[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fermín poklepaÅ‚ mnie po plecach, gestem peÅ‚nymprzygnÄ™bienia i współczucia. Niech ksiÄ…dz popatrzy: biedaczysko, szukajÄ…ce swego rodzicielazagubionego w mgÅ‚awicach pamiÄ™ci.Czyż istnieje coÅ› równie smutnego?Niech wasza Å‚askawość sam powie. A majÄ… panowie dowody, potwierdzajÄ…ce te sÅ‚owa?Fermín chwyciÅ‚ mnie za podbródek i w odpowiedzi posÅ‚użyÅ‚ siÄ™ mojÄ…twarzÄ…. A czyż może być wiÄ™kszy, proszÄ™ ksiÄ™dza dobrodzieja, dowód od tejtwarzyczki, niemego, ale jakżeż wiarygodnego Å›wiadka powoÅ‚ania do życiaprogenitury w niniejszej sprawie?Duchowny nie wyglÄ…daÅ‚ na przekonanego. Pomoże mi ksiÄ…dz, prawda? odezwaÅ‚em siÄ™ obÅ‚udnie bÅ‚agalnymtonem. ProszÄ™.Ojciec Fernando westchnÄ…Å‚ ciężko, zakÅ‚opotany. Nic zÅ‚ego chyba w tym nie ma, jak sÄ…dzÄ™ powiedziaÅ‚ w koÅ„cu. Copanowie chcÄ… wiedzieć? Wszystko odparÅ‚ Fermín.21325Ojciec Fernando snuÅ‚ swoje wspomnienia niemal tak, jakby wygÅ‚aszaÅ‚homiliÄ™.KonstruowaÅ‚ przejrzyste i mistrzowsko zwiÄ™zÅ‚e zdania, nadajÄ…c imkadencjÄ™, zdajÄ…cÄ… siÄ™ zapowiadać rychÅ‚y moraÅ‚, który jednak siÄ™ niepojawiaÅ‚.Lata pracy w szkole wyrobiÅ‚y w nim ów zdecydowany idydaktyczny ton kogoÅ› przyzwyczajonego do tego, iż siÄ™ go sÅ‚ucha, alezarazem zastanawiajÄ…cego siÄ™, czy jest wysÅ‚uchiwany. O ile mnie pamięć nie zawodzi, Julián Carax zostaÅ‚ przyjÄ™ty w poczetuczniów szkoÅ‚y San Gabriel w roku tysiÄ…c dziewięćset czternastym.Odrazu wzbudziÅ‚ mojÄ… sympatiÄ™, obaj bowiem należeliÅ›my do niewielkiejgrupy uczniów niepochodzÄ…cych z rodzin zamożnych.Przezywano nasoddziaÅ‚em PorzÄ…dnych.Każdy z nas miaÅ‚ swÄ… wÅ‚asnÄ… historiÄ™.Ja zdobyÅ‚emtu miejsce ze stypendium dziÄ™ki mojemu ojcu, który przez dwadzieÅ›ciapięć lat pracowaÅ‚ w kuchni tego zakÅ‚adu.Za Julianem wstawiÅ‚ siÄ™ panAldaya, klient firmy kapeluszniczej Fortuny, należącej do ojca Juliana.TobyÅ‚y, rzecz jasna, inne czasy, rzeczywistÄ… wÅ‚adzÄ™ skupiaÅ‚y w rÄ™kach rody irodowe dynastie.Ten Å›wiat już nie istnieje, resztki tego Å›wiata zmiotÅ‚a zziemi Republika, z pożytkiem dla wszystkich, moim zdaniem, a jedynÄ…pozostaÅ‚oÅ›ciÄ… po nim sÄ… nazwiska widniejÄ…ce na papierze firmowymprzedsiÄ™biorców, banków i bezpostaciowych konsorcjów.Jak wszystkiestare miasta, Barcelona jest zbiorowiskiem ruin.Wielka sÅ‚awa, którymiwielu siÄ™ cheÅ‚pi, paÅ‚ace, fabryki i zabytki, symbole, z którymi siÄ™utożsamiamy, wszystko to proch i marność jedynie, relikwie nieistniejÄ…cejjuż cywilizacji.DotarÅ‚szy do tego miejsca, ojciec Fernando zawiesiÅ‚ uroczyÅ›cie gÅ‚os, takjakby czekaÅ‚ na odpowiedz kongregacji po Å‚acinie lub brewiarzowyrespons. I niech przewielebny ojciec powie amen, amen i po trzykroć amen,boć to najprawdziwsza prawda wykrzyknÄ…Å‚ Fermín, by przerwaćkrÄ™pujÄ…cÄ… ciszÄ™. MówiÅ‚ ksiÄ…dz o pierwszym roku mego ojca w szkole delikatnieprzypomniaÅ‚em.214Ojciec Fernando przytaknÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… raz i drugi. Już wówczas używaÅ‚ wyÅ‚Ä…cznie nazwiska Carax, choć wÅ‚aÅ›ciwiejbyÅ‚oby używać pierwszego czÅ‚onu Fortuny.Z poczÄ…tku z tego powodubyÅ‚ dla niektórych obiektem kpin.Kpili też z niego z powodu przynależeniado PorzÄ…dnych, rzecz jasna.Ze mnie też drwiono, bo byÅ‚em synemkucharza.Tak to już jest z dziećmi.Bóg napeÅ‚nia ich serca dobrociÄ…, alepowtarzajÄ… to, co usÅ‚yszÄ… w domu. AnioÅ‚eczki przytaknÄ…Å‚ Fermín. A mój ojciec? Co ksiÄ…dz pamiÄ™ta? No cóż, to byÅ‚o tak dawno temu.NajwiÄ™kszym przyjacielempaÅ„skiego ojca byÅ‚ wówczas nie Jorge Aldaya, ale chÅ‚opiec, który nazywaÅ‚siÄ™ Miquel Moliner.Miquel pochodziÅ‚ z rodziny niemal tak zamożnej jakAldayowie i odważyÅ‚bym siÄ™ nawet powiedzieć, że byÅ‚ najbardziejekstrawaganckim uczniem, jaki pojawiÅ‚ siÄ™ w murach tej szkoÅ‚y.KsiÄ…dzrektor miaÅ‚ go nawet za opÄ™tanego, bo recytowaÅ‚ Marksa po niemieckupodczas mszy. Nieomylna oznaka opÄ™tania przytaknÄ…Å‚ Fermín. Miquel i Julián Å›wietnie siÄ™ rozumieli.CzÄ™sto, w czasie dużejprzerwy, w poÅ‚udnie, zbieraliÅ›my siÄ™ w trójkÄ™ i Julián wyjaÅ›niaÅ‚ nam różnesprawy.OpowiadaÅ‚ też o swojej rodzinie i o Aldayach.KsiÄ…dz przerwaÅ‚ na chwilÄ™, jakby nie byÅ‚ pewien wÅ‚asnych słów. Jeszcze po ukoÅ„czeniu szkoÅ‚y utrzymywaliÅ›my z Miquelem przezjakiÅ› czas kontakt.Julián wyjechaÅ‚ już do Paryża.Wiem, że Miquelowibardzo go brakowaÅ‚o; czÄ™sto go wspominaÅ‚, przywoÅ‚ywaÅ‚ nawet niektóresekrety, z jakich Julián zwierzaÅ‚ mu siÄ™ w swoim czasie.Pózniej, kiedywstÄ…piÅ‚em już do seminarium, Miquel stwierdziÅ‚, że przeszedÅ‚em do obozuwroga, żartem to powiedziaÅ‚, niemniej straciliÅ›my kontakt ze sobÄ…. A sÅ‚yszaÅ‚ ojciec, że Miquel ożeniÅ‚ siÄ™ z niejakÄ… NuriÄ… Monfort? Miquel siÄ™ ożeniÅ‚? Dziwi to ksiÄ™dza? Pewnie nie powinienem siÄ™ dziwić, ale.Sam nie wiem.od wielu latnic nie wiem o Miquelu.Od wybuchu wojny.215 A wspominaÅ‚ ksiÄ™dzu o Nurii Monfort? Nie, nigdy.I nigdy mi też sÅ‚owem nie napomykaÅ‚ o tym, że ma zamiarsiÄ™ żenić czy też że ma narzeczonÄ….Przepraszam jednak najmocniej, alenie jestem do koÅ„ca przekonany, że mogÄ™ panom o tym wszystkim mówić.To sÄ… sprawy, o których opowiadali mi Julián i Miquel po przyjacielsku,czyli ufajÄ…c mej dyskrecji. Ale bÄ™dzie miaÅ‚ ksiÄ…dz sumienie, żeby odmówić dziecku jedynejmożliwoÅ›ci odzyskania pamiÄ™ci o swym ojcu? zapytaÅ‚ Fermín.Widać byÅ‚o, że ojcem Fernando targajÄ… wÄ…tpliwoÅ›ci z jednej strony, zdrugiej zaÅ›, takie odniosÅ‚em wrażenie, czuje chęć poddania siÄ™wspomnieniom, odzyskania owych bezpowrotnie straconych dni. Tyle lat już minęło, że nie ma to chyba żadnego znaczenia.PamiÄ™tamdobrze dzieÅ„, kiedy Julián opowiedziaÅ‚ nam, jak poznaÅ‚ Aldayów i jak jegożycie zaczęło siÄ™ niezauważalnie dlaÅ„ odmieniać.W pazdzierniku tysiÄ…c dziewięćset czternastego roku wehikuÅ‚ któryniejeden wziÄ…Å‚ za osadzony na kółkach grobowiec rodzinny, zatrzymaÅ‚siÄ™ z wieczora przy sklepie kapeluszniczym Fortuny na plantach SanAntonio.Z pojazdu wyÅ‚oniÅ‚a siÄ™ postawna dumna i wyniosÅ‚a postać donRicarda Aldayi, wtenczas już jednego z najbogatszych ludzi nie tylkoBarcelony, ale caÅ‚ej Hiszpanii, który wÅ‚adaÅ‚ twierdzami i koloniamiimperium włókienniczego rozciÄ…gajÄ…cego siÄ™ wzdÅ‚uż wszystkich rzekKatalonii.W prawej dÅ‚oni dzierżyÅ‚ wodze banków i posiadÅ‚oÅ›ciziemskich wielkoÅ›ci poÅ‚owy prowincji.Lewa zaÅ›, w ciÄ…gÅ‚ym dziaÅ‚aniu,pociÄ…gaÅ‚a za sznurki wiodÄ…ce do wÅ‚adz prowincji, do ratusza, wieluministerstw, paÅ‚acu biskupiego i portowego urzÄ™du celnego.Tego wÅ‚aÅ›nie wieczoru ów mężczyzna z okazaÅ‚ym wÄ…sem,cesarskimi bokobrodami, wzbudzajÄ…cy swÄ… osobÄ… co najmniejszacunek, potrzebowaÅ‚ niezwÅ‚ocznie kapelusza.WkroczyÅ‚ z goÅ‚Ä… gÅ‚owÄ…do sklepu don Antonia Fortuny'ego, rozejrzaÅ‚ siÄ™ pobieżnie po nim iskupiwszy swój wzrok na kapeluszniku i jego pomocniku, mÅ‚odymJulianie, odezwaÅ‚ siÄ™ tymi sÅ‚owy: Powiedziano mi, że stÄ…d, wbrewpozorom, wychodzÄ… najlepsze kapelusze w Barcelonie.Zanosi siÄ™ naniezbyt pogodnÄ… jesieÅ„ i potrzebne mi bÄ™dzie sześć cylindrów, z tuzinmeloników, czapek myÅ›liwskich i coÅ› odpowiedniego do parlamentu wMadrycie.Notuje pan, czy mam powtórzyć?.Taki byÅ‚ poczÄ…tekpracowitego, ale i nader zyskownego procesu, w którym ojciec i synpoÅ‚Ä…czyli swe wysiÅ‚ki, by sprostać obstalunkowi don Ricarda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]