[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz jeszcze mocniej się zaczerwienił.Co za głupi błąd.Niby taki drobny, ale idiotyczny.Nie mógł sobie pozwalać na żadne błędy.A tu nagle cośtakiego.Uniósł wzrok i zobaczył, że tej grubej dziewczynyw grubych okularach już nie ma.W ogóle nie zauważył, kiedy wyszła.Jasne, Patrick miał rację.Jednak pozostawało pytanie,dlaczego Pentabyte-Man w ogóle wybrał sobie takie imię.Christopher wyciągnął pendrive, pośpiesznie usunąłwszelkie ślady swojej działalności.- Wracajmy - poprosił. 31 | Ten dziwny mail przyszedł pierwszego lipca.Brad,jak co rano, włączył komputer, aby sprawdzić skrzynkępocztową oraz wiadomości z FriendWebu, których ostatniodostawał coraz mniej, i wtedy właśnie natknął się na to coś.Z tekstu wynikało, że otrzymał mail od kogoś, kogo znał, alenie miał pojęcia, kto to mógł być.W każdym razie adresmailowy nadawcy nic mu nie mówił.Do wiadomości dołączono artykuł w formie pliku PDF.Brad chciał go tylko przejrzeć, ale potem czytał uważnie,z coraz większym zainteresowaniem, chociaż tekstwzbudzał w nim autentyczne przerażenie.Opisano w nimgrupę, czy też organizację, nazwaną przez autoraKoherencją, pod względem technicznym funkcjonującąpodobnie do użytkowników Lifehooków: jej członkowie mieliw głowach chipy, które bezpośrednio łączyły ich mózgi.Autor tekstu twierdził, że członkowie Koherencji podwzględem duchowym tworzą jedność, co Brad jużniezupełnie potrafił sobie wyobrazić.Ta grupa sięgaławłaśnie po władzę nad światem i była o krok od wcieleniaw swoje szeregi całej ludzkości.Co za dziwny pomysł.Ale jednocześnie wydawało się to przerażające.Czy właśnie coś takiego kryło się za kampanią reklamowąLifehooka? Brad nie wiedział, jednak uznał, że nie zaszkodzi,by z artykułem zapoznał się też Pete.Kliknął na przekażdalej.Kilka minut pózniej, przyjaciel zadzwonił.- Stary - zahuczało w słuchawce.- Co z tobą? Wierzyszw teorie spiskowe?- Znalazłem tam naprawdę ciekawe spostrzeżenia -bronił się Brad.- Wcale nie musiałeś tego przesyłać dalej - powiedziałPete.- To jakiś spam.Prawie każdy to dzisiaj dostał.Drzemyz tego łacha już cały ranek.Brad skrzywił się.- Dobra - stwierdził.- Fajnie, że tak to was bawi.Ale jeśliinteresuje cię zdanie drugiej strony, to ta Koherencja wydajemi się takim Lifehookiem dla zaawansowanych.- Jasne - stwierdził Pete z nonszalancją.- A przypadkiemwiesz, kto napisał ten artykuł?- Nie ma podanego autora.- No, to jeszcze raz posłuchaj uważnie wujka Pete a.Pamiętasz, że mój ojciec jest maniakiem rybek?- Wiadomo mi o tym przyznał Brad.Przy czym maniak to było łagodnie powiedziane.W domu rodzicówPetera stało więcej akwariów niż w zoo w Santa Cruz.- No właśnie.Wśród tych pięćdziesięciu tysięcyfachowych czasopism, które prenumeruje, jest magazyno krewetkach i raczkach.Dzisiaj leżał w skrzynce na listy.I przypadkiem wydrukowano tam ten sam artykuł.Brad się zdumiał.- W czasopiśmie o krewetkach?- Dziwne, co? Redaktor wyjaśnia to we wstępniaku.Toprzysługa dla pewnego starego przyjaciela, który musipodzielić się ze światem czymś nad wyraz ważnym.- I?- I teraz trzymaj się mocno.Artykuł napisał nie kto innyjak Jeremiah Jones.Brad westchnął.- Ten terrorysta?- No twierdził Pete.Zanim zaczął wysadzać w powietrzeprzyzakładowe przedszkola, pisał książki.A wiesz, o czym?Brad coś tam sobie mgliście przypominał.- Nasz anglista wspominał.Coś przeciwko postępowi,prawda?- Halo, proszę pana! Nazywał telefon komórkowydiabelskim urządzeniem, był przeciwko telewizji, przeciwkojeżdżeniu samochodem i tak dalej.Nie podobała mu siężadna z tych dobrych rzeczy, który czynią dwudziestypierwszy wiek takim pięknym.To jeden z tych, którzychcieliby powrotu do średniowiecza, a nas najlepiej zmieniliw jakichś amiszów - Pete zabulgotał śmiechem.- No, takszczerze, to całkiem logiczne, że jest przeciwko Lifehookowi.- Jasne stwierdził Brad.- Super.Mam już tutaj ze dwa steki, na których wypisanejest twoje imię.Słowo, że zachowamy się bardzo grzeczniei w obecności tych biedaków, co nie mają Lifehooka,będziemy ustnie opowiadać wszystkie dowcipy.- Już nie przesadzaj stwierdził Brad. 32 | Na urodzinowej imprezie Petera wszystko było takjak zawsze: taras pełen stołów i krzeseł, na obłożonym lodembufecie wszelkie możliwe sałatki i sosy, do tego mnóstworusztów.Kiedy zjawił się Brad, pachniało palącym sięwęglem drzewnym, a Jake stał przy jednym z grilli,z suszarką i rozgniewaną miną.I oczywiście była fantastyczna pogoda.Zresztą w takieświęto nie sposób było spodziewać się czegoś innego.Oczywiście, tak jak należało, wszędzie powiewałygwiazdziste sztandary.Pete najwyrazniej szczerze się ucieszył z przybycia Brada.Specjalnie zdjął kucharski fartuch, z zachwytem poklepałkolegę po ramieniu, a potem zaciągnął do kilku innychgości, którzy stali już w kącie ogrodu.Większość jeszczepopijała colę na dobry początek.- Zachowujcie się jak normalni ludzie - kilkakrotnienapomniał ich Pete, z przesadą poruszając ustami, cowzbudziło ogólną wesołość.Brad wręczył prezent od siebie, który Pete natychmiastrozpakował.Była to najnowsza część jego ulubionej grykomputerowej.Pete, zgodnie z oczekiwaniami, byłzachwycony.- Endangered Freedom II? Oszaleję! Skąd to w ogóle masz?Przecież do sprzedaży wchodzi dopiero za cztery tygodnie!- Mój ojciec współpracował z tą firmą - wyjaśnił Brad.-Zadzwoniłem do ich szefa marketingu.- Postukałw plastykowe pudełko, które Pete ściskał tak mocno, jakgdyby już nigdy nie miał wypuścić.- To pózna wersja Beta.Dobrze byłoby, gdybyś nie dawał tego dalej.- Nawet mi to nie przyszło do głowy - zapewnił Pete.-Będę tego strzegł jak& O, zobacz kto przyszedł!To była Tiffany, która zjawiła się razem z siostrą.Peterzłapał Brada za ramię.Pociągnął go za sobą i poprowadziłwprost ku dziewczynom.- Cześć, Tiffany! - zawołał już z daleka.- Fajnie, żeprzyszłaś.Mogę ci przedstawić Brada Wheelera, jednegoz moich najlepszych przyjaciół?Tiffany spojrzała na Pete a z rozbawieniem.- Ehm& halo? odezwała się.- Tak się przypadkiemskłada, że chodziłam z Bradem przez cztery lata do tej samejszkoły.Raczej wątpię, żeby w liceum Santa Cruz High bylijacyś ludzie, którzy się nie znają.- Tak, możliwe - przyznał Pete.- A wiesz, że jest twoimwielkim fanem?Szeroko otworzyła oczy, przyjrzała się Bradowi.- Serio?To właśnie była odpowiednia chwila, aby powiedzieć cośbłyskotliwego - jednak Bradowi nic nie przychodziło dogłowy.W dodatku poczuł, że się rumieni, co całe wieki musię nie zdarzało.Wydukał coś w stylu tak, to prawda ,wydając się sobie bezdennie głupim.Tiffany zapytała Pete a o drogę do łazienki, a potem obiedziewczyny odeszły, chichocząc.- No dzięki - powiedział Brad z przekąsem.- Bardziejwprost to już się nie dało?- Racja przyznał Pete tonem niewiniątka.- Przecieżmógłbym powiedzieć: Brad chce pójść z tobą do łóżka i sięz tobą ożenić, tylko nie wiem, w jakiej kolejności ale tobyłoby już zbyt dosłowne&- Dupek!Pete klepnął go w ramię tak, że huknęło.- Bezczelność popłaca.Stary, to od ciebie się tegonauczyłem.- Wyszczerzył się w uśmiechu.- Zaraz tuprzyjdą, zobaczysz.Brad wziął sobie coś do picia i przez chwilę stał, niewiedząc, co ma ze sobą począć.No tak, jeśli chodziłoo dziewczyny, bezczelność popłacała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]