[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Łzy ciekły jej po twarzy.Pierwszy dopadł ją Wheldrake.Też, zresztą, zapłakany.- Czemu to zrobiłaś? Nic nie usprawiedliwia takiego morderstwa!Spojrzała nań zdumiona i wyczerpana i trwało chwilę, nim dotarło do niej zawarte w tych słowach oskarżenie.Potem odwróciła się plecami do poety i schowała broń.- Źle mnie oceniasz, panie.To robota Chaosu.To może być tylko robota Chaosu.Książę Gaynor ma sprzymierzeńca.Zna wielkie czary.Większe, niż sądziłam.I chyba wcale nie obchodzi go, ilu ludzi zabije poszukując własnej śmierci.- Gaynor to zrobił? - Wheldrake chciał ująć ją pod ramie, ale Róża się wywinęła.- Gdzie jest teraz?- Tam, gdzie ma nadzieję schronić się przede mną.Myśli, że nie podążę tam za nim.Ale myli się.Dziewczyna była wyraźnie zdeterminowana.Koropith, daleki najwidoczniej od winienia jej za swój żałosny stan, wziął ją za rękę, próbując uspokoić.- Znajdziemy go jeszcze, pani - powiedział chłopiec, prowadząc ją z wolna tam, skąd przyszli.- Czy Duntrollin zostało zniszczone? - przerwał im Fallogard.- Niewątpliwie.- Róża wzruszyła ramionami.- A siostry? -spytał Wheldrake.-Czy Gaynor je znalazł?- Owszem.Tak jak i my, a to dzięki Koropithowi i jego talentom.Gaynor jednak zdobył nad nimi pewną władzę.Walczyliśmy, a on wezwał Chaos na pomoc.Bez wątpienia zaplanował to sobie wcześniej do ostatniego szczegółu.Czekał tylko, aż czoło pochodu dotrze do mostu.- Uciekł? Dokąd? - spytał Elryk, domyślając się z góry odpowiedzi.Róża wskazała na skraj przepaści.- Tam - powiedziała.- A zatem ostatecznie spotkał swą śmierć - mruknął Wheldrake marszcząc czoło.- Ale widzę, że zapragnął towarzystwa w ostatniej podróży.- A kto może wiedzieć, dokąd go ta podróż zawiedzie? -Róża odwróciła się i wolno ruszyła ku krawędzi mostu, z którego staczała się właśnie kolejna wioska.Pełna zawodzących mieszkańców platforma przewróciła się już niemal na bok, ale nikt nie usiłował z niej umknąć, aż w końcu machina runęła z łoskotem w otchłań, a Chaos połknął kolejną ofiarę.- Chyba tylko on sam może to wiedzieć.Elryk podszedł do niej prowadząc konia.Róża trzymała wciąż dłoń chłopca, który powiedział:- Oni wciąż tam są, pani.Wszyscy.Mogę ich odszukać.Wytarczy pójść za nimi.Proszę.Koropith prowadził ją już ku krawędzi, wciąż wpatrując się przy tym w dół.- Znajdziesz jeszcze inny sposób - obiecał Fallogard Phatt, nagle przerażony.- Nie możesz.Ale było już za późno.Bez ostrzeżenia kobieta i chłopiec skoczyli nad krawędzią, spadając w pulsującą, lśniącą masę, która łapczywie pochłaniała wszystkie, tysiącami sypiące się ku niej dusze.Prosto w materię Chaosu!Matka Phatt znów krzyknęła, długo, boleśnie i żałobnie.Już nie obchodziła jej cała tragedia, teraz bolała nad własną stratą.Elryk podbiegł do skraju jezdni i ujrzał dwie drobne postacie spadające bezwładnie, aż zniknęły w złudnym pięknie niestałości.Nie mógł wykrztusić ani słowa, odstąpił krok, porażony odwagą i determinacją silniejszą, niż jego własne.i nie zdążył zareagować, gdy Fallogard pchnął wózek z matką, sam zawahał się ledwie przez ułamek sekundy i wraz z powiewającą połami płaszcza siostrzenicą skoczyli w ślad za dzieckiem.Chaos pochłonął jeszcze trzy drobne figurki.Zmieszany i przerażony w stopniu, którego dotąd nie doświadczył, Elryk wyciągnął Zwiastuna Burzy.Wheldrake podszedł do niego.- Odeszła, Elryku.Wszyscy odeszli.Nic tutaj nie zwojujesz.Elryk przytaknął powoli i wyciągnął ostrze przed siebie, a potem przytulił ciasno do piersi, drugą ręką przytrzymując czubek mieniącego się żywymi runami miecza.- Nie mam wyboru - stwierdził.- Wolę narazić się na wszelkie ryzyko, niż spokojnie przyjąć los, który gotuje mi ojciec.Wykrzyknąwszy imię swego demonicznego patrona, z rozmachem ciął mieczem powietrze i z dziką pieśnią na bezkrwistych ustach rzucił się w otchłań Chaosu.Ostatnią rzeczą, którą Wheldrake zdołał ujrzeć, były szkarłatne oczy przyjaciela, oczy lśniące straszliwym zaiste spokojem.Potem płomienista otchłań pochłonęła bezlitośnie cesarza-czarownika.KSIĘGA DRUGAESBERN SNARE: WILKOŁAK Z PÓŁNOCYO trollu od kościoła pieśni śpiewaliNad Morzem Północnym w jesienne zrównanie;A zelandzcy rybacy ciągle słyszeliJak pod wzgórzem Ulshoi wymyśla swej pani.Ponad brzozami wciąż patrzą ku morzuTe z Kallenborgu kościelne wieże,Gdzie przy ołtarzu za pierwszą paręStali Helva z Nesvek i Esbern Snare!Wheldrake,Pieśni NorweskieROZDZIAŁ 1Konsekwencje nierozważnych transakcji z istotami nadprzyrodzonymi;parę słów o niedogodnościach wynikających z nieświętych umów.Elryk spadał poprzez stulecia udręki, milenia smutku i szaleństwa, które odpędzał krzykiem i mieczem niczym drogowskaz ściskanym wciąż w dłoni.Wszędzie wkoło kłębiły się zmienne kształty, oblicza, wizje miast, całych światów, obłąkane przy tym, przekształcające się w nieustannej kakofonii.Typowa niestała materia Chaosu.Był sam.Nagle wszystko znieruchomiało.Stopy dotknęły stałego gruntu, kawałka skały pływającego w oceanie światła noszącym złudne znamiona nieskończoności.Wszechświat na wszechświecie, jeden płynnie przechodzący w drugi, każdy o innej barwie, każdy kreujący odrębną rzeczywistość.Książę miał wrażenie, że stoi wewnątrz wielościennego kryształu oślepły nagle na wszystko, prócz jasnego blasku o niemożliwych do rozpoznania barwach.Były też zapachy, dziwnie znajome, były głosy, przerażone, chociaż nie należały do istot śmiertelnych.Albinos zapłakał, osaczony, zwyciężony i bezradny.Siły go uszły, a miecz zaczął ciążyć niczym zwykły kawał żelastwa, gdy gdzieś zza kurtyny płomieni dobiegły nagle księcia melodyjnie wypowiedziane słowa:- Odważny jesteś, ulubiony mój niewolniku! Impetyk z ciebie! A teraz powiesz mi może jeszcze, gdzie właściwie podziewa się dusza twego ojca?- Nie wiem, Ariochu.- Elryk czuł, jak mróz przenika go do granic wytrzymałości, jak nagle przejrzyściejąca dusza okrywa mu się lodowymi kryształkami.Arioch sprawdził go i wiedział już, że albinos nie kłamie.Uczucie dojmującego zimna zniknęło, a Elryk zaczął się uspokajać.Nigdy jeszcze nie doświadczył czegoś takiego, nigdy nie sądził, że Arioch może być tak popędliwy, niecierpliwy.Cóż tak zaniepokoiło Bogów?- Kąsku śmiertelny, zaiste słusznie jesteś moim ulubieńcem, cukiereczku słodziutki.Znający dobrze zmienne nastroje Ariocha Elryk słuchał tych słów zafascynowany i zalękniony równocześnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]