[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba mu nieco przytrzeć nosa i przypomnieć, żemimo bezkrólewia wciąż jest lennikiem Korony.Gembicki umilkł, ponownie wyprostował się na krześle.Rozmowa dobiegła końca.Hirsz wstał, pokłonił się i przeszedł do kancelarii.Na miejscu przejrzał raporty dotyczące Franciszka Hoppego.Już po krótkiej lekturze zorientowałsię, że nie znajdzie w nich żadnych rewelacji.Brakowało kluczowych sprawozdań z ostatnich dwóchdni.O ile znał Kacpra, ten postanowił jak najdłużej działać na własną rękę.Hirsz nie zamierzał popełniać tego błędu.Mroczek wraz z Birkutem i Hańczą przetrząsali podwarszawskie trakty w poszukiwaniu Chaima.Sprowadzało się to głównie do odwiedzania kolejnych austerii i wypytywania o przygłupiegowielkoluda.Na razie bilans poszukiwań nie wyglądał zachęcająco.Składały się nań: zdemolowanagospoda i kilkanaście rozbitych szlacheckich łbów.Wedle opowieści wachmistrza poszło o honor.Ba, o cóż innego mogło pójść w gospodzie?Po przekroczeniu progu zdrożeni poszukiwacze ponoć przywitali się grzecznie z goszczącą wgospodzie szlachtą.Ponoć następnie równie grzecznie zapytali o Chaima.Ponoć w celu stopienialodów na stole wylądował garniec warki.Oczywiście na koszt Marka Nekla (w to ostatnie porucznikuwierzył bez zastrzeżeń).Problem w tym, że szlachta mazowiecka, choć biedna, jest dumna z posiadanego herbu.Zatempanowie bracia z chłopami pić nie chcieli.A wiadomo, Kozak to cham i to jeszcze zbuntowany.Taka postawa, rzecz jasna, nie spotkała się ze zrozumieniem z strony Birkuta i Hańczy.Porucznikpodejrzewał w głębi ducha, że ci dwaj w ten sposób rekompensują sobie brak udziału w powstaniu.Mroczek zaś nigdy nie potrzebował powodu, by przywalić komuś po gębie.Krótko rzecz ujmując, cała trójka miała ubaw po pachy.Hirsz dziękował Bogu, że po wszystkim nie spalili zabudowań, jak to miało miejsce kilka latwcześniej na Podolu.Tylko on sam i starosta Barski wiedzieli, ile poszło wówczas na łapówki, byzatuszować zajście.Porucznik uśmiechnął się do siebie.Sprawa Franciszka Hoppego była doskonałym pretekstem,żeby przykrócić im cugle.Jeśli ci narwańcy mają kogoś ubić, niech przynajmniej będzie z tegopubliczny pożytek."W urzędzie pocztowym panował tłok.Działo się tak zawsze, gdy przyjeżdżała nowakorespondencja.Tym razem ze Lwowa.Wielka kareta z godłem królewskim przybyła po zmroku, z dwudniowym opóznieniem.Jakzwykle, u przyczyn spóznienia leżał fatalny stan koronnych dróg.Wprawdzie kolejne sejmypróbowały zaradzić temu stanowi rzeczy, ale zawsze kończyło się tylko na dobrych chęciach,Joachim Hirsz dzięki znajomości z zastępcą poczmistrza nie musiał stać w długiej kolejce.Przesyłka, zamówiona za pośrednictwem Zlepaka, mieściła się w niewielkim kuferku podróżnym.Porucznik wziął skrzyneczkę pod pachę i opuścił urząd, kierując się do domu.Maszerowałszybkim krokiem, nie zwracając uwagi na nielicznych przechodniów.Przy kościele Dominikanów,by skrócić drogę, skręcił w uliczkę biegnącą na tyłach zabudowań klasztornych.Po kilkunastu krokach kątem oka dostrzegł ruch w zaułku, zamkniętym między kaplicą a ścianąkościoła.Przeciętny człowiek wziąłby to za grę cienia i księżycowego światła.Porucznik różnił sięjednak od większości ludzi.Tym razem wyczuł gwałtowną śmierć.Przystanął.Zmrużył oczy.Po chwili odnalazł to, czego szukał.W głębi uliczki leżał człowiek.Ciemność zacierała wszelkie szczegóły.Mogła to być ofiaraporachunków wśród żebraków lub pobity podczas napadu przechodzień.Hirsza mało to obchodziło.To nie trup zwrócił uwagę porucznika.Obok ciała, w załomie muru, mrok gęstniał w nienaturalny sposób.Zza tej zasłony ktoś goobserwował.Hirsz sięgnął po pałasz i zrobił krok naprzód.Ostrzeżenie, które rozległo się wewnątrz jegogłowy, brzmiało jak warknięcie bestii.Porucznik zastygł w pół ruchu i ostrożnie się cofnął.Istota czająca się za zasłoną ciemności nie była człowiekiem ani zwierzęciem.Zimny dreszcz przeszył Joachima.Porucznik spojrzał na ciało leżące na ziemi.Temunieszczęśnikowi nie mógł już pomóc.Zresztą nie był pewien, czy powinien.To coś, czające się w mroku, wykazywało się zastanawiającą determinacją.Zwykle podobneistnienia unikały ludzi o jego talentach.Chyba że były bardzo głodne lub zdezorientowane poprzejściu do tego świata.W obu przypadkach bezpieczniej było zejść im z drogi.Hirsz obrócił się i szybkim krokiem wyszedł z zaułka.Serce waliło mu jak młot.Wspomnieniapowróciły z bolesną wyrazistością.Widywał te stwory, odkąd tylko pamiętał.Różniły się wyglądem, wzrostem i usposobieniem,bywały tchórzliwe lub grozne, wszystkie jednak miały jedną wspólną cechę: żarłoczność.Pamiętał dzień, w którym powiedział o nich matce.Siedziała pochylona nad kociołkiem, mrucząc coś pod nosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]