[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielkie nieba! Gdyby tylko ona i Kai wcześniej dostrzegli zaczątki buntu, uciekliby się do Dyscypliny.I co by im to dało? Uśmiechnęła się do siebie.Czterej Uczniowie w pełni kontrolujący swoje wewnętrzne zasoby i tak by nie poradzili sześciorgu grawitantom - chyba, żeby ich zaskoczyli.Tymczasem to grawitanci zaskoczyli Uczniów.Ich czwórka nawet się nie mogła strategicznie wycofać, bo by zostawili grawitantom zakładników - najsłabszych uczestników wyprawy.Varian zatoczyła krąg nad starym obozem i natychmiast wypatrzyła dołek dość daleko od miejsca, gdzie kiedyś stała kopuła geologa.Thek się sporo naszukał czujnika.Aparat musiał zostać kopnięty w całym tym zamieszaniu, a potem pogrzebany pod stertą martwych bestii.Mijające lata jeszcze głębiej pogrążyły go w pyle i piachu.Ile piachu osiadło w amfiteatrze w ciągu roku? Ile minęło lat? Ile lat!Dziewczyna zdecydowanie zmieniła tok myśli i skręciła ślizgacz w bok.Od razu zobaczyła połamane drzewa; to stąd niedawno startował Kai.Wylądowała w tym samym miejscu, cały czas nadsłuchując, czy indykator nie wykaże istnienia jakiejś formy życia.Cisza.Varian otworzyła kopułę.Widać było pozostałe ślizgacze - częściowo odsłonił je Kai, starając się odciąć zarastające je pnącza, a częściowo startujący pojazd, łamiąc drzewa.Jeśli dopisze im szczęście, zdołają odzyskać i uruchomić wszystkie pojazdy.Powinni z nich korzystać jak najczęściej, skoro na dole czają się takie stwory jak ten, który zaatakował Kaia.O, gdyby tak miała obezwładniacz!Za nic nie mogła odgadnąć, która z istot, jakie widziała tu przed buntem, mogła aż tak pokaleczyć chłopaka.Kopnęła zasłonięty zielskiem ślizgacz - uniosły się chmary owadów, więc się cofnęła.Żadne z tych stworzonek nie przypominało pijawki.Varian wróciła do swojego ślizgacza i uniosła się w powietrze; stopniowo rozszerzała spiralę lotu, a indykator potrzaskiwał.Nie było tu po co zostawać.Skierowała się na północny zachód, a jej ptasi strażnicy za nią.Dziewczyna, dziwnie uspokojona ich widokiem, uśmiechnęła się do siebie.Była przekonana, że buntownicy musieli pozostać w północno-zachodnim obozie.To tam spędzili “dzień odpoczynku" i zapewne ukryli gdzieś w pobliżu zsyntetyzowane zapasy.Bakkun rozpoczął bunt od północnego zachodu, a nie odobozu południowo-zachodniego, zbudowanego dla Dimenona i Margit.Poza tym na północnym zachodzie najlepiej się udawały polowania.Obóz pomocniczy, gdzie tak krótko mieszkali Portegin i Aulia, zbudowali na jednej ze stromych turni, wypchniętych niegdyś z ziemi przez siły wulkaniczne; owe skały o płaskich wierzchołkach wyglądały jak resztki kamiennego przejścia.Na szczyt wiodła tylko wąziutka ścieżka - tu mogły atakować tylko małe, ruchliwe stworzenia.Jednakże obecność Tyrannosaurusa, którego Varian nazwała kłączem i wielkich, żarłocznych roślinożerców sprawiła, że owe małe stworzenia albo wiodły nocny żywot, albo też były bardzo potulne.Jedne trzymałyby się z dala od nieznanych dźwięków i zapachów, inne zostałyby odstraszone przez bramki ochronne, nawet gdyby wyłączono główne pole siłowe, żeby oszczędzać energię.Pola siłowe były obliczone na trzy, cztery standardowe lata, więc ich brak lub obecność powinny dać Varian jakąś wskazówkę co do upływu czasu.Samotne, wyniosłe skały sterczały z trawiastej równiny - nie było tam żadnych zarośli, ani kęp drzew, które by umożliwiły Varian niepostrzeżone zbliżenie się na odpowiednią odległość lub ukrycie cennego ślizgacza.Nie miała broni, więc nie mogła ryzykować dłuższej pieszej wędrówki przez równinę - chyba, że grawitanci przepędzili zarówno drapieżne, jak i roślinożerne zwierzęta.Może buntownicy nadal byli w obozie - nie chciałaby im ujawnić, że jej grupa znów się pojawiła.Znalazła się już w pobliżu dawnego obozowiska, więc ponownie włączyła indykator; wyłączyła go przedtem, bo okropnie ją denerwowało, że stale tylko brzęczy, a nie wyłapuje żadnego znakowanego zwierzęcia.Chwilę później zobaczyła tumany kurzu.Szybko stłumiła nawrót dawnego przerażenia i uciekła się do Dyscypliny, żeby zapobiec niepożądanym reakcjom emocjonalnym.Dostrzegła również, teraz już bez zdenerwowania, czarną falującą linię - galopujące zwierzęta.Wzniosła się wyżej, żeby zajrzeć poza tumany pyłu i włączyła przedni ekran.Indykator brzęczał wściekle, potem nagle zamilkł i dziewczyna zobaczyła to, co kryła pyłowa zasłona.Ogromne cielsko drapieżcy - kłącza, zwanego na Ziemi Tyrannosaurus rex.Straszliwy jaszczur gnał wściekle, lecz wcale nie ścigał bezmyślnie uciekających roślinożerców.Przed kłączem mknęła mała figurka.Varian podkręciła powiększenie i aż sapnęła ze zdumienia, pomimo Dyscypliny.Niezgrabnego, lecz nieustępliwego kłącza poprzedzał człowiek; wspaniale zbudowany młodzieniec o długich, mocno umięśnionych nogach umykał przed jaszczurem z zadziwiającą szybkością.Wyglądało na to, że kieruje się ku jednej ze skał, ale miał jeszcze długą drogę do przebycia.I chyba nie zdąży - wskazywały na to napięte z wysiłku mięśnie szyi, pot zalewający twarz, ciężki oddech.Varian przyjrzała się dokładniej kłaczowi; dlaczego pogardził mięsistymi roślinożercami i gnał za człowiekiem? Już wiedziała - poniżej prawego oka bestii tkwiła gruba dzida
[ Pobierz całość w formacie PDF ]