[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karty to nie kości -miały nazwy i Joe ułożył je w historyjki.Wyjął je po kolei z talii, a powstały układ opowiedział historię jego życia.Na kartach czaiły się wszystkie imiona, które przyjmował, wszystkie postacie z przeszłości i przyszłości.Czekały, by je odkrył.To właśnie go przeraziło.Na długi czas pozbawiono go historyjek, jego własna opowieść o ojcu, matce i synu była tak wątła, że rozpaczliwie chwytał się wszystkiego, czego tylko mógł.Ojciec drwił, ale Joe spojrzał na historię, którą opowiedziały karty, i uwierzył.Nie chcę ich brać do domu.To tak jakbym zaplątał się w jedwabną sieć i oddał siebie we własne ręce, pomyślał.- Proszę, nie - rzekł do ojca.Jednak Alvin, który wszystko wiedział lepiej, kupił karty, sądząc, że sprawi tym synowi radość.Przez cały dzień Joe nie zbliżał się do kart.Raz już ich dotknął i nie chciał znowu zmierzyć się ze swoim strachem.Mówił sobie, że to wszystko jest irracjonalne, że to jedynie myślenie życzeniowe.- Karty nic nie znaczą.Nie ma się czego bać.Mogę je wziąć i dowiedzieć się z nich prawdy.Wiedział jednak, że cały jego racjonalizm, cała pewność, iż karty nic nie znaczą, były kłamstwem, które wmawiał sobie, żeby znowu wziąć je do ręki, tym razem na poważnie.- Po co przyniosłeś coś takiego do domu? - spytała matka w drugim pokoju.Ojciec nie odpowiedział.Po tym milczeniu Joe poznał, że ojciec nie chce, żeby on usłyszał wyjaśnienia.- To głupie - ciągnęła matka.- Myślałam, że jesteś naukowcem i sceptykiem.Nie sądziłam, że wierzysz w takie rzeczy.- Kupiłem je dla zabawy - skłamał ojciec.- Dla Joego, żeby przy nich podłubał.On chce napisać program komputerowy, dzięki któremu karty reagowałyby na osobowość ludzi.Przecież chłopak ma prawo zabawić się od czasu do czasu.Tymczasem w salonie, gdzie na półce stał wyłączony dziecinny komputer, Joe starał się nie myśleć o Odyseuszu, który odchodzi od ośmiu kielichów i wędruje brzegiem plaży nad oceanem, a za jego plecami pieni się wino.Czterdzieści osiem kilobajtów i dwie małe dyskietki nie wystarczą do tego, co chciałbym zrobić - pomyślał Joe.- Oczywiście i tak tego nie zrobię.Ale na komputerze ojca w gabinecie na piętrze, z twardym dyskiem i odpowiednim interfejsem, może byłoby dosyć miejsca i czasu na wszystkie operacje.Oczywiście, nie zrobię tego.Nie zależy mi.Nie mam odwagi tego zrobić.O drugiej w nocy wstał z łóżka, w którym daremnie usiłował zasnąć, zszedł na dół i zaczął programować na ekranie grafikę talii tarota.Każdą kartę zmieniał, bo wiedział, że ten, kto je zaprojektował, chociaż zdolny, popełnił jednak błędy.Nie rozumiał, że Walet Kielichów to błazen z ogromnym fallusem, z którego wypływa morze.Nie wiedział, że Królowa Mieczy jest posągiem, a żywą istotą jest jej tron, anioł jęczący pod ciężarem, który musi dźwigać.Dziecko u Bramy Dziesięciu Gwiazd pożerają przez psy starca.Człowiek wiszący głową w dół ze skrzyżowanymi nogami i spokojem na twarzy nie ma nad głową aureoli, to płoną jego włosy.A Królowa Pentagramu właśnie powiła krwawą gwiazdę, której ojcem nie jest nieszczęsny rogacz, Król Pentagramu.Kiedy stanęły mu przed oczami karty i ich historyjki, zaczął także słyszeć echa innych opowieści, które czytał.Kasandra, Królowa Mieczy, rzuciła swoje słowa ostre jak miecze, a ludzie oganiali się od nich niczym od roju much.Gdyby zaś wzięli je do rąk, przyszłość nie zastałaby ich bezbronnych.Przez chwilę przywiązany do masztu Odyseusz był Wisielcem.W odpowiednich okolicznościach Makbet mógłby pokazać się na Walecie Kielichów albo zostać zmiażdżony przez ambitną Królową Pentagramu, Królową Denarów.Karty kryły opowieści o władzy i o bólu, powiązanych ze sobą w niewidzialny sposób.Chociaż nie było tego widać, Joe wiedział, że są ze sobą powiązane, musiał więc prawidłowo narysować obrazki i napisać program, aby podczas czytania z kart zobaczyć prawdziwe historie.Pracował przez całą noc, aż poprawił każdą kartę.Zanim w końcu zasnął, wykonał jedynie początek pracy.Rodzice zmartwili się, gdy znaleźli go rano przy komputerze, lecz nie mieli serca go budzić.Kiedy się przebudził, był sam w domu i natychmiast znowu zaczął rysować karty i zapisywać je w pamięci komputera.On sam nie musiał sobie niczego przypominać, bo znał wszystkie nazwy kart i ich historie.Zaczynał też rozumieć, w jaki sposób nazwy ulegają zmianie za każdym razem, gdy znajdą się wśród innych.Wieczorem wszystko było gotowe, łącznie z krótkim programem, który tasował karty.Obrazki wyglądały tak, jak trzeba.I miały właściwe nazwy.Kiedy jednak komputer rozłożył dla niego karty - ta reprezentuje ciebie, ta karta cię przykrywa, a ta leży w poprzek - nic nie miało sensu.Komputer nie potrafił tego, co umiały ręce.Nie potrafił zrozumieć i podświadomie rozłożyć kart.I mijał się z celem program, który losowo rozdaje karty, bo rozkładanie kart w tarocie wcale nie jest losowe.- Mogę pogrzebać w twoim komputerze? - spytał Joe.- W twardym dysku? - odparł ojciec z powątpiewaniem w głosie.- Joe, nie chcę, żebyś go otwierał, bo nie mam zamiaru wykładać w tym tygodniu tysiąca dolarów, jeśli coś ci się nie uda.Za tym słowami kryła się troska:“Ta zabawa z kartami do tarota zaszła za daleko.Żałuję, że je dla ciebie kupiłem i nie chcę, żebyś używał mojego komputera, zwłaszcza jeśli to miałoby wzmocnić twoją obsesję".- Tylko interfejs, ojcze.I tak nie używasz równoległego portu.Potem mogę wszystko włożyć z powrotem.- Przecież Atari nie jest nawet kompatybilny z twardym dyskiem.- Wiem - odparł Joe.Nie mieli o czym dłużej dyskutować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]