[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Pójdziemy? – Dottore Vitali zrobił gest w stronę wejścia i Emersonowie ruszyli za nim.Stanęli obok siebie, przodem do tłumu, mrugając wśródaparatów fotograficznych i wrzawy, podczas gdy Vitali wydawałpolecenia.Julia usiłowała się nie wiercić, ale nie czuła się dobrze tak wystawiona na publiczny widok.Dyrektor poświęcił dużo czasu na wyjaśnianie historiiszesnastowiecznych grafik – że są to kopie oryginalnych ilustracji Botticellego do Boskiej Komedii Dantego, a chociaż osiem spośród oryginałów zaginęło, Emersonowie posiadali pełny komplet w liczbie stu sztuk.Gdy Julia przyglądała się tłumowi, jedna twarz zwróciła jej uwagę.Młodo wyglądający jasnowłosy mężczyzna o uderzających szarych oczach wpatrywał się w nią z ogromnymzainteresowaniem.Jego zachowanie było tak różne niż pozostałych gości, że Julia nie mogła nie odwzajemnić tego spojrzenia, aż w końcu Gabriel trącił ją, przyciągając jej uwagę z powrotem dogospodarza.Dottore Vitali starannie opisał historię ilustracji, od Emersonów wstecz do dziewiętnastego stulecia, kiedynajwyraźniej pojawiły się znikąd.Galeria Uffizi była bardzo dumna z tego, że może pokazaćdzieła, które nie były wystawiane na widok publicznyprawdopodobnie od chwili swego powstania.Publiczność szemrała z aprobatą, po czym zgotowałaEmersonom entuzjastyczny aplauz, kiedy Vitali podziękował im za ich hojność.Gabriel przesunął ramię, by ująć dłoń Julii i uścisnąć, gdy skinieniami głowy i uśmiechem dziękowali za uznanie.Potem podszedł do podium i skierował kilka słów podziękowania po włosku do Vitalego i przedstawicieli Galerii Uffizi.Obrócił się, wciąż patrząc w oczy Julii.– Byłbym bardzo nieuczciwy, gdybym nie wspomniał omojej żonie Juliannie.Ta piękna dama, którą tu widzicie, jest przyczyną dzisiejszego wydarzenia.Gdyby nie pojawiła się ona, te ilustracje zatrzymałbym dla siebie.To ona pokazała mi słowem i czynem, na czym polegają dobroć i szlachetność.Julia zarumieniła się, ale nie potrafiła odwrócić wzroku.Jego magnetyczne spojrzenie skupiało się na niej.– Ten wieczór jest tylko małym przykładem jej filantropii.Wczoraj spędziliśmy dzień we franciszkańskim sierocińcu, wśród dzieci.A dzisiaj moja żona udała się z misją dobroczynną między biednych i bezdomnych w centrum miasta.Teraz chciałbymzachęcić wszystkich, by dzisiaj wieczorem cieszyli się pięknem ilustracji do Boskiej Komedii Dantego, a potem znaleźli we własnych sercach sposób, jak szerzyć piękno, dobroć i współczucie w ukochanym mieście Dantego, Firenze.Dziękuję.Zebrani klaskali, z jednym wyjątkiem.Wydawało się, że nikt nie zauważył cynicznej reakcji jasnowłosego mężczyzny nawezwanie Gabriela do cnotliwego życia ani pogardy, jaką wyraził, gdy padło imię Dantego.Gabriel wrócił do Julii i pocałował ją w policzek, po czymodwrócił się do klaszczącego tłumu.Pozowali do zdjęć i przecięli wstęgę w drzwiach prowadzących na wystawę.Została otwarta przy głośnym aplauzie.– Proszę.– Vitali gestem wskazał, że Emersonowie powinni obejrzeć kolekcję jako pierwsi.Gabriel i Julianna weszli do sali i ogarnął ich zachwyt.Pomieszczenie odnowiono, jasne zazwyczaj ściany zostałypomalowane na jaskrawy błękit, by na ich tle lepiej prezentowały się grafiki, z których tylko nieliczne były kolorowe.Ilustracje ułożono w odpowiednim porządku, zaczynając odsłynnej Mapy Piekieł Botticellego.Przedstawiały drogę ludzkiej duszy od grzechu do odkupienia.I, oczywiście, nieuniknione ponowne spotkanie Dantego z jego ukochaną Beatrycze.– Jak myślisz? – Gabriel ujął dłoń Julii, kiedy stanęli przed jednym ze swoich ulubionych rysunków, przedstawiającymDantego i Beatrycze w sferze Merkurego.Beatrycze miała na sobie długie szaty i wskazywała ręką w górę, a Dante podążałspojrzeniem za jej gestem.– Pięknie.– Splotła ich małe palce.– Pamiętasz, jak mi go pokazałeś po raz pierwszy? Kiedy przyszłam do ciebie na kolację?Gabriel uniósł jej rękę do ust, całując wnętrze dłoni.– Jak mógłbym zapomnieć? Wiesz, pokazałem ci je podwpływem chwili.Nawet Rachel o nich nie wspominałem.Coś mi mówiło, że mogę ci ufać.– Bo możesz.– Jej ciemne oczy spoważniały.– Wiem.– Wydawał się rozdarty i przez chwilę Julia miała nadzieję, że wyzna jej swoje tajemnice, ale przerwano im.Przystojny jasnowłosy mężczyzna zbliżył się do nich,usiłując obejrzeć ilustrację.Julia obserwowała go jakby we śnie.Wydawało się, żeniemal unosi się nad podłogą, tak lekko i płynnie się poruszał.Wyglądał na bardzo wysokiego, ale w rzeczywistości był kilka centymetrów niższy od Gabriela.Julia dostrzegła, że chociaż nieznajomy jest smukły, jego elegancki czarny smoking kryje bardzo umięśnioną sylwetkę.Emersonowie cofnęli się uprzejmie, lecz wcześniej Gabriel i gość spojrzeli sobie w oczy.Gabriel bez słowa stanął między nim a Julianną, zasłaniając ją.– Dobry wieczór.– Przemówił nieznajomy z brytyjskimakcentem, składając formalny ukłon.Wyszkolone ucho Gabriela rozpoznało po akcencie studentaOksfordu.– Dobry wieczór – odparł Gabriel, zsuwając rękę nanadgarstek Julii, by chwycić jej dłoń.Spojrzenie gościa podążyło za ruchem Gabriela.Uśmiechnąłsię do siebie.– Imponujący wieczór – zauważył, gestem obejmując całąsalę.– Tak – potwierdził Gabriel, ściskając rękę Julii trochę za mocno.Odwzajemniła uścisk, dając mu do zrozumienia, że jest zasilny.– To bardzo ładnie z pańskiej strony, że udostępnił panpubliczności swoje grafiki.– Słychać było ironię w jego głosie.–Miał pan szczęście, kupując je w sekrecie, a nie na wolnym rynku.Wzrok mężczyzny przeniósł się z Gabriela na Julię,zatrzymując się na chwilę.Jego nozdrza rozdęły się, a spojrzenie nieco złagodniało, zanim odwrócił się do najbliższego rysunku.– Tak, uważam się za szczęściarza.Miłego wieczoru.– Zesztywnym skinieniem głowy Gabriel odszedł, nie puszczając ręki Julii.Była zaskoczona jego zachowaniem, ale wolała nie pytać,póki nie znaleźli się na drugim końcu galerii.– Kto to był?– Nie mam pojęcia, ale trzymaj się od niego z daleka.–Gabriel był wyraźnie wzburzony.Przesunął ręką po ustach.– Dlaczego? Co się dzieje? – Julia zatrzymała się i odwróciła do niego.– Nie wiem.– Gabriel patrzył na nią szczerze.– Lecz jest w nim coś niepokojącego.Obiecaj mi, że będziesz się trzymać odniego z dala.Jej śmiech odbił się echem w galerii.– Jest trochę dziwny, ale wydawał się miły.– Pitbule są miłe, dopóki nie wsadzisz ręki do ich klatki.Jeżeli będzie się do ciebie zbliżał, odwróć się i odejdź.Obiecaj mi.– Gabriel zniżył głos do szeptu.– Oczywiście.Ale o co chodzi? Spotkałeś go już kiedyś?– Nie sądzę, chociaż nie mam pewności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]