[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale to nie znaczy,że było niemożliwe, więc 2 Inkrustowana Czaszka powinien się mar-twić, że mógłbym spróbować.Nietrudno się domyślić, że gdybym chciał uciec czy nawet tylkozaczął planować ucieczkę, w okamgnieniu zostałbym wypatroszonyjak gęś na Boże Narodzenie.Ale może należy tak zrobić? - zastanawiałem się.Nie należy prze-cież zapominać, że pani Koh to autorka Kodeksu Norymberskiego.To ona przeprowadziła Grę, prawda? Nawet jeżeli nie była najlepiejznaną ze Strażników Dnia - według 2 Inkrustowanej Czaszki takimbył 11 Wir z iksyjskiego Klanu Ocelota lub Ugotowany Tapir, którypracował dla Pakala Wielkiego w Palenque - mogło się okazać, żenajlepiej mieć panią Koh po swojej stronie.Może ta kobieta była wy-jątkowa, może naprawdę należała do najlepszych Strażników Dnia-takich, jacy rodzą się raz na b'ak'tun, jak rzekł kiedyś 2 InkrustowanaCzaszka.Może po spotkaniu z nią wszystko zacznie się toczyć gładko.Przecież tylko pani Koh potrafi wyjaśnić wszelkie niedopowiedzeniaz Kodeksu.Może nawet będzie umiała od razu przeanalizować, przezkogo nastąpi koniec świata.Wystarczy, bym przekazał to imię zespo-łowi badawczemu w dwudziestym pierwszym wieku, i świat da sobieradę.I może jeszcze ta kobieta poda mi notowania paru transakcjina giełdzie.Jeżeli/kiedy wrócę, stanę się bardzo bogaty, bogatszy niżksiążę Al-Walid bin Talal bin Abdul Aziz al-Saud, dwudziesty naj-bogatszy facet na świecie według listy Forbesa.I tego powinienem się trzymać, pomyślałem.Przynajmniej narazie.Nie warto myśleć za dużo.Zapytałem, czy ludzie, którzy nas śledzą, mogą pochodzić z Teoti-huacan.Hun Xoc przyznał, że ktoś stamtąd mógłby ich wynająć, alepo co? A pani Koh - czy raczej Dwudziesta Druga Córka Niebiań-skich Tkaczy, bo tak ją nazywano, by przez wypowiedzenie prawdzi-wego imienia nie zaalarmować uay pani Koh - nie wynajęłaby ludzi, ponieważ to dziewięcioczaszkowa Strażniczka Słońca.Na pewno jużzobaczyła w jednej ze swoich Gier, że nadchodzimy.- Racja - zgodziłem się potulnie, ale w duchu pomyślałem: niesądzę.Na nic talent, choćby nie wiem jak wielki.Gra to nie krysz-tałowa kula.MORZE.Prekambryjski zapach soli, czy raczej woń małych stworzeń-wielbicieli soli.Spojrzałem po swoich towarzyszach.Widać było, żeteż to czują, poznawałem po przyśpieszonych ruchach.Znajdowali-śmy się niemal na krańcu suchego świata.Jutro dotrzemy nad zato-kę i na szlaki handlowe prowadzące do Imperium Ostrzy oraz Mo-rza Skrzydeł. [4Z]Dwa canoe i ich załogi czekały już w ustalonym miejscu wybrzeża -naukrytej plaży, trzy mile na północ za ujściem rzeki.Nie mogłopozostać jednak żadną tajemnicą, skoro przyglądały się temu po-nadtrzy setki niechlujnych ludzi rozrzuconych na spłachetku żółtegopiasku poprzecinanego czarnymi pasmami lawy.Leżało tu takżetruchło rzecznego żarłacza - negapriona - pulsujące w rytm ruchufal.Po raz pierwszy od momentu wyruszenia mieliśmy opóznienie.Właściciele łodzi powiedzieli, że z powodu wybuchu wulkanu wiośla-rze boją się, że zostaną ugotowani i zjedzeni przez Ziemską Ropuchę,dlatego musimy przepłynąć dalej, niż to zwykle uznawano za bez-pieczne.I oczywiście zażądali wyższej zapłaty, niż była umówionaparę godzin wcześniej.Na dodatek musieliśmy zatrudnić poważane-go tutaj k'al maac, czyli kogoś, kogo w Afryce nazywa się inyanga-doktora wody, który pomoże nam w przeprawie, lejąc świeży olej nafale lub nieustannie śpiewając czy robiąc podobne rzeczy.Sądziłem,że to jakiś hochsztapler, ale pózniej zobaczyłem, jak mężczyzna używadziwnej i - jak na moje oko - prostej wersji Gry, by przewidzieć mor-ską pogodę.18 Zmiercionośny Deszcz potargował się jeszcze i wkrót-ce znalezliśmy się na pokładzie.Tylna straż pozostała na brzegu, abysię rozejrzeć i sprawdzić, czy nadal jesteśmy śledzeni.Potem mielido nas dołączyć.Ofiarowaliśmy krew Opiekunom Północnego Za-chodu i odbiliśmy. Mogłoby się wydawać, że nie da się zmieścić ponad dwustu osóbw dwóch canoe, ale to nie były wyroby Old Town Canoes Co.z Maine.Na oko każde miało dziewięćdziesiąt pięć stóp długości i osiem stópw najszerszym miejscu.Dłubanki, a raczej dłubankowypalanki z ma-honiowych pni wielkości sekwoi z kalifornijskiego rezerwatu nadZatoką Humboldta.Każdy z nich mógł śmiało konkurować z Luną,królową sekwoi z tamtych okolic.Aódz prowadząca miała przymo-cowaną na dziobie małą głowę na długiej szyi, przypominającą łebelazmozaura, a druga - w której siedziałem - uwieńczona zostałahomaropodobnym stworzeniem z antenką.Czarne kadłuby pokrytebyły łuskami z pomarańczowymi i białymi glifami, lśniącymi odoleju z manata.Nad pokładami rozpięto baldachimy, upodabniającecanoe do barki Kleopatry, jednak 12 Kajman szybko kazał je zdjąć,by płynąć szybciej.Nigdzie nie widziałem żagli.Zastanawiałem sięprzez chwilę, czy nie pokazać załodze, jak skorzystać z wiatru, alezaraz uznałem, że lepiej nie przyciągać uwagi.Gdy tylko pokonaliśmy fale przyboju, krewniacy wyraznie się roz-luznili.Nareszcie, po raz pierwszy od opuszczenia Kakaowego Miasta,mogli swobodnie porozmawiać.- Ac than a puch tun y an I pa oc in cabal payee tz'oc t pitzom? -zabrzmiało nagle.Pamiętasz, jak graliśmy tu i pierwszy raz wybiłeśoko?Zajęło mi chwilę uświadomienie sobie, że zwrócono się do mnie.- B'aax? - zabrzmiał znowu ten sam głos.Odpowiednik zwrotu:Ziemia do 10 Scynki, halo?Mówił do mnie 2 Ręka, brat Hun Xoca.Siedział za mną, a HunXoc przede mną.Ze znacznych ludzi na pokładzie znajdował się rów-nież 3 Powracająca ma, upamiętniacz, oraz 4 Rozwidlony Język, je-den z moich dublerów.Nasi akolici siedzieli z lewej strony.Odwró-ciłem się.-Ma'ax ca'an - odpowiedziałem.To nie byłem ja.-Tak? Tamten zawodnik upadł, a ty odbiłeś piłkę biodrem tak,że uderzyła go w tył głowy.Opaska ochroniła mu głowę przedrozbi- ciem, ale wypadło mu oko.- 2 Ręka był duży i krępy z okrągłą twa-rzą i o wypukłych jak u owada oczach.Teraz rozwarł palcami powie-ki prawego oka i wytrzeszczył je na ile się dało.- Ale drugim okiemwciąż widział, więc próbował włożyć to, które wypadło, do oczodo-łu, ale nie mógł, a nie wiedział, co zrobić, ale czuł, że zaraz zemdleje,a nie chciał, żebyśmy dorwali to oko.Więc je zjadł.-Nie pamiętam tego - stwierdziłem.-Powinieneś zjeść wielką miskę tapioki - odezwał się do brataHun Xoc.Był to idiom:  nie podniecaj się tak".Szakal wpewnym sensie został skazany na damnatio memoriae i pytaniemnie o coś, co zdarzyło się przed podmianą, było niebezpieczniebliskie złamania zasady, że nie wolno wymawiać mojegowcześniejszego imienia.Ale 2 Ręka chyba nie przywiązywał dotego szczególnie dużej wagi.Usłyszałem, jak 4 Rozwidlony Język próbuje stłumić chichot.-Naprawdę tak było? - zapytałem.-Niezupełnie tak - mruknął Hun Xoc.-Dokładnie tak - zaoponował 2 Ręka.- A pamiętasz 22 Strupa?-zwrócił się do mnie.Cmoknąłem, że nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl