[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gavras zatrzymał się na parę chwil u podstawy trybuny, z której miał przemawiać, podczas gdy jego orszak, kołysząc parasolami, ustawił się wokół niej.I kiedy stopa Imperatora dotknęła jej drewnianego stopnia, Marek zastanowił się, czy to Nepos i jego koledzy w czarodziejskim fachu utkali jakąś potężną magię, czy też jego zmaltretowane uszy w końcu przestały mu służyć.Zapadła nagła, bolesna cisza, przerywana tylko dzwonieniem w jego głowie i dalekim krzykiem handlarza ryb, wołającego za areną: - Świeże mątwy!Imperator zmierzył wzrokiem tłum, obserwując jak opada na swe ławki.Rzymianin pomyślał, że nie ma żadnej nadziei, by jeden człowiek został usłyszany przez tak wielu, lecz nie miał pojęcia o wyrafinowaniu, z jakim videssańscy rzemieślnicy zbudowali amfiteatr.Środek krawędzi areny stanowił ognisko skupiające i odbijające wszelkie dźwięki, tak że słowa wypowiadane z tego jednego miejsca rozbrzmiewały wyraźnie w całym amfiteatrze.- Nie potrafię kwieciście mówić - zaczął Imperator i Marek musiał się uśmiechnąć, pamiętając jak na galijskiej polanie, nie tak dawno temu, zarzekł się podobnie, by rozpocząć mowę.Mavrikios mówił dalej: - Dorastałem jako żołnierz, całe moje życie spędziłem wśród żołnierzy i nauczyłem się cenić żołnierską otwartość.Jeśli ktoś woli retorykę, nie musi jej dzisiaj szukać daleko.- Machnął ręką, by wskazać szeregi siedzących biurokratów.Tłum zachichotał.Odwróciwszy głowę, Skaurus zobaczył zaciśnięte z odrazą usta Vardanesa Sphrantzesa.Choć Imperator nie mógł powstrzymać się przed tym docinkiem, to jednak nie wbijał szpilki głębiej.Wiedział, że potrzebuje całej jedności, na jaką mógł zdobyć się ten podzielony kraj, i mówił dalej w sposób zrozumiały dla wszystkich jego poddanych.- W stolicy - ciągnął - jesteśmy szczęśliwi.Jesteśmy bezpieczni, jesteśmy syci, jesteśmy chronieni murami i flotą, z jakimi nie może się mierzyć żaden kraj na świecie.Większość z was należy do rodzin od dawna osiadłych w mieście i większość z was żyje w dostatku.- Marek pomyślał o Phostisie Apokavkosie powoli umierającym z głodu w ruderach Videssos.Żaden król - zadumał się - nawet tak otwarty i niepodobny do innych jak Mavrikios, nie mógł mieć nadziei na poznanie wszystkich kłopotów swego kraju.Jednak Imperator aż nadto dobrze zdawał sobie sprawę z niektórych z nich.Ciągnął: - Na naszych zachodnich ziemiach, po drugiej stronie cieśniny, zazdroszczą wam.Już od wielu lat trucizna Yezd zalewa nasze ziemie paląc nasze pola, zabijając naszych rolników, plądrując i morząc głodem nasze miasta i sioła, i bezczeszcząc świątynie naszego boga.- Biliśmy czcicieli Skotosa, ilekroć mogliśmy dopaść ich obładowanych łupem.Lecz są tak liczni jak szarańcza; na miejsce każdego, który umiera, czeka już dwóch innych.A teraz, w osobie ich ambasadora, rozciągnęli swe zgubne oddziaływanie nawet na samo Videssos.Avshar, o którym Phos zapomniał, niezdolny przeciwstawić się jednemu żołnierzowi Imperium w uczciwej walce, zarzucił sieć swych oszukaństw na drugiego i posłał go jak żmiję w nocy, by zamordował człowieka, któremu sam nie śmiał stawić czoła z otwartą przyłbicą.Tłum, do którego się zwracał, wydał złowieszczy pomruk; niski, gniewny dźwięk, jak dudnienie poprzedzające trzęsienie ziemi.Mavrikios pozwolił, by grzmot narastał przez chwilę, nim uniósł ręce prosząc o ciszę.Gniew brzmiący w głosie Imperatora był prawdziwym gniewem, nie jakąś sztuczką krasomówczą.- Kiedy jego zbrodnia została odkryta, morderca z Yezd zbiegł jak tchórz, którym jest; znowu uciekając się do pomocy swej nieczystej magii, by ukryła jego ślady, i by raz jeszcze zabiła za niego, tak żeby sam nie musiał stawiać czoła niebezpieczeństwu! - Tym razem gniew tłumu nie opadł od razu.- Dość, powiadam, dość! Yezd uderzał zbyt często i zbyt mało ciosów otrzymywał w odpowiedzi.Jego zbóje muszą otrzymać lekcję, którą zapamiętają na zawsze: że choć jesteśmy cierpliwi wobec naszych sąsiadów, nasza pamięć wyrządzonych nam krzywd również jest długa.A krzywdy, jakie Yezd nam wyrządził, są niewybaczalne! - Jego ostatnie zdanie zostało niemal zagłuszone przez zajadły ryk tłumu, teraz bliskiego wrzenia.Krytyczna strona Skaurusa podziwiała sposób, w jaki Imperator krok po kroku rozniecał w swych słuchaczach wściekłość; jak murarz, który wznosi dom kładąc warstwami cegły.Podczas gdy Rzymianin, by rozgrzać swych ludzi, sięgał po mowy, jakie wygłaszał nim został żołnierzem, Gavras wykorzystywał dawne przemowy z pól bitewnych, by poruszyć tłum cywilów.Jeśli biurokraci stanowili wzór, do jakiego przywykli mieszkańcy miasta, to burkliwa otwartość Mavrikiosa skutecznie to zmieniła.- Wojna! - krzyczał tłum.- Wojna! Wojna! - Jak barbarzyńca bijący w żelazny dzwon, słowo to rozbrzmiewało i powracało echem w amfiteatrze.Imperator nie przerywał krzyków.Może cieszył się chwilą rzadkiej jedności, którą stworzył; może - pomyślał Marek - próbował wykorzystać tę burzę nienawiści do Yezd, by zastraszyć biurokratów, którzy przeciwstawiali się wszystkim jego poczynaniom.W końcu Imperator uniósł ręce prosząc o ciszę i cisza z wolna zapadła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]