[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kapitanie - ciągnął tymczasem starzec, który zapewne nie chciał zwracać się bezpośredniodo mającego rozmiary pająka automatu.- Nie widzę - chociaż to kolejna przenośnia -dla nas innego wyjścia poza kontynuowaniem poszukiwań Harfy.Nie możemy niczegouczynić dla twojego zmniejszonego przyjaciela.Możliwe, że czas albo zmiana sytuacjiprzyniosą rozwiązanie tego problemu.- Zgadzam się - zapiszczał Vuffi Raa, jeszcze zanim Lando miał szansę zastanowić sięnad odpowiedzią.Tymczasem zminiaturyzowany automat miał wystarczająco dużo czasu, by poświęcić gona dokładne zapoznanie się z wyglądem wnętrza dłoni swojego gigantycznego pana.Naskórek przypominał usiane głazami rumowisko, a delikatne wgłębienia przemieniłysię w wyorane pługiem głębokie bruzdy.Puls Landa przywodził na myśl bezgłośne, alesilne wstrząsy, powtarzające się regularnie co kilka minut.Widoczne w różnych punktachnaskórka otwarte pory wyglądały jak jamy, wykopane przez całe stado susłów.W końcu, kiedy Vuffi Raa znudził się oględzinami, usłyszał:- EEECCCHHHYYYBBBAAA EEEMMMAAASSSZZZ EEERRRAAACCCJJJEEE.Odpowiadając, zdołał sformułować i wypowiedzieć pytanie, dotyczące sposobupokonywania dalszej drogi.Oznajmił, że pragnąłby iść o własnych siłach - podobnie jakzamierzały uczynić to istoty ludzkie - ale nie sądził, by jego znacznie większa szybkośćporuszania pozwoliła mu nadążyć za większymi istotami, zwłaszcza że podłoga wydawałamu się bardzo nierówna i usiana wieloma przeszkodami.Zaproponował wobec tego, żechętnie skorzysta z jakiegoś środka transportu, i zapytał nieśmiało, jak ludzie wyobrażająsobie rozwiązanie tego problemu.- Zawsze marzyłem o tym, żeby nosić kolczyk w uchu - zwierzył się Lando zdumionemurobotowi.- Czy sądzisz, że zdołasz się tam utrzymać, nie odrywając mojej małżowiny?Dzięki temu porozumiewanie się byłobyłatwiejszei zmniejszyłoby się prawdopodobieństwo,86@ Lando Calrissian i Myśloharfa Sharówiż androidowi stanie się coś złego, jako że hazardzista będzie bardzo uważał, by nieuderzyć się w głowę.- Kapitanie - odezwał się Mohs, kiedy wszystko zostało uzgodnione.- Wydaje mi się, żeistnieje jakieś wyjście z tej komnaty.O ile się dobrze orientuję, znajduje się gdzieś pośrodku sali.W ciągu stosunkowo krótkiego czasu, kiedy Lando przebywał we wnętrzu piramidy,zwracał uwagę głównie na to, co było widać przez półprzezroczyste ściany.Pózniejzainteresował się Mohsemi stanem, w jakim znajdowały się jego oczy, a w końcu poświęcił całą uwagę małemurobotowi.Dopiero teraz mógł naprawdę przyjrzeć się wnętrzu.Nie było to wcale łatwe:podłoga połyskiwała, jakby wykonano ją z ułożonego na ciemnym podłożu przezroczystegoszkliwa.Hazardzista ujął starego Zpiewaka pod rękę i poprowadził jakieś pięćdziesiątmetrów na środek komnaty.W tym czasie Vuffi Raa trzymał się kurczowo, uczepionywszystkimi pięcioma mackami ucha swojego właściciela.Po chwili ujrzeli przed sobą łagodnie opadającą rampę, stanowiącą jakby częśćwypolerowanej podłogi - nieruchomą i pozbawioną jakichkolwiek ozdób czy chociażbybocznych barier ochronnych.Lando pomyślał, że nie zauważył jej od razu właśnie z tegowzględu, a także dlatego, iż spoglądał na nią z daleka, podniewielkim kątem, wskutek czego nie odróżniała się od widocznej po drugiej stroniebłyszczącej podłogi.Pośrodku pomieszczenia, pod samym wierzchołkiem piramidy, panował mrok.Słońce,jasno świecące na zewnątrz budowli, dziwnie kontrastowało z tymi ciemnościami.Hazardzista stwierdził, że działa mu to na nerwy.- No, przyjaciele, idziemy? - zapytał, nie zwracając się do nikogo w szczególności.Od nikogo nie otrzymał odpowiedzi.Wzruszył ramionami i postawił stopę na samym początku pochylni - przypomniawszysobie, kiedy właściwie było już za pózno - że właśnie przez coś takiego wpadł.nocóż, przede wszystkim przez coś takiego.Kiedy jednak przeniósł część ciężaru ciałana stopę, ustawioną na skraju lekko opadającej płaszczyzny, stopa ruszyła naprzód,jakby żyła własnym życiem.Lando podskoczył i szybko dołączył do niej drugą stopę.Przekonał się, że jadąc na czymś w rodzaju szklistej taśmy pozbawionego szczególnychcech transportera, porusza się, mimo iż nie idzie - czyli dokładnie tak, jak utrzymywałajedna z proroczych Pieśni Mohsa.Obejrzał się przez ramię.Starzec jechał kilka kroków z tyłu, ale sprawiał wrażeniezaniepokojonego.Zapewne nie był zachwycony faktem spełnienia się jednej zprzepowiedni.No cóż - pomyślał Calrissian
[ Pobierz całość w formacie PDF ]