[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odjazd „Pinto” opóźniał się.Chilijczycy, którzy znajdowali się na jego pokładzie, prześcigali się w uprzejmości dla naszej wyprawy.Profesor Wilhelm uratował zebrane przez nas cenne próbki krwi, dostarczając kosztownego środka konserwującego, który nam wyciekł z probówek lekarskich, gdy upał wysadził z nich gumowe korki.Fachowcy radarowi z „Pinto” naprawili nasz radar, który po świetnym funkcjonowaniu nagle odmówił służby, a zarówno mechanik, jak i steward mogli rozwiązać swoje problemy za pomocą zapasów dostarczonych przez usłużnych kolegów z wielkie­go okrętu wojennego.Wrócili zachwyceni i zameldowali, że w podległych im działach przez następne pół roku wszystko pój­dzie jak z płatka.Mimo strajku i opóźnienia motorówka regularnie kursowała między „Pinto” a lądem, na pokład ładowano wiel­kie bełe wełny.Wreszcie ustalono datę odejścia okrętu.W przeddzień nasz statek znów przypłynął z Anakena i za­rzucił kotwicę obok okrętu wojennego.Peńa popłynął z nami, aby spokojnie dokonać inspekcji skrzyń archeologów, które znaj­dowały się na statku.Gdy tylko wszedł na pokład, zabrałem go do swojej kajuty i wręczyłem mu kopertę z wyczerpującym raportem dla ministra oświaty o rezultatach badań wyprawy do dnia przy­bycia „Pinto”.Dla niego była luźna kopia - poprosiłem, aby ją przeczytał.W raporcie opisałem szczegółowo różne typy kamieni, które dostałem, i wyjaśniłem, że według twierdzeń wyspiarzy odziedziczyli je oni w tajnych rodzinnych pieczarach.Peńa zapy­tał, czy oglądałem taką pieczarę.Odpowiedziałem, że nie, ale że mam nadzieję obejrzeć jakąś po odejściu okrętu.Peńa nie inte­resował się tym więcej, podziękował za raport i prosił o pokazanie mu skrzyń z tymi rzeczami, które archeolodzy sami znaleźli.Udaliśmy się na przedni pokład, gdzie pierwszy oficer gromadził wszystkie skrzynie.Gdy po otwarciu dwu z nich Peńa stwierdził, że zawierały jedynie plastykowe torebki z węglem drzewnym i odłamkami kości i kamieni, nie chciał już oglądać pozostałych.Z trudem udało mi się namówić go do udania się do mego pry­watnego składziku, gdzie chciałem mu pokazać pudełka z tym, co mi przynieśli wyspiarze.„Pinto” miał odpłynąć następnego dnia, a więc szansa, że ktoś się wygada na wyspie, była minimalna.Wyciągnąłem rzeźbę głowy z okropnie wyszczerzoną gębą.Peńa wzdrygnął się i podniecony wyrwał mi kamień z ręki.Nic po­dobnego nie widział wśród rzeczy pochodzących z Wyspy Wielka­nocnej.Czy nie znaleźliśmy również takiej rzeźby w ziemi?Nie znaleźliśmy, oświadczyłem.Sami wyspiarze przynieśli mi figurki tego typu.Peńa natychmiast stracił zainteresowanie i włożył głowę do pudełka.Z podziwem patrzył na wielki moai-kava-kava z drzewa i rozpoznał w tym robotę wójta.Wyraził żal, że incydent ze strajkiem uniemożliwiał zdolnemu rzeźbiarzowi udanie się na kontynent, wiedział bowiem, że wójt posiada więcej ciekawych informacji niż ktokolwiek inny na wyspie.Peńa nie chciał już potem nic oglądać, te rzeczy go nie intere­sowały.Tymczasem zarzuciliśmy już kotwicę przy okręcie wojennym i dowódca oraz wszyscy nasi przyjaciele przyjechali motorówką, aby się pożegnać.Gdy rozmawiałem z profesorem Peńą, nadszedł jego pomocnik z dwoma studentami.Ustawiłem ich przed sobą i dramatycznym tonem, z wielkim naciskiem oświadczyłem, że muszą wysłuchać i nie zapomnieć tego, co im powiem.Opowiedziałem im, że niektórzy mieszkańcy wyspy znają ważne tajemnice.- Bracia Pakarati - rzucił któryś z moich słuchaczy.- Może oni, a może też wójt i jeszcze inni - rzekłem i wyja­śniłem im swój pogląd, że na tajemnicę składa się niewymarła tradycja, zwyczaje i zabobony.Podzieliłem się też z nimi przekonaniem, że ludność wyspy zna wejścia do tajemniczych pieczar z małymi rzeźbami, chociaż nie udało mi się dostać do takiej pieczary.Jeden ze studentów przerwał mówiąc, że nie powinienem zbyt wiele uwagi przywiązywać do gadaniny i legend mieszkańców wyspy; inny dodał z chytrym uśmiechem, że wyspiarze są mistrzami w podrabianiu przedmiotów.Radziłem im jednak zapamiętać moje słowa, że istnieją tajemnicze pieczary z rzeźbami.Uczynię wszystko, co w mojej mocy, aby się do takiej pieczary dostać, jeżeli mi się to jednak nie uda przed zakończeniem wyprawy, ich obowiązkiem będzie starać się o wysłanie na wyspę etnografa, aby w możliwie najkrótszym czasie podjął te badania, które się mnie nie powiodły.Niektórzy zgadzali się ze mną, inni uśmiechali się, a Peńa rozweselony klepał mnie po plecach.Obiecał wyspiarzom 100 tysięcy pesos albo 200 dolarów za dostarczenie rongo-rongo, ale to nic nie pomogło.Jakiś student zapewniał, że gdyby „Pinto” został jeszcze pięć dni przy wyspie, zdobyłby rongo-rongo z tajemniczej pieczary.Wkrótce statek napełnił się gośćmi z okrętu i ze wsi, nie mówiliśmy więc już o tych sprawach.Wyłożyłem wszystkie swoje karty na stół; niech sobie teraz myślą, co im się podoba.Następnego dnia „Pinto” odpłynął, Na jego pokładzie odpływał też nasz płetwonurek, który w czasie wolnym od pracy tak używał na zakazanych głębokościach, że mu pękły bębenki w uszach.Smutno było rozstawać się z jednym z członków naszej wyprawy, ale jego miejsce zajął miły i młody student chilijski, który wraz z innymi przybył na „Pinto”.Eduardo Sanchez był studentem archeologii w Chile, w naszym zespole miał pełnić obowiązki asystenta na lądzie, a junga na pokładzie.Był starym i wypróbowanym przyjacielem Gonzalo i trudno pomyśleć o lepszym uczestniku naszej ekspedycji.Po odejściu „Pinto” życie na wyspie powróciło do normalnego trybu.Cocongo nie zaczęło jeszcze na dobre zbierać swego żniwa.Cocongo jest to postrach wyspiarzy, doroczna epidemia grypy nadchodząca zawsze po kontakcie z kontynentem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl