[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Ten stwór-szakal, który mówi na siebie Mouw Awa, i jegotajemniczy  błogosławiony przyjaciel".Trzeba ichpowstrzymać.Gdzieś tam krąży stwórca ghuli potężniejszy niżci wszyscy, którym dotąd stawiałem czoło.Lękam się o naszemiasto - rzekł doktor.Wypił długi, hałaśliwy łyk herbaty iwytarł zamoczoną brodę. Twoje miasto, przyjacielu, nie nasze" - zaprotestowało cośw duchu Litaz.Mieszkała tu od kilkudziesięciu lat i kochałaDhamsawaat, ale im starsza się robiła, tym bardziej tęskniła zaRepubliką Su.Dhamsawaat dał jej zajęcie, które coś znaczyło,i więcej ekscytujących przeżyć, niż mogła zliczyć.Ale to wtym brudnym mieście umarło jej dziecko.To w tymprzeludnionym mieście jej mąż postarzał się ponad swoje lata.Nie chciała umrzeć, ratując je, nie zobaczywszy jeszcze razdomu.Nie powiedziała tego oczywiście na głos.Siedziała teżpotulnie, kiedy odezwał się Dawud:- Jakąkolwiek pomoc możemy ci zapewnić, bracie mój,możesz na nią liczyć.Z czymkolwiek przyszło ci się zmierzyć,nie zmierzysz się z tym sam.Przez długą chwilę cała trójka siedziała w milczeniu i piłaherbatę.Potem Dawud znów się odezwał.Zezdeterminowanym uśmiechem wyciągnął długi palec wkierunku Adulli.- Wiesz, mimo tych wszystkich niebezpieczeństw, które naciebie czyhają, powinieneś dziękować łaskawemu Bogu.Podziękować mu, że mieszkamy po sąsiedzku.Ze wróciliśmypóznym wieczorem, a nie rano.Ze szliśmy pieszo izobaczyliśmy dym z twojego domu.Na słowo  dom" Adulla westchnął, a jego oczy zalśniłymokro.Podziękował jeszcze raz Litaz za herbatę, wstał izgarbiony wyszedł na ulicę. Dawud odchrząknął i poszedł za nim.Litaz usłyszała, jakoddalają się powoli, rozmawiając tak, jak rozmawiająmężczyzni, kiedy są ze sobą sam na sam.Odsunęła smutne myśli na bok i zajrzała do Zamii.Dziewczyna przestała zaciskać zęby i spała już spokojnie.Przyszła pora na drugi okład.Litaz zawiesiła nad paleniskiemmały kociołek z ziołową mieszanką.Kilka minut pózniej napar zaczął bulgotać, zostawiając lepkiosad na ściankach.Litaz odwinęła bandaże i jeszcze razoczyściła ranę.Potem małą, drewnianą szpatułką nałożyławciąż gorącą papkę z kociołka.Patrzyła, jak wywar magiczniewypala się w ranie, wchłaniając ból dziewczyny.W powietrzeuniosły się smużki dymu, pod mazią zaś ukazało się na wpółzagojone ciało.Drugą ręką Litaz nacisnęła odpowiedniepunkty na dłoniach Zamii.Jak rażona piorunem dziewczyna poderwała się i krzyczała,aż skończył się jej oddech.Potem wciągnęła do płuc wielkihaust powietrza i wrzasnęła jeszcze raz.Litaz żal byłosąsiadów, ale przywykli już do krzyków pokrzywdzonych,którzy przychodzili znalezć ulgę dzięki jej zdolnościom.Rasid poderwał się z poduszek, na których spał.- Ciociu! C.co?! - wykrztusił, mruganiem odpędzając senze skośnych oczu i sięgając po miecz.- Wracaj spać, Rasidzie.Nic się nie dzieje, krzyk to dobryznak.Dowód, że dusza dziewczyny jest wciąż silna.Zanim Litaz skończyła mówić, Zamia położyła się zpowrotem i mocno zasnęła.Do pokoju weszli Dawud i Adulla, ściągnięci wrzaskiem.Ibardzo dobrze.Przyszła pora, żeby Dawud zajął się leczeniemduchowego cierpienia dziewczyny. Mężczyzna spojrzał pytająco na Litaz, a ona kiwnęła głową.Przykucnął obok śpiącej Zamii, a jego dłonie zaczęływykonywać powolne, wężowe ruchy cal nad chłopięcymciałem dziewczyny.Otoczyła je słaba, zielonkawa poświata.Dawud mocno zaciskał powieki, a jego ręce tańczyły, dopókiblask nie zgasi, a on sam nie opadł na stołek, ściskając się zapierś. Dawno już tak nie nadwerężył swoich mocy.Prawie widać,jak się przez to starzeje!" Litaz znów pomyślała o ich ojczyzniei pomodliła się, żeby jej mąż zdążył ją jeszcze raz ujrzeć, zanimpokonają go cielesne skutki jego powołania.Podbiegła i objęłajego kościste ramiona.- Porają obudzić - powiedział przez zaciśnięte zęby, wyrazniewyczerpany.- Obudzić? - Derwisz popatrzył na nich ze zmarszczonymczołem.- Wybacz, ciociu, wuju, ale została ciężko raniona.Musimy dać jej odpocząć, czyż nie?Chłopak wtykał nos w nie swoje sprawy i coś się za tymkryło. Czy jemu się wydaje, że ją kocha?" - zdziwiła się Litaz.- Dziewczyna była zbyt bliska śmierci, Rasidzie.Musimy jąobudzić - o ile da się ją obudzić - żeby przypomniała sobie, żewciąż żyje.Pózniej będzie miała dość czasu na odpoczynek.Odwróciła się do skrzynki z drewna jałowca i wyjęła z niejfiolkę pełną różowawych ziarenek soli, a potem podstawiła jądziewczynie pod nos, wyciągnęła korek i odwróciła się.Zamia poderwała się spazmatycznie.Zaczęła kasłać i jęczećz bólu.Usta i nozdrza poplamiła jej krew. Dzięki Bogu Wszechmogącemu".Choć Rasid patrzył na toz przerażeniem, Litaz wiedziała, że krew jest oznaką powrotu do zdrowia. Może jednak wyjdzie ztego cało".Derwisz podbiegł do dziewczyny, wyraznie chciał cośzrobić, ale nie wiedział, czym to coś jest.- Co się z nią dzieje? - krzyknął.Litaz potarła skronie i zmusiła się do cierpliwości.Odepchnęła chłopaka i wytarła delikatnie krew.- Trudno to wyjaśnić, Rasidzie.Na kilka chwil wmówiliśmyjej duszy, że to niezranione ciało.Dusza będzie musiałazapamiętać tę więz.Zamia się obudzi wstrząśnięta, aleświadoma i zdolna do mówienia.Potem będzie potrzebowałaodpoczynku, zanim dokończymy leczenie.Jeśli Bóg pozwoli,więzy, które Wszechmogący zadzierzgnął niegdyś między jejciałem i duszą, zacisną się na powrót.Litaz się cofnęła, a chwilę pózniej dziewczyna otworzyłajasnozielone oczy.- Za.zabiłam to? - zabrzmiały jej pierwsze słowa.Nietrzeba było pytać, co miała na myśli.Ku zaskoczeniu Litaz - i, przysięgłaby, także swojemuwłasnemu - Rasid podszedł bliżej, żeby jej odpowiedzieć.- Dałaś mi okazję, ale zawiodłem, Zamio Banu Laith Badawi.- Pokłonił się głęboko ze wstydem na twarzy.- Błagam,przyjmij moje przeprosiny.Wiedz jednak, że to twoje męstwoodpędziło tę istotę.Zamilkł i cofnął się o krok, jakby zawstydzony własnymisłowami. Ach".Litaz pomyślała o pięknych i głupich zachowaniachmłodych ludzi. Jemu się nie wydaje, że ją kocha [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl