[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy naprawdę nigdy gdzieś tam w głębi nie czułeśsię urażony? Czy nigdy cię nie obraziłam, znieważyłam czy coś takiego? Na bogów, mam nadzieję,że tego nie zrobiłam, bo dla mnie byłeś zawsze taki dobry.- płaczliwie pociągnęła nosem.- Tor, nigdy nie mogłaś mnie obrazić.Spojrzała na jego nic nie wyrażającą twarz, starając się coś wyczytać z tego monotonnegogłosu.- Naprawdę? To znaczy, naprawdę? Naprawdę mnie - lubisz?- Naprawdę lubię cię", Tor.Tak, lubię.- Twarz bez oblicza spojrzała na nią.- Skąd możesz wiedzieć? - Uśmiechnęła się.- Nie myślałam, że jesteś do tego zdolny.Sądziłam, że nie możesz.Czuć cokolwiek.O to mi chodzi.Zawsze myślałam, że jesteś - no, tępy.Bez obrazy - dodała pośpiesznie.- Tor, mam w sobie bardzo wymyślny komputer.Nie zaprogramowano mnie na osądzanie, zwyjątkiem kwestii prawnych.Lecz na moim poziomie złożoności trudno nie oceniać.Potrzebujęstałego regulowania.- Och - kiwnęła głową.- Chyba zawsze wiedziałam, że jesteś czymś więcej niż tylkourządzeniem załadowczym.To znaczy, czy urządzenie załadowcze wiedziałoby, jak ułożyć mojewłosy? Albo.- Umilkła, gdy sobie coś przypomniała.- Albo lecieć do Sinych z każdymsłówkiem, które wymknęło się komuś na Ulicy.- Wzruszyła ramionami.- Albo uratować mi życie,co, Polly.? - Poklepała go po piersi.- Och, do diabła, miewaliśmy i dobre dni, nie? Pamiętasz, jakstary Stormprince mi cię przydzielił? Bogowie, jaka byłam z siebie dumna! Czy wiesz, żemyślałam, iż w życiu nie osiągnę nic większego od dostania ciebie? Kto by pomyślał.Ale może toi prawda.Nigdy tego nie żałowałam.Nigdy.- Wolną ręką przesunęła po swych gładkich włosach.-Długo chyba potrwało, nim zrozumiałam, co oznaczało dla mnie bycie Persefoną.- Spojrzała naswe dłonie, na których od dawna nie było odcisków.- Dlaczego miga to światełko? Czyzapomniałam ci coś zrobić? - Wstała niepewnie.- Nie, Tor.Oznacza ono, że wygasł mój kontrakt.Opanowało ją zdumienie.- Och.Wiedziałam.to znaczy, wiedziałam, że wygaśnie dzisiaj.Ale.- Myślałam, że nikttego nie zauważy.Przełknęła ostatnie upijające ciastko, zgniotła bezlitośnie i wyrzuciła torebkę.Wszędzie całą Ulicę wypełniały śmieci.- Czy chcesz teraz odejść?- Nie, Tor - Polluks spojrzał na nią bez wyrazu.- Jeśli jednak szybko nie znajdę się nakomendzie policji, przestanę działać i zostanę sparaliżowany.- Och - powiedziała ponownie.- Nie wiedziałam.W takim razie lepiej ruszajmy.- Wzięłago pod grube, krągłe ramię i wrócili na Ulicę, poszli nią w górę po własnych śladach.Oglądała sięza siebie, póki nie zaczęło się jej kręcić w głowie, wtedy znowu patrzyła prosto.- Co się teraz ztobą stanie, Polly? Gdzie pojedziesz?- Nie wiem, gdzie zostanę wysłany, Tor.Wpierw jednak zostanę przeprogramowany iwyposażony w nowe informacje.Zapomnę o wszystkim, co działo się tutaj.- Co? - Zatrzymała go, zapierając się piętami.- To znaczy, że nie będziesz pamiętał niczegoo Krwawniku? O mnie?- Tak, Tor.Niczego nieważnego.Niczego.Niczego.- Zwrócił się do niej.- Czy mnie lubisz,Tor?Zamrugała.- No jasne.Jak bez ciebie bym przetrwała wszystkie te lata? - Ale to było za mało, jakoś todostrzegała, patrząc na niego, choć nie widziała żadnej twarzy.- To znaczy.naprawdę cię lubię.Jak prawdziwego przyjaciela.Jak prawdziwego człowieka.Gdybyś nie był maszyną, to wiesz,może nawet bym cię.- roześmiała się ze skrępowaniem.- No wiesz.- Dziękuję ci, Tor.- Uczynił ruch przypominający ukłon i ruszyli znowu.Gdy byli już blisko Sinej Alei, minęli małą grupkę zamaskowanych balowiczów, idącychim naprzeciw z muzyką i śmiechem.- Patrz, Polly, jest tam Królowa Lata! Mija nas przyszłość.- Wśród menażerii masekdostrzegła jedną odkrytą twarz, dziwnie jej znajomą pod strzechą ognistych włosów.SparksDawntreader? Usiłowała lepiej przyjrzeć się tej twarzy, lecz zniknęła już w odchodzącej grupie.Nie.Pokręciła głową, nie chcąc w to uwierzyć.To niemożliwe.Niemożliwe.Polluks zwolnił i skręcili ku wejściu do Sinej Alei.53Jerusha westchnęła i odchyliła się w fotelu za biurkiem nocnej służby, błądząc oczyma poniemal opustoszałym pokoju.Dosłownie wszyscy policjanci patrolowali ulice tej ostatniej nocyZwięta; spełniali swój końcowy, najbardziej nużący obowiązek na tej planecie.Nie mając nic, cochciałaby świętować, nie miała serca patrzeć na cały świat bawiący się bez niej, dlatego została wkomendzie.Stała przed kilkoma poważnymi problemami; sama się dziwiła, jaką męczarnią była dlaniej ta długa i pusta noc.Pusta.to odpowiednie słowo.Westchnęła znowu, nastawiła radio trochęgłośniej, by zagłuszyć przyszłość.Bogowie, co jest gorsze, nie wiedzieć, co się ze mną stanie, czyznać to na pewno!Tor Starhiker poruszyła się i przetarła oczy na pustej ławce pod ścianą, na której zasnęłakilka godzin temu.Najpewniej zasłabła.Jerusha czuła wyraznie, co od niej jechało, gdyprzyprowadziła tu jednostkę Polluksa.czy raczej on ją przyprowadził, cuchnącą, brudną i pełnątkliwych uczuć.Polrobot stał nieruchomo u końca ławki, można było odnieść wrażenie, że czuwanad śpiącą.Jerushy trudno było uwierzyć, że ktoś mógłby płakać nad robotem, choćby popijanemu.Ale kto wie? W ostatnich dniach straciła więcej niż tylko robota.Jeśli pragnęła spędzić teostatnie godziny, trzymając jego mechaniczną dłoń - lub upić się do nieprzytomności - to jejsprawa.Jerusha wyciągnęła paczkę iestów, najsilniejszą z rzeczy, jakie miała odwagę brać w ciąguostatnich pięciu lat.Posłała wiadomość rodzinie LiouxSkeda na Newhaven, przekazała imwszystko, czego się wreszcie dowiedziała.Może przyniesie to im więcej dobra niż mnie.- Co? - Tor nagle usiadła i się przeciągnęła.- Och.- Złapała się za głowę i brzuch.- Niedożyję przyjścia Letniaków.Jerusha uśmiechnęła się lekko i pochyliła nad konsoletą komputera.- Jeśli chcecie wymiotować, idzcie do łazienki, nie róbcie tego tutaj.- Jasne.- Tor oparła głowę na dłoniach.- Która godzina? Jerusha zerknęła na zegarek.- Zbliża się pora, bym ruszyła do portu.- Na częstotliwości łączności policyjnej wezwałakilku dodatkowych ludzi, by doglądali komendy, gdy wyjdzie, i by towarzyszyli jej przy spełnianiuostatniego obowiązku na tej planecie.- To znaczy.na ofiarę? - Tor uniosła głowę.Jerusha przytaknęła.- Hmm.Wiecie, chciałamtylko powiedzieć.podziękować, że pozwoliliście mi zatrzymać Polluksa aż do wygaśnięcia jegokontraktu.To znaczy, wiem, że wiedzieliście, że słyszałam.no wiecie.- Wzdrygnęła się.- Nie przypominajcie mi.- Jerusha wstała i przeciągnęła się.Zlamazara.PalaThion, jesteśślamazarą, pomyślała, radując się przyznaniem do tego.- No, jednak, Polly i ja.- Tor urwała, zwróciła do Polluksa, gdy do komendy wszedł ktośjeszcze, wysoki mężczyzna, pozaziemiec.Jerusha złapała się za narożnik biurka.- Miroe!Stanął z dala od Tor na środku pokoju.- Jerusho.- Jego głos brzmiał równie głupio co jej.- Nie sądziłem, że cię tu zastanę.ale niewiedziałem, gdzie indziej mogę cię szukać.- Wydawało się, że nie wie, co powiedzieć, gdywreszcie ją odnalazł.Był ubrany jak każdy zimacki żeglarz, miał zaczątki brody.- Tak, nadal pracuję, Miroe.Aż do Nowego Tysiąclecia - powiedziała z gorzkąbezmyślnością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]