[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedział, dlaczego, ani jak, ani kiedy dojdzie do spotkania.- Niczego sobie nie przypominam - powiedział ochrypłym głosem.- Podaliśmy twój rysopis za pośrednictwem naszego nadajnika telewizyjnego.Informację przejęły inne sieci, i w ten sposób ona ciebie rozpoznała.Była tu już wczoraj.Powiedziałem, że muszę cię przygotować.- Może.może ona się myli? - jęknął Gaynes.Intuicja podszeptywała mu, że to absurdalne i bezpodstawne przypuszczenie.- Dlaczego miałaby się mylić? - spytał Volke.“Tak, Gaynes, dlaczego miałaby kłamać?" Teraz bał się - bał się, że ta wyłaniająca się z nicości siostra zechce zabrać go z sobą gdzie indziej.Bał się na myśl o powodach, które skłoniły tę kobietę do przybycia tutaj.- Nie myli się - rzekł Volke.- Zresztą, popatrz.- Z kieszeni bluzy wyjął kwadrat lśniącego papieru: fotografię.Wstał, zbliżył się do Gaynesa i pokazał mu ją.Był to portret.Mężczyzna w wieku lat około czterdziestu lub niewiele mniej.Twarz kwadratowa, nieco obrzmiałe rysy, wyraźnie zarysowane usta.Gęste brwi nad bardzo czarnymi oczami.To był on.- To twój portret, prawda? Pochodzi sprzed kilku cykli.Gaynes wziął fotografię w drżące palce, i natychmiast zwrócił ją Volkemu.- Mieszka kilkaset kilometrów stąd - powiedział Volke.- Wyruszała, gdy tylko rozpoznała twój telewizyjny rysopis.Wygląda na to, że cię bardzo kocha.“Ja nie!" - pomyślał brutalnie Gaynes.- Zechcesz ją przyjąć? - zapytał Volke.- Zaraz?- Jak wolisz.Gaynes pomyślał: “Już wiem, dlaczego to szare niebo wydawało mi się dziś tak złowieszcze!"- Chciałbym, żeby Lone była ze mną - poprosił.- I ty także.- Naturalnie.Gaynes z trudem przełknął ślinę.Miał zupełnie wyschnięte gardło.Po krótkim wahaniu odważył się zapytać:- Czy ona.czy ona chce mnie z sobą zabrać?- Zabrać z sobą? - głucho wykrzyknął Volke.- Co za pomysł?Jednakże w jego szybkim spojrzeniu było coś jeszcze prócz zdziwienia albo raczej Gaynes odgadywał, że Volke odrobinę za mocno podkreśla, że jest zaskoczony.jakby sam próbował bronić się przed rozważaniem takiej ewentualności.- Jesteś panem swoich czynów, Gaynes - powiedział po krótkim namyśle.- Oczywiście masz wolny wybór.Thenday jest świadkiem twojej przeszłości i może dostarczyć nam i tobie danych, które pozwolą na skruszenie mechanizmu cenzury, powodującego twoją częściową amnezję.To wszystko.Dlatego myślę, że dobrze będzie, jeśli ją przyjmiesz, i po to ona przyjechała.- Doskonale - rzekł Gaynes.- A więc natychmiast, jeśli mogę cię poprosić.- Idę ją uprzedzić.I powiadomić Lone.Na progu Volke odwrócił się.- Jeszcze coś - dodał.Znamy twoje prawdziwe imię.Nazywasz się Derryan.- Wolę Gaynes - rzekł Gaynes.- Przyzwyczaiłem się już do niego.Tak jak przyzwyczaił się do swego ciała, do swojej twarzy.Volke wyszedł.W czasie jego nieobecności Gaynes siedział nieruchomo w fotelu, ze spojrzeniem wbitym w rozmyty krajobraz za oknem.Kolor niektórych brzóz miał ten sam odcień co żółtko jajka, które zjadł rano.Potem wrócił Volke.W towarzystwie Lone i tej kobiety, która nazywała się Thenday i twierdziła, że jest jego siostrą.7.Gaynes wstał, podjąwszy niewzruszoną decyzję: zamknie się całkowicie w sobie, będzie zachowywał się w sposób wręcz odpychający.Skoro swoim wyglądem nie może niczemu zaprzeczyć, to jednak wolno mu w ostatecznym i śmiesznym geście protestu ukryć się za jakąś maską.Wstał i pogardzając sobą w duchu za godny pożałowania brak stanowczości - rozpłynął się w uśmiechu na widok wchodzącej Lone.- Dzień dobry - powiedziała Lone.Pocałowała go po przyjacielsku w policzek i w pośpiesznej pieszczocie musnęła koniuszkami palców jego twarz.Gaynes odwzajemnił się jej lekkim grymasem.Nawet nie wykonał gestu, z jakim zamierzał zwrócić się do niej.Lone uśmiechnęła się znowu; jej oczy mówiły: “Wszystko w porządku.Gaynes, wszystko w porządku."Usiadła w fotelu obok niego i założyła nogę na nogę.Była w sukni długiej aż do ziemi, z grubej wełny, i starannie zapiętej pod szyją, rękawy rozszerzały się przy nadgarstkach.Strój ten, w kolorze fioletowym, ozdobiony tylko złocistą lamówką z rudym odcieniem, podkreślał zarys jej piersi i ramion.Nie nosiła żadnej biżuterii.Uczesana była zwyczajnie, dwie fale gęstych włosów otaczały jej twarz sięgając do ramion.Gaynes zanotował te szczegóły automatycznie.Potem całą uwagę skupił na Thenday siedzącej koło Volkego, pięć, sześć kroków dalej.W pokoju zapanowała na chwilę przytłaczająca cisza.Inicjatywę skruszenia tej skorupy zażenowania podjęła niespodziewanie Thenday.Ruszyła w stronę Gaynesa.Zatrzymała się przed nim i uśmiechnęła nieśmiało.- Jestem Thenday - powiedziała.- Thenday.Gaynes poczuł, jak wszystko w nim topnieje.i gdy rozpadały się jego wspaniałe obronne plany potraktowania jej po chamsku, potęgowało się w nim zakłopotanie.Rzucił zrozpaczone spojrzenie Volkemu, który swobodnie podszedł do nich.- On pani nie poznaje - rzekł Volke.Gaynes przytaknął.Usta mu drżały, uniósł ręce w sztucznym, pełnym strapienia geście, potarł sobie czoło i nos.Kiedy znów odważył się spojrzeć na Thenday, zobaczył szczere łzy błyszczące w jej brązowych oczach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl