej.Kiedy telefon zadzwoni! po raz drugi, pan Delambre wstał.Yasmine i ja obserwowaliśmy jego zachowanie.Czy mówiąc,odwróci wzrok? Gdzie w czasie rozmowy odłoży broń? Czyprzemieści się tak daleko, na ile pozwoli mu długość kabla?Naciskał wściekle kolejne klawisze, z których zapewne jedneblokowały drugie, a głośnik nadal był włączony.- Panie Delambre, czego pan sobie życzy?Był to znowu głos kapitana Prungnauda, wyrazny, spokojny,tchnący profesjonalizmem.- Nie wiem.Czy może mi pan znalezć pracę?- Tak, z tego, co zrozumiałem, zaistniał pewien problem wtej kwestii.- W rzeczy samej, drobny problem. W tej kwestii.Mamdla pana propozycję.- Słucham.- Ludzie, którzy tu ze mną są, wszyscy mają pracę.Jeślijednego zabiję, obojętnie którego, a resztę uwolnię, da mi panjego posadę?- O wszystkim możemy porozmawiać, panie Delambre,podkreślam, o wszystkim, również o pańskim zatrudnieniu,lecz w tym celu najpierw będzie pan musiał uwolnić kilkuzakładników.- Porozmawiamy na przykład o pieniądzach?Negocjator odczekał sekundę, oceniając znaczenie problemu.- Chce pan pieniędzy? Ile?Ale nim zdążył skończyć zdanie, pan Delambre strzelił wostatnie okno, z którego szkło znowu posypało się na plecyzakładników.Ledwie otworzyliśmy oczy, pan Delambre odłożył jużsłuchawkę i usiadł z powrotem na krześle.Policjanci nie mieliłatwego zadania z facetem, który na pytania odpowiadastrzałami z pistoletu w okna.Jakieś pięć minut pózniej telefon znowu zadzwonił.- Alain.- Panie Delambre, proszę.Nie meldowaliśmy się razem wagencji zatrudnienia!- Dobrze.Panie Delambre, jeśli pan woli.Dzwonię,ponieważ jest obok mnie ktoś, kto chciałby z panemporozmawiać.Przekazuję słuchawkę.- NIE! - zawył pan Delambre.I rozłączył się.Ale stał przy aparacie jak sparaliżowany, wmilczeniu, bez ruchu.Yasmine z napięciem się we mnie wpatruje, czy teraz, ale jawiem, że negocjator po takiej odpowiedzi pójdzie za ciosem.Faktycznie parę sekund pózniej telefon znowu dzwoni, ale tymrazem odzywa się nie negocjator z RAID, tylko kobieta.Młoda.Na moje ucho poniżej trzydziestki.- Tato?.Głos dzwięczny, wzruszony.Pan Delambre przestępuje z nogina nogę.- Tato, proszę cię, odezwij się.Ale pan Delambre nie może mówić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]