[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy to mogło być? W dwa tysiące ósmym? Dziesiątym? Jeśli o porę letnią chodzi, to prowadzę na swój użytek prywatną statystykę, pan wie, panie Ireneuszu, że interesuje mnie mnóstwo różnych spraw i zjawisk pozornie niemających wiele wspólnego z medycyną, ale tylko pozornie, bo naprawdę nie ma niczego na tym świecie, co by z medycyną nie było związane.Otóż przez ostatnich szesnaście lat bez żadnego wyjątku fala upałów rozpoczynała się na początku kwietnia i kończyła się około połowy października.Przeciętna temperatura od czerwca do września oscylowała między dwudziestu dziewięciu a trzydziestu siedmiu stopniami.Spada bilans wód, przerzedzają się lasy, o glebie w ogóle nie ma co gadać.A więc wszyscy biją na alarm, wróżą jak najgorszą przyszłość, snują prognozy spod znaku sznura i szubienicy.Ja też się boję, ale widzę w tych anomaliach także dobrą stronę.Może całkowicie zmienimy się pod wpływem tego słonecznego żaru, może on wypali nasze prostactwo i gruboskórność, rozbudzi w nas błyskotliwość i otwartość ludzi Południa, tak że już zupełnie w niczym nie będziemy przypominać barbarzyńców dwudziestego wieku? Jak by to było cudownie: nasza Polska kochana, czyli słońce, winnice, ciepłe morze, noce pachnące różami i jaśminem, nowi, piękni ludzie i piękne pieśni, śpiewane do rana.Wszechwłoga wzruszył się i jak zwykle w takich sytuacjach żarliwie, głęboko westchnął:- Moją ojczyzną jest jutro, postanowiłem więc, panie Ireneuszu, ulec marzeniom i spróbować zostać południowcem.Myślę też, bardzo poważnie myślę o zmianie nazwiska, panu pierwszemu to wyznaję.Niech pan na mnie popatrzy.Odwrócił się do Irka przodem, jednym bokiem, potem drugim, nie przerywając odbijania piłeczki, przeszedł dwa razy długość sypialni krokiem modelki na wybiegu.Irek jednak nie patrzył.Nie patrzył i nie słuchał.Demonstracyjnie odwrócił głowę i utkwił wzrok w pustym łóżku Koniecznego.Wszechwłoga dopiero teraz to zauważył.Zły, że pacjent go ignoruje, przerwał swój wywód i skwitował przez zęby:- Nie ma czemu się dziwić ani czego aż tak bardzo przeżywać.Normalne.To, na co i pan oczekuje, jest jak powołanie kapłańskie albo lekarskie.Trzeba dojrzeć.Po obiedzie zajrzał do dwójki.Cmon wiedział już o przejściu Koniecznego.Nie wyglądał najlepiej.Twarz mu się wyostrzyła, zmalała jeszcze bardziej, była podobna do szarej skorupki.Także czubki palców sprawiały wrażenie siności.Poprosił Irka, żeby usiadł przy nim blisko, na brzegu łóżka.- Więc poszedł prosto w łapy? - pytał szeptem.- Ja nie pójdę.- Miało to być prywatne zwycięstwo nad strachem, nad słabością, nad wstydem i upokorzeniem.Całą noc opowiadał mi o swoim życiu.Zrobił kiedyś coś głupiego, teraz chciał sam siebie przekonać, że nie jest tchórzem.- Gówno tam zwycięstwo.Jakie zwycięstwo? Prawdziwy bohater walczy z losem, a nie z samym sobą.Dlatego ja nie pójdę.Leżąc tutaj, myślałem długo i do takiego wniosku doszedłem.Chcę ci jeszcze coś powiedzieć.Irek mocniej pochylił się nad Cmonem, tak że czuł na policzku jego płytki oddech.- No?- Pryskaj stąd.- Co powiedziałeś?- Żebyś spieprzał stąd, powinieneś spieprzać, poważnie mówię.- Co ty gadasz? - Irek zaśmiał się cicho i stuknął w czoło.- W tym stanie? Po co? Gdzie? Jestem rozliczony i zakwalifikowany, mój dom idzie do rozbiórki, nawet modem mi zabrali, jestem nikim.Poza tym - ostatnie stadium, padłbym gdzieś pod płotem.Tu chociaż leki trochę mnie trzymają.- Właśnie nie takie ostatnie.Majami coś tam bąkała o twoich wynikach.Nie masz wcale życia policzonego na godziny.Chodzisz, sprawny jesteś, lekarstwa zawsze można kupić.Powinieneś prysnąć, a kiedy poczujesz, że t o już blisko, powinieneś jechać do leśniczówki Ustrych.Nic nie pytaj.Pogadamy jeszcze.Cmon wyciągnął rękę do regulatora żaluzji.Zapanował półmrok.Powiedział, że jest mu zimno, że spróbuje zasnąć, i otulił się kołdrą.Nie mógł jednak spać, po paru minutach niespokojnie odwrócił się do Irka, który obiecał, że posiedzi przy nim do czasu, gdy przyjdzie Majami.- Mam do ciebie wielką prośbę.Żebyś jutro w nocy, o jedenastej trzydzieści, wyszedł do hallu, tam gdzie fotele.Ostatnie okno po lewej jest rozhermetyzowane, można je otworzyć.Otworzysz i jeśli wyczujesz, że zwisa z niego sznurek albo linka, wciągniesz ją, odczepisz, co tam będzie przywiązane, i tu przyniesiesz.OK?Wysłuchał wszystkiego bez słowa.„Chyba bredzi.Może niedotlenienie mózgu?” - pomyślał.Rocker wyraźnie odpływał w ciemność, a Irek uświadomił sobie, że po niespodziewanej śmierci Koniecznego traci ostatniego z dwóch najbliższych sobie ludzi.Odejście Koniecznego skomentował także spotkany na korytarzu Starościak, wycierający akurat twarz, spoconą po kolejnej turze ćwiczeń, ręcznikiem w białe grochy:- Też nam numer wyciął! Ja rozumiem, prosta sprawa, przecież wszyscy po to tu jesteśmy, ale żeby nie przyjść,nie pożegnać się kulturalnie, po ludzku kumplom „cześć!” nie powiedzieć? Przecież to nic nie kosztuje! Oj, niegrzeczny, niegrzeczny.A nie wyglądał, co nie?W sali restauracyjnej zaduch gotowanego mięsa mieszał się z papierosowym dymem.Światło kościanej barwy sączyło się z mlecznych kuł pod sufitem i spływało po ścianach, pokrytych do połowy zieloną lamperią.Ojciec jadł przy stoliku schabowego z kapustą, wypluwał dyskretnie chrząstki i odkładał je do pustego talerza po zupie.- Siadaj, Iruś, siadaj.Przetrącisz coś pewnie? Właściwie jest tylko pomidorowa i schabowy, można jeszcze bigos zamówić, ale strach, bo to, cholera, nigdy nie wiadomo, co tam napakują.Cień kelnera zjawił się przy stoliku, przed Irkiem wyrosły talerze z nieokreśloną, szarą zawartością.Nie interesował się nimi, nie czuł głodu, patrzył przed siebie.Za półokrągłym, zaparowanym oknem leżała niczym nierozświetlona ciemność, w rogu kilku rozmemłanych facetów piło wódkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]