[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdarzało się,że szli przed Harrym korytarzami, wołając: Przejście dla dziedzica Slytherina, potężnego czarnoksiężnika!Percy był wyraznie zgorszony takim zachowaniem. To wcale nie jest powód do śmiechu  skarcił ich za którymś razem. Zjeżdżaj, Percy  odpowiedział Fred. Harry się spieszy. Tak, zasuwa do Komnaty Tajemnic na filiżankę herbaty ze swoim jadowi-tym sługą  dodał George, chichocąc.Ginny też nie widziała w tym nic zabaw-nego. Och, przestańcie!  jęczała za każdym razem, kiedy Fred pytał głośnoHarry ego, kto ma być jego następną ofiarą, albo gdy George udawał, że przedkażdym spotkaniem z Harrym musi zjeść wielką główkę czosnku.Harry emu to nie przeszkadzało; czuł się nawet lepiej, widząc, że uznawaniego za dziedzica Slytherina wydaje się śmieszne przynajmniej Fredowi i Geor-ge owi.Natomiast ich wygłupy wyraznie złościły Dracona Malfoya, jeśli był ichświadkiem. A wiecie dlaczego? Bo aż go rozsadza, żeby oznajmić, że to on jest praw-dziwym dziedzicem Slytherina  powiedział Ron tonem znawcy. Wiecie, jaknie znosi, kiedy ktoś go w czymś wyprzedza, a Harry skupia na sobie całą uwagę. Już niedługo  powiedziała Hermiona z mściwą satysfakcją. EliksirWielosokowy jest już prawie gotowy.Za dzień lub dwa wyciągniemy z niego całąprawdę.W końcu nadszedł koniec semestru i zamek ogarnęła cisza głęboka jak śniegna otaczających go łąkach.Harry emu nie wydawała się wcale ponura; odnajdy-wał w niej spokój i cieszył się, że teraz on, Weasleyowie i Hermiona mają ca-łą wieżę Gryffindoru dla siebie, co oznaczało, że mogą grać w EksplodującegoDurnia, nie przeszkadzając nikomu, i ćwiczyć pojedynki.Fred, George i Ginnywoleli zostać w zamku niż jechać z rodzicami do Egiptu, żeby odwiedzić Bil-la.Percy krzywił się na ich zachowanie, które uważał za dziecinne, i nie spędzałwiele czasu w salonie Gryffindoru.Oświadczył im pompatycznie, że on zostajena ferie bożonarodzeniowe tylko dlatego, że jest jego obowiązkiem jako prefektawspieranie profesorów w tak trudnym okresie.Nadszedł ranek Bożego Narodzenia, zimny i mokry.Harry ego i Rona wcze-śnie obudziła Hermiona, która wpadła do dormitorium już kompletnie ubrana,137 przynosząc im prezenty. Pobudka!  krzyknęła, rozsuwając zasłony na oknie. Hermiono.nie powinnaś wchodzić do sypialni dla chłopców  powie-dział Ron, zasłaniając sobie oczy przed światłem. Wesołych świąt!  zawołała Hermiona, rzucając w niego prezentem.Jestem już na nogach od godziny, dodałam do eliksiru trochę much siatkoskrzy-dłych.Jest gotowy.Harry usiadł gwałtownie, całkowicie rozbudzony. Jesteś pewna? Absolutnie  oznajmiła Hermiona, podnosząc szczura Parszywka, żebymóc usiąść w nogach łóżka. Jeśli mamy to zrobić, to możemy dziś wieczorem.W tym momencie do pokoju wleciała Hedwiga, niosąc w dziobie bardzo małąpaczuszkę. Cześć!  powitał ją uradowany Harry, kiedy wylądowała na łóżku. Jużnie jesteś na mnie obrażona?Uszczypnęła go pieszczotliwie w ucho, co było o wiele milszym prezentemniż to, co mu przyniosła, a był to prezent od Dursleyów.Przysłali mu wykałacz-kę i krótki liścik, w którym zapytywali, czy uda mu się pozostać w Hogwarcierównież przez całe lato.Pozostałe prezenty były o wiele przyjemniejsze.Hagrid przysłał mu dużąpuszkę karmelowej krajanki, którą Harry postanowił zmiękczyć przez podgrza-nie.Ron dał mu książkę pod tytułem W powietrzu z Armatami, pełną bardzociekawych faktów o jego ulubionej drużynie quidditcha, a Hermiona kupiła muluksusowe orle pióro.W ostatniej paczce znalazł nowy, ręcznie robiony sweteri wielki placek ze śliwkami od pani Weasley.Kiedy wziął do ręki jej kartkę, prze-szyło go poczucie winy, bo pomyślał o samochodzie pana Weasleya, którego niktnie widział od czasu pamiętnej kraksy, i o punktach regulaminu szkolnego, któreon i Ron właśnie zamierzali złamać.Nikt, nawet ci, którzy planowali wypicie Eliksiru Wielosokowego, nie moglinie cieszyć się na bożonarodzeniowy obiad w Hogwarcie.Wielka Sala wyglądała naprawdę wspaniale.Pod ścianami stało kilkanaścieokrytych śnieżnym puchem choinek, z sufitu zwieszały się grube festony ostro-krzewu i jemioły, padał zaczarowany śnieg, suchy i ciepły.Dumbledore odśpiewałz nimi kilka swoich ulubionych kolęd, a Hagrid promieniał coraz bardziej (i gło-śniej) z każdym pucharem gorącego wina z korzeniami i koglem-moglem.Percy, który nie zauważył, że Fred zaczarował mu odznakę, tak że teraz za-miast słowa  Prefekt widniał na niej napis:  Pierdek , wciąż ich pytał, co tymrazem knują.Harry nie zwracał uwagi nawet na Malfoya, który robił głośne i ob-razliwe uwagi na temat jego nowego swetra.Wiedział, że przy odrobinie szczęścia138 za parę godzin dowiedzą się o Malfoyu wszystkiego.Ledwo Harry i Ron pochłonęli trzecią dokładkę bożonarodzeniowego puddin-gu, Hermiona dała im znak, żeby za nią wyszli. Musimy jeszcze zdobyć odrobinę tych, w których się zamienicie  powie-działa rzeczowym tonem, jakby wysyłała ich do sklepu po proszek do prania.Chyba jest oczywiste, że chodzi o Crabbe a i Goyle a, to jego najlepsi przyjacielei im powie wszystko.Musicie zdobyć parę ich włosów.No i musimy być pew-ni, że prawdziwi Crabbe i Goyle nie wpadną na nas, kiedy będziemy wypytywaćMalfoya. Wszystko już obmyśliłam  dodała, nie zwracając uwagi na ich ogłupiałeminy.Pokazała im dwa nieco rozmiękłe ciasteczka czekoladowe. Nasyciłamje Eliksirem Słodkiego Snu.Musicie tylko zadbać, żeby Crabbe i Goyle gdzieśsię na nie natknęli.Wiecie, jacy są łakomi, zjedzą je na pewno.A kiedy zasną,wyrwiecie im po parę włosów, a ich samych ukryjecie w komórce na miotły.Harry i Ron spojrzeli na siebie wytrzeszczonymi oczami. Hermiono, nie sądzę. To się nie uda.Ale w oczach Hermiony dostrzegli stalowy błysk, bardzo przypominającyspojrzenie profesor McGonagall, kiedy ktoś próbował się jej sprzeciwić. Bez włosów Crabbe a i Goyle a eliksir będzie bezużyteczny  oświadczy-ła stanowczo. Chcecie wypytać Malfoya, czy nie chcecie? No dobra już, dobra  powiedział Harry. A ty? Komu wyrwiesz włos? Ja już swój mam!  zawołała beztrosko Hermiona, wyciągając z kieszenimałą szklaną fiolkę i pokazując im zamknięty w niej włos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl