[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Im mniej będziesz miał dzieci, tym dłużej pożyjesz, tym lepiej zajmą się tobą fachowcy-geriatrzy.Przyrost naturalny spadł do zera niemal z dnia na dzień.Skłonni dotychczas do spontanicznego mnożenia się ludzie postanowili, że skoro mają się już tłoczyć na tej planecie, to zadowolą się własnym towarzystwem, a dzieci mogą poczekać.Życie, owszem, ale własne, skoro można je aż tak wydłużyć.Skutkiem tego każde dziecko z następnego pokolenia oprócz matki i ojca miało całą masę krewnych w nader podeszłym wieku.Na przeciętne małżeństwo przypadało dziesięciu do piętnastu samotnych starców.Młode pokolenie nie miało za co utrzymywać antenatów, nie miało też ich gdzie podziać.Byli zatem ciężarem dla rządu.Trzeba jednak przyznać, że z roku na rok wydawano na nich coraz mniej pieniędzy, pomimo cudów medycyny bowiem, pokolenie to jednak wymierało.Gdy zaczęto budować nowoczesne miasta przeznaczone dla nowych, naukowo zaplanowanych pokoleń, postanowiono czasowo ulokować w nich gerontów.Stosunkowo niedużym kosztem można było zapewnić im tam godziwe warunki życia, najlepszą żywność i opiekę medyczną.Życie w dawnych miastach stało się o wiele wygodniejsze, gdy wyeliminowano z ich społeczności starzejącą się i gorzkniejącą większość.Leki geriatryczne działały całkiem dobrze, ale tylko do chwili ukończenia stu pięćdziesięciu lat.Dało to podstawy do opracowania długofalowego planu, eufemistycznie określającego zjawisko jako „wymianę pokoleń".Słowa „wymieranie" wołano unikać.Gdy zatem obecni mieszkańcy tych pięter „ulegną wymianie" i zostaną pochowani w dowolnie wybranym miejscu, będą mogli wprowadzić się tu młodzi.Czysta sprawa, przykład wspaniałej organizacji.Można było tak myśleć, dopóki unikało się poziomów zamieszkanych przez starców.Patrząc wciąż przed siebie, Gust przemykał pełniącym funkcje ulicy korytarzem, nie zwracając uwagi ani na sauny, ani na łaźnie czy tropikalne ogrody i piaszczyste plaże, które mijał po obu stronach.No i na ludzi.Z ulgą powitał znajomy widok następnego zespołu wind.Gdy tylko drzwi się zamknęły, hiperpoprawnie wymówił „pięćdziesiąt".*Do końca długachnego korytarza dotarł w chwili, gdy jego zmiana kończyła już pracę.Dalej, w blasku przymocowanych do wysokich stojaków reflektorów, widać było nagi beton ze śladami szalunku.- Mamy kłopoty z maszyną, panie Crabb - przywitał go majster.Ci ludzie wychowali się w świecie, w którym maszyny nie zawodziły i drobna nawet usterka mocno ich frustrowała.- Zajmę się tym.Jak zbiornik?- Napełniony do połowy.Opróżnić?- Nie trzeba.Sam sprawdzę, zanim wezwę serwis.Wszystkie silniki maszyny zostały kolejno wyłączone i w sztucznej jaskini zapadła intensywna cisza.Głośne kroki brygady oddalały się coraz bardziej, aż umilkły i one, i odgłosy rozmów.Gust został sam.Wspiął się po drabince na szczyt masywnej maszyny do układania podłóg i włączył komputer.Zarządził kontrolę podzespołów, która nie wykazała żadnego uszkodzenia.Te na wpół inteligentne maszyny potrafiły doskonale analizować własną kondycję i sygnalizować niesprawność, ale czasem zawodziły, nie mogąc poradzić sobie z jakąś usterką lub wręcz jej rozpoznać.Gust wyłączył komputer i uruchomił maszynę.Urządzenie ożyło z przytłumionym łoskotem i zadrżało.Większość kontrolek zapłonęła na czerwono, zmieniając kolejno barwę na zieloną, w miarę gdy ożywały kolejne podzespoły.Gdy zazieleniła się również kontrolka gotowości, Gust zerknął na ekran po prawej, gdzie widać było betonową posadzkę pod maszyną.Świeżo położona powierzchnia podłogi kończyła się jak nożem uciął.Cofnął machinę kilka stóp, by ożywić sensory, potem ruszył naprzód z szybkością roboczą.Gdy tylko dotarł z powrotem do krawędzi, urządzenie wznowiło pracę, samodzielnie kontrolując skład mieszanki i szlak wylewania nawierzchni.Operatorowi pozostawało tylko włączenie go na początku i wyłączenie pod koniec.Gust jak zahipnotyzowany wpatrywał się w gładź nowej podłogi, nie dostrzegając żadnych niedokładności.Praca była całkiem miła i prosta, a przy tym ważna i potrzebna.Na pulpicie zapaliła się czerwona lampka, rozległ się brzęczyk.Gust zamrugał oczami, dostrzegając przez moment na ekranie coś ciemnego, co zaraz zniknęło z pola widzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]