[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.“Tu nie ma sensu strzelać".Nad zniszczoną żyłą mrugają martwe rybie oczy.Zażywam nową pigułkę nasenną o nazwie Soneryl.Nie wywołuje ona senności.Nie ma fazy przejściowej między snem a jawą, wpadasz nagle w sam środek snu.Byłem przez dwa lata w obozie pracy i cierpiałem na charłactwo.Prezydent to ćpun, ale nie może brać otwarcie ze względu na swoją pozycję, więc załatwia to przeze mnie.Od czasu do czasu nawiązujemy kontakt i ładuję mu baterie.Postronnemu obserwatorowi mogłoby się to wydać praktykami homoseksualnymi, ale przyjemność nie ma charakteru erotycznego, a do orgazmu dochodzi w chwili, gdy się rozłączamy i ładowanie baterii się kończy.Stykamy się penisami w stanie erekcji — stosowaliśmy ową metodę na początku, lecz punkty styczności zużywają się tak samo jak żyły.Teraz muszę czasem wsunąć penis pod jego lewą powiekę.Oczywiście mogę także ładować mu baterie osmotycznie, co jest odpowiednikiem zastrzyku podskórnego, ale jest to przyznaniem się do klęski.Metoda osmotyczna wprawia prezydenta w wielotygodniowy zły humor, co może łatwo doprowadzić do zagłady atomowej.Prezydent płaci wysoką cenę za swój ukryty nałóg.Jest bezbronny i zależny jak nie narodzone dziecko.Narkoman ukryty cierpi na subiektywne koszmary i dręczy go nieme szaleństwo protoplazmy, odrażający ból kości.Napięcie narasta i jego ciałem targa w końcu czysta energia: przypomina to konwulsje człowieka porażonego przez prąd elektryczny.Jeśli odebrać narkomanowi ukrytemu możliwość ładowania baterii, dostaje on tak gwałtownych drgawek, że ciało odpada mu od kości i umiera jako szkielet usiłujący popędzić prosto na najbliższy cmentarz.Stosunki między NU (narkomanem ukrytym) a ŁB (ładowaczem baterii) są tak napięte, że obaj mogą znieść swoje towarzystwo tylko na krótko — to znaczy, poza momentami ładowania baterii, gdy ładowanie odsuwa w cień wszelki kontakt osobisty.Czytam gazetę.Coś na temat zabójstw trzech osób przy rue de la Merde w Paryżu: “Porachunki." Obsuwam się.“Policja zidentyfikowała sprawcę.Pepe El Culito.Mały Dupek, czułe zdrobnienie".Czy naprawdę to napisano?.Usiłuję skupić wzrok na słowach.Oddzielają się, tworząc bezsensowną mozaikę.IDŹ DO DOMU ŁAZARZU!Grzebiąc w spłowiałej taśmie na pograniczu poranka, w sennej szarej krainie pełnej ziewnięć i pustych odorów, Lee zauważył, że młody ćpun stojący w jego pokoju o dziesiątej rano wrócił z dwumiesięcznego obozu płetwonurków na Korsyce i przestał brać.“Przyszedł się pochwalić swoim nowym ciałem" — zdecydował Lee, wstrząsany poranną narkomańską febrą.Wiedział, co widzi — o tak, dziękuję, Miguelu — trzy miesiące wcześniej, siedząc w Metropolu nad zakalcowatą żółtą ekierką, którą w dwie godziny później otruł się kot, doszedł do wniosku, że zobaczenie się z Miguelem o dziesiątej rano nie wymaga nieznośnego naprawiania błędu (“Co to za pieprzona farma?!"), co pociągałoby za sobą także fotografię Miguela w postaci ogromnego zwierzęcia na szczycie walizki.— Wyglądasz cudownie — powiedział Lee, wycierając brudną serwetką bardziej oczywiste oznaki niesmaku.Widział w twarzy Miguela szary szlam morfiny i patrzył na wyświechtane ubranie: wyglądało na to, że jego właściciel krążył latami po zaułkach czasu i nie miał przestrzeni, by się wyczyścić.— Poza tym do chwili, gdy mogłem naprawić błąd.Idź do domu, Łazarzu.Zapiać dealerowi i idź do domu.Po co mam widzieć twoje pożyczone mięso?— Cóż, lepiej, że nie bierzesz.Poczęstuj się.Miguel pływał po pokoju, przebijając ryby dłonią.— Pod wodą w ogóle się o tym nie myśli.— Wyszło ci na zdrowie — powiedział Lee, z rozmarzeniem gładząc bliznę po igle na wierzchu dłoni Miguela, podążając powolnymi okrężnymi ruchami wzdłuż gładkich fioletowych zgrubień na ciele.Miguel podrapał się po wierzchu dłoni.Wyjrzał przez okno.Poruszył się lekko, czując elektryczny dreszcz głodu.Lee siedział i czekał.— Jeden krótki strzał jeszcze nikomu nie zaszkodził, synu.— Wiem, co robię.— Zawsze się wie.Miguel wyciągnął pilnik do paznokci.— To zbyt męczące — powiedział Lee z zamkniętymi oczyma.— Ach, dzięki, było cudownie.Spodnie Miguela opadły na kolana.Stał w zdefasonowanym płaszczu ciała, które zmieniło barwę z "brunatnej na zieloną, aż wreszcie stało się bezbarwne i zaczęło kapać na podłogę.Oczy Lee poruszyły się w cieście twarzy.lekki, chłodny, szary błysk.— Posprzątaj — rozkazał.— Dość tego brudu.— Jasne, jasne.— Miguel przelał się na śmietniczkę.Lee schował paczuszkę heroiny.Lee brał od trzech dni, oczywiście z pewnymi.hm.przerwami, aby podsycić ogień, który płonął w jego żółtoróżowobrunatnym galaretowatym ciele.Z początku ciało było po prostu miękkie, tak miękkie, że drobinki kurzu, przeciągi i szeleszczące płaszcze przecinały je do kości, choć bezpośredni kontakt z drzwiami lub fotelami nie sprawiał bólu.W tym miękkim, niepewnym ciele nie goiła się żadna rana.Wokół nagich kości owijały się długie białe macki pleśni.Stęchła woń zwiędłych jąder przypominała szarą mgiełkę.Podczas pierwszego poważnego zakażenia z termometru wystrzeliła kulka wrzącej rtęci: pielęgniarka, ugodzona w głowę, padła trupem z nieartykułowanym wrzaskiem.Doktor spojrzał na Lee i zatrzasnął stalowe okiennice życia.Nakazał natychmiast usunąć ze szpitala płonące łóżko i leżącego na nim pacjenta.— Chyba wytwarza własną penicylinę! — warknął.Ale infekcja wypaliła zgniliznę.Lee stał się półprzeźroczysty.nie niewidzialny, lecz trudny do zauważenia.Jego obecność nie zwracała szczególnej uwagi.Ludzie postrzegali go jako odbicie, cień: “Gra świateł albo neon".Lee poczuł pierwsze objawy zimnego palenia.Łagodnie wypchnął ducha Miguela do hallu.— Jezu! — zawołał Miguel.— Muszę iść! — Wybiegł.Z rozjarzonego rdzenia mózgu Lee strzeliły różowe błyskawice histaminy i wylądowały na bolesnych obrzeżach.(Żelazne ściany pokoju, pokryte wrzodami kraterów, były niepalne)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]