[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przecież wygrałem je uczciwie.- Nie mam nic.Jestem biedny.- Skoro tak bardzo ci na nich zależy, zdobędziesz złoto.Dwa heklo złota, oto okup.Możesz je przynieść, kiedy tylko zechcesz, Schowam twoje rzeczy w mojej chacie.Jeśli chcesz je odzyskać, przynieś złoto.- Posłuchaj, te rzeczy są ważne dla innych ludzi, nie dla mnie.Wiozłem je dla papieża.Może zapłacą ci za ten ważny dokument.Ale zostaw mi ten drugi, żebym im go pokazał.On nie ma najmniejszej wartości.Zbójca zaśmiał się przez ramię.- Chyba gotów byłbyś całować moje buty, żeby go odzyskać.Brat Franciszek uczepił się go i zaczął żarliwie całować jego buty.To okazało się za dużo dla takiego człowieka jak zbójca.Odepchnął mnicha nogą, rozdzielił dwa dokumenty i cisnął jeden z nich Franciszkowi w twarz wraz z przekleństwem.Wskoczył na osła i ruszył zboczem pod górę, w stronę zasadzki.Brat Franciszek porwał cenny dokument i powlókł się za zbójcą, dziękując mu wylewnie i błogosławiąc go raz po razie, podczas kiedy tamten jechał w stronę opatulonych łuczników.- Piętnaście lat! - sapnął zbójca i raz jeszcze odepchnął nogą Franciszka.- Precz! - Wymachiwał wspaniale iluminowanym pergaminem, trzymając go wysoko w świetle słońca.- Pamiętaj, dwa heklo złota jako okup za twoje rzeczy.I powiedz swojemu papieżowi, że zdobyłem to uczciwie.Franciszek przystanął.Posłał błogosławieństwo w ślad za odjeżdżającym bandytą i po prostu podziękował Bogu za to, że istnieją tacy bezinteresowni zbójcy, którzy są w dodatku na tyle ciemni, iż popełniają tego rodzaju pomyłki.Z miłością zwinął oryginalną odbitkę i ruszył swoim szlakiem.Zbójca z dumą rozwinął piękną pamiątkę przed oczyma swoich zmutowanych towarzyszy czekających na zboczu.- Jeść! Jeść! - powiedział jeden z nich, głaszcząc osła.- Jechać, jechać - poprawił go zbójca.- Jeść później.Kiedy brat Franciszek zostawił ich daleko za sobą, ogarnęło go jednak stopniowo wielkie zasmucenie.Szyderczy głos ciągle dźwięczał mu w uszach.“Piętnaście lat! Więc tym się tam zajmujecie.Piętnaście lat! Cóż to za kobieca praca! No, no, no.Zbójca popełnił błąd.Ale tak czy inaczej, piętnaście lat przepadło, a wraz z nimi cała miłość i cała udręka, jaką włożył w swoje dzieło.Całe życie spędził w zamknięciu, więc odzwyczaił się od sposobu myślenia panującego w świecie zewnętrznym, od jego cierpkich obyczajów i szorstkich zachowań.Szyderstwa zbójcy wzbudziły w jego sercu wielki zamęt.Przypomniał sobie o ileż łagodniejsze drwiny brata Jerisa sprzed lat.Może brat Jeris miał rację.Zwiesił nisko okrytą kapturem głowę i pomaszerował powoli przed siebie.Przynajmniej została mu oryginalna relikwia.Przy najmniej to.11Wybiła wreszcie godzina.Brat Franciszek, ubrany w zwykły mnisi habit, nigdy nie czuł się kimś mniej ważnym niż w chwili, kiedy uklęknął w majestatycznej bazylice przed rozpoczęciem uroczystości.Dumne gesty, jaskrawe kłębowisko barw, dźwięki towarzyszące pełnym przepychu przygotowaniom do uroczystości - już teraz były przeniknięte duchem liturgii, sprawiając, ze umysłowi trudno było pojąć, iż nie zdarzyło się jeszcze nic ważnego.Biskupi, prałaci, kardynałowie, kapłani i rozmaici funkcjonariusze świeccy w wytwornych, staroświeckich strojach paradowali to tu, to tam po wielkim kościele, ale ich krzątanina była jak pełen gracji mechanizm, który nigdy się nie zatrzymuje, nie zacina, ani nie zmienia nagle kierunku.Do bazyliki wkroczył sampetrius[27].Był tak wspaniale wystrojony, że Franciszek w pierwszej chwili wziął pracownika katedralnego za jakiegoś prałata, Sampetrius przyniósł podnóżek.Niósł go z taką rozmyślną pompą, że gdyby mnich nie klęczał, uklęknąłby, kiedy ten przedmiot przepływał majestatycznie obok niego.Sampetrius przy klęknął na jedno kolano przed głównym ołtarzem, a następnie podszedł do papieskiego tronu i postawił nowy podnóżek na miejsce starego, któremu -jak się zdaje - obluzowała się noga, a następnie odszedł tą samą drogą, którą przybył.Brat Franciszek był pełen podziwu dla wystudiowanej elegancji ruchów towarzyszącej nawet najbardziej banalnym czynnościom.Nikt się nie spieszył.Nikt się nie wdzięczył, idąc, nikt nie był gnuśny.Nie widać było żadnego ruchu, który nie przyczyniałby się do godności i przemożnego piękna tego starożytnego miejsca.Nawet szmer czyjegoś oddechu zdawał się rozlegać słabym echem w odległych absydach.Terribilis est locus iste: hic domus.Dei est, et porta caeli.Straszliwy jest zaprawdę dom Boga, brama do niebios!Po jakimś czasie zauważył, że niektóre z posągów są żywe.Pod ścianą po lewej stronie w odległości kilku metrów stała pełna zbroja.Dłoń w kolczudze dzierżyła trzonek błyszczącego topora wojennego.Nawet pióropusz na hełmie nie drgnął w czasie, kiedy brat Franciszek tam klęczał.Tuzin identycznych zbroi stało w równych odstępach pod ścianami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl