[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brolin zaczynał rozumieć, dlaczego wsadzono im Ben-leya Cotlanda. Jeszcze jeden maminsynek wprowadzony po znajomości na teren zupełniemu nieznany.Narobi nam u niezłego gnoju!" - pomyślał.- Dobrze, panowie.W tej chwili nie ma sensu wyciągać pochopnychwniosków - rzucił Chamberlin, obejmując wszystkich wzrokiem.- Brolin,niech się pan zabiera do pracy, Meats będzie panu pomagał, a Salhindro mabyć gotów, gdyby potrzebował pan patroli do przeczesania terenu.Panowie,chciałbym, żeby sprawa była rozwiązana jak najszybciej i bez wpadki.Zczymś takim, bądzcie pewni, prasa będzie nam deptać po piętach.Proszęwięc, żadnych głupstw.Spojrzał na prokuratora.- Panie prokuratorze, czy ma pan coś do dodania? Prokurator podniósł się zkrzesła.- Pozostaje mi po prostu wszystkim podziękować za współpracę i życzyćpowodzenia.Jego wzrok zatrzymał się dłużej na Brolinie, po czym prokurator pożegnałsię i wyszedł.Reszta również zaczęła zbierać się do wyjścia.KapitanChamberlin przywołał Bro-lina gestem dłoni.- Tak, panie kapitanie?- Proszę chwilę zostać; mam panu coś do powiedzenia.Brolin zaczekał, ażwszyscy wyszli, po czym zamknąłdrzwi.- Wiem, że nie chce pan mieć na głowie tego Bentleya.Brolin przytaknął tjuż chciał coś powiedzieć, ale Cham-berlin podniósł głos o ton, zmuszając go tym samym do milczenia.-.ale nie ma pan wyboru, gdyż ja go nie mam.Bentley Cotland jestsiostrzeńcem prokuratora Gleitha, dlatego, mimo młodego wieku, zostałmianowany na to stanowisko.No tak, stąd ta poufałość między prokuratorem a młodym zastępcą.Brolinpokiwał głową z niechęcią.Kapitan Chamberlin mówił dalej:- Gleith rządzi tym miastem; mówi się, że ma w ręku burmistrza.za jakąśhistorię z łapówkami podczas kampanii wyborczej.A burmistrz to równieżnasz szef.Chamberlin obszedł biurko, stanął obok Brolina i położył mu rękę naramieniu.- Jedno, o co pana proszę, to żeby zniósł go pan przez kilka dni.Po prostuniech go pan wszędzie ze sobą bierze, a po tygodniu nieprzespanych nocyspędzanych na sekcjach czy na wizjach lokalnych będzie błagał wuja, żebyodesłał go za biurkaBrolin przełknął ślinę.Milczał.- Nie mamy wyboru.Liczę na pana.Brolin.Chamberlin poklepał goprzyjacielsko po ramieniu.- I błagam, tylko spokojnie.12Profesor Thompson postukał w tablicę piórem.- Syndrom sztokholmski to zachowanie, można by powiedzieć, paradoksalne- wyjaśnił, wskazując schemat wykreślony kredą.- Jest to zaskakujący stanpsychiczny, gdyż podlegająca jego wpływowi ofiara przechodzi na stronę na-pastnika.Nazwa tego zjawiska pochodzi od wydarzenia, które odnotowanow Szwecji w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym trzecim roku.Otóż podczasporwania zakładnicy okazali sympatię, a nawet pełne zaufanie do swoichporywaczy.Doszło do tego, że w momencie, kiedy siły porządkowe uwal-niały porwanych, wzięli oni stronę przestępców, a następnieodmówili złożenia skargi i zeznawania przeciw nim.W koń-cu, rzeczwyjątkowa, jedna z ofiar kilka lat pózniej poślubiła tego, który ją porwał.Cała grupa studentów była pod wrażeniem tej niewiarygodnej historii,która, gdyby była filmem, zostałaby potraktowana jako nieprawdopodobna;wręcz śmieszna.Juliette patrzyła na tablicę, ale nie słuchała.Uczestniczyła w tym wykładzierok wcześniej, a profesor Thompson omawiał znany jej już temat niemaltymi samymi słowami.Myślami była daleko od sali wykładowej; rozsądekprzestał hamować emocje.Znów ogarnęła ją trwoga, która pojawiła się wrazz wiadomością, że ktoś popełnił identyczną zbrodnię jak Kat z Portland".Leland Beaumont.Leland Beaumont nie żył.Juliette doskonale pamiętała osuwające się naziemię ciało i rozpłataną czaszkę trafioną kulą z pistoletu Brolina.Prasa jakzwykle przedstawiła zdarzenie w sposób bardziej sensacyjny niż prawdziwyZ pewnością niedługo się okaże, że ta nowa zbrodnia wcale nie jest aż takpodobna do morderstw Lelanda.Uwaga wszystkich skupi się wówczas nazatrzymanym mordercy, jakimś biedaku, który nie ma absolutnie nicwspólnego z Lelandem Beau-montem. Tak to się zawsze odbywa" -pomyślała Juliette
[ Pobierz całość w formacie PDF ]