[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo tak to właśnie wygląda, rozmyślał dalej - całkowicie nielogiczna sytuacja, szaleństwo, nieco psychopatyczne interiudium, które miało swój cel, ale ukryty i złożony.- Nadeszła pora - rzeki Mors - by rozmawiać o wielu sprawach.O sobotach i statkach, wosku do pieczętowania, o królach i kapuście.Case odezwał się do niego, uśmiechając się skąpym, twardym, wojskowym uśmiechem:- Zasadniczo jest to sprawa map, wykresów, bardzo specjalistycznej wiedzy oraz przewidywania.Wyobrażamy sobie, gdzie jest nieprzyjaciel, co może planować, i staramy się znaleźć tam pierwsi.Sutton wzruszył ramionami.- Zasadniczo zawsze obowiązywała ta zasada - powiedział.- Dostać się jak najszybciej.- Och - wtrącił się Pringle - ale istnieje tyle miejsc, w które nieprzyjaciel może się udać.- Ustalamy to za pomocą wykresów myślowych, grafików zachowań i informacji historycznych - ciągnął Case zupełnie tak, jakby nikt mu nie przerwał.- Idziemy po śladach pewnych wydarzeń, a potem cofamy się w czasie i próbujemy zmienić niektóre z nich.Ale tylko trochę, rozumie pan, bo nie można przekształcać ich zanadto.Tylko w takim stopniu, aby ostateczny efekt był nieco inny, nieco mniej korzystny dla nieprzyjaciela.Jedna zmiana tutaj, druga tam - i zmusza się go do ucieczki.- Można zwariować - oznajmił Pringle tonem pełnym zaufania.- Bo trzeba mieć pewność, rozumie pan? Wybiera się jakiś sympatyczny historyczny proces, próbuje ustalić jego najdrobniejsze szczegóły, wyznacza punkt, w który ma nastąpić zmiana, cofa się w czasie i zmienia.- I nagle - dodał Case - dostaje się kopa w zęby.- Bo, rozumie pan - wyjaśniał Pringle - historyk się pomylił.Albo część jego materiałów była nieprawdziwa, albo metodologia niewłaściwa, albo wyciągnął niesłuszne wnioski.- Gdzieś po drodze - wtrącił Case - pominął jakiś szczegół.- Właśnie - przytaknął Pringle.- Pominął gdzieś jakiś szczegół i nagle, kiedy już dokonaliśmy wszystkich zmian, okazuje się, że zaszkodził bardziej nam niż wrogowi.- A teraz, panie Bones - rzekł Sutton - zastanawiam się, czy mógłby mi pan powiedzieć, dlaczego kurczę przebiega przez drogę.- Tak, oczywiście, panie Rozmówco - odparł Pringle.- Dlatego, że chce przejść na drugą stronę.Mutt i Jeff, pomyślał Sutton.Scena żywcem wzięta z komiksów Krąży Kat.Chociaż mądrzejsza.Pringle był propagandystą, ale na pewno nie durniem.Znał się na semantyce, psychologii i nawet na starożytnych przedstawieniach minstreli.Wiedział wszystko, co trzeba było wiedzieć o rasie ludzkiej, a wiedza ta pomogła mu zrozumieć historię ludzkości.Pewnego ranka sześć tysięcy lat temu mężczyzna wylądował na pastwisku, a John H.Sutton Esq.zszedł spacerkiem ze zbocza wzgórza, wymachując laseczką.Był bowiem typem człowieka, który na pewno chodził z laską - mocnym, solidnym hikorowym kijem, własnoręcznie wyciętym i ostruganym.Przybysz rozmawiał z nim, uciekając się do tej samej taktyki myślowej, którą teraz Pringle usiłował stosować wobec jego odległego potomka.No dalej, pomyślał Asher Sutton.Gadaj, aż zaschnie ci w gardle i język zesztywnieje.Bo cały problem we mnie, i dobrze o tym wiesz.Wkrótce przejdziemy do sedna sprawy.Case, jakby czytając w myślach Suttona, odezwał się do Pringle'a.- Jake, to nie działa.- Nie, chyba nie - przyznał jego towarzysz.- Może usiądźmy - zaproponował Case.Sutton poczuł ogromną ulgę.Teraz, pomyślał, dowie się, czego od niego chcą, zorientuje się, o co tu właściwie chodzi.Usiadł w fotelu, skąd widział przednią część kabiny - maleńką przestrzeń, w której wszystko świadczyło o doskonałości.Lekko nachylona tablica kontrolna znajdowała się przed fotelem pilota, ale przyrządów na niej było niewiele.Przyciski, jedna lub dwie dźwignie, panel z przełącznikami, które służyły zapewne do operowania światłami i iluminatorami.i to wszystko.Skuteczne i proste, bez żadnych ozdóbek - minimum ręcznego sterowania.A zatem statek, stwierdził Sutton, musiał sterować się niemal sam.Case również wsunął się w fotel, wyciągnął i skrzyżował swe długie nogi.Pringle przykucnął na krawędzi krzesła i pochylony do przodu, zacierał owłosione dłonie.- Sutton - zapytał Case - czego pan właściwie chce?- Przede wszystkim - zaczął Asher - chodzi mi o tę sprawę z czasem.- Nie zna jej pan? - zdziwił się Case.- Przecież w pańskiej epoce był pewien człowiek, który zapewne żyje teraz.- Case - wtrącił się Pringle - mamy rok siedem tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąty.Przed osiem tysięcy trzecim Michaelson niewiele dokonał.Case stuknął się dłonią w czoło.- No tak, rzeczywiście - przyznał.- Wciąż o tym zapominam.- Rozumie pan? - zapytał Pringle Suttona.- Rozumie pan, o co mi chodzi?Asher skinął głową, choć właściwie nawet się nie domyślał, co Pringle chciał przez to powiedzieć.- Ale w jaki sposób? - dociekał.- Sprawa umysłu - rzekł Pringle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]