[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie, dzięki cudownemu zrządzeniu losu i szczodrze rozdzielanym razom, orszakowi Świetlistych udaje się przebić na gościniec.Piesi podróżni, tak prędko, jak pozwalają im odniesione obrażenia, wkraczają do Pierwszego Kręgu, zostawiwszy za sobą potrzaskane wozy i lamentujących woźniców.Kulejąc, przekraczam wewnętrzne wrota Bramy Serafinów.Kostka krwawi porządnie, muszę więc usiąść na progu najbliższego domu i czymś ją przewiązać.Fidelis, skomląc cichutko, liże potłuczone boki.Zdecydowanie nic nie zmieniło się w Królestwie, odkąd je opuściłem.* * *Mina, z jaką Malachiasz patrzy na mnie, jest tak zabawna, że mam ochotę się roześmiać.– Nie bój się, to ja, Ariel, a nie widmo, które przyszło cię przekląć.– mówię.– Ariel – szepcze Malachiasz.W jego oczach pojawiają się iskry radości.– Mój chłopcze, wróciłeś!Postarzał się bardzo.Cieszę się, że udało mi się go zobaczyć, zanim odejdzie na Błękitne Łany.Malachiasz rozwiera ramiona, a ja obejmuję go naprawdę serdecznie, zamykając w uścisku jego kruche, starcze kości.– Niech ci się przyjrzę – mówi.– Wyglądasz okropnie! Sama skóra i szkielet! A teraz opowiadaj, jaka nowa bieda przywiodła cię do mnie.Arielu, jestem bardzo szczęśliwy, że cię widzę, ale dobrze wiem, że nie przychodzisz bez powodu.Co się stało, mój chłopcze?Siadam więc przy stole z surowego drewna, który pamiętam jeszcze z dzieciństwa, i opowiadam staremu aniołowi wszystko, niczego nie przemilczając.Malachiasz słucha w skupieniu, ale w miarę opowiadania twarz mu się ściąga.– Malachiaszu – mówię wreszcie.– Co ja mam zrobić?Potrząsa głową ze smutkiem.– Nie wiem.Od niepamiętnych czasów nie słyszano, żeby jakiś śmiertelny chociażby widział anioła materialnego tak samo jak on.A co tu mówić o związku!– Ale w Księdze, Malachiaszu, napisano przecież, że synowie Niebios zstąpili na Ziemię i pojęli śmiertelne kobiety za żony.Sugerujesz, że Pismo kłamie?Mój wychowawca uśmiecha się niewesoło.– Oczywiście, że to jest możliwe, a Księga nie kłamie nigdy.Tylko nikt z nas, z wyjątkiem Pana, nie potrafi nic w tej sprawie zrobić.Bez pomocy Pańskiej ani anioły, ani demony nie mogą objawić się na Ziemi materialnie, Arielu.– A Nieprzyjaciel? Czy nie jest opętany obsesją poczęcia syna z Ziemianką?– Bez wątpienia, ale jak dotąd nic mu z tego nie wychodzi.– Jednak próby trwają – mówię cicho do siebie.Malachiasz, oburzony, gniewnie wstrząsa skrzydłami.– No cóż, jeśli chodzi ci tylko o to, żeby ją posiąść.– Nie chodzi mi tylko o to, Malachiaszu.Zakochałem się.Naprawdę nic nie da się zrobić?Malachiasz patrzy mi w oczy, ciepło, uważnie.– Módl się – mówi.Zaciskam zęby.– Czy nie rozumiesz, że minęły już lata, odkąd codziennie.– Módl się, Arielu – przerywa mi.– W głębi duszy jesteś dobry, czuję to, chociaż nigdy nie umiałem za tobą nadążyć.Wierzę, że postępujesz słusznie.Pan cię wysłucha.Nie ma najmniejszych wątpliwości, że to Jego ręka pchnęła cię na tę drogę.Twarz Malachiasza jest jasna i spokojna.Nagle zdaję sobie sprawę, że on naprawdę wierzy w to, co powiedział.– Kiedy tu szedłem – zaczynam powoli – myślałem, że mnie wyśmiejesz, uznasz za szaleńca.Nie sądziłem, że mi uwierzysz.Wybacz mi, jestem głupcem.Uśmiech, który pojawia się na twarzy starego anioła, wydaje się odrobinę pobłażliwy.– Arielu – swoją nieustanną nieufnością i podejrzliwością przypominasz Fidelisa.Tylko że to nie zawsze jest potrzebne.* * *Ulice są ciemne i wymarłe.Słychać tylko moje kroki.Dom, do którego zmierzam, znajduje się za następnym rogiem.Jest niewielki i nieco zaniedbany.Mieszka w nim Algivius, alchemik i mag, jedyny przyjaciel, jakiego posiadam w Otchłani.Co prawda jego posesja mieści się w samym zewnętrznym Kręgu, najpłytszym, graniczącym z Przedpieklem, ale jego sława sięga zarówno do Najgłębszej Głębi, jak i do Siódmego Nieba.Algivius twierdzi, że nie lubi popularności, a ceni spokój niezbędny do pracy, ale prawdę mówiąc, po prostu nie cierpi zadawać się z Mrocznymi.Jeśli chodzi o mnie, uważam, że postępuje słusznie.Świetliści z Królestwa i Mroczni z Głębi są warci siebie nawzajem.Na mój widok Algivius okazuje znacznie mniej zdumienia i wzruszenia niż Malachiasz, ale znam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, iż cieszy go moja wizyta.W bystrych, przenikliwych oczach zapala się przyjazny ognik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]