[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale liczył się papierowy trop.Użytkowniczka nie mogła zmienić śladów, pozostawionych w papierach.Przynajmniej tak sądził.Umiała stwarzać iluzję, zmuszać ludzi, by robili to co chciała.Ale jak dotąd nie zdarzyło jej się dokonać zmian w rzeczywistym świecie.Jeśli chciała, żeby dom wyglądał na wysprzątany, mogła otumanić ludzi.Jeśli chciała, żeby dom rzeczywiście był wysprzątany, potrzebowała kogoś z miotłą.To samo dotyczyło dokumentów i rejestrów.Fałszowanie rzeczywistości nie jest rzeczą łatwą.To był dobry haczyk na tego Ray'a Cryera.Quentin wiedział, że jeśli poświęci na to odpowiednią ilość pieniędzy, być może w końcu uda mu się dowieść, że Madeleine Cryer nigdy się nie urodziła.Nie oznaczało to, rzecz jasna, że Użytkowniczka uzna się za pokonaną.Jeśli jedna próba się nie powiodła, na pewno przystąpi do następnej, na tyle zdążył ją poznać.Z jakiegoś powodu ona go potrzebowała.Nawet bardzo.A dopóki go potrzebowała, będzie go nawiedzać, zaś on nigdy nie będzie wiedział, że to ona.Nie mógł już ufać nikomu.To właśnie było najgorsze.Wiedział, że Użytkowniczka może przyjść do niego, kiedy tylko będzie chciała, pod dowolną postacią.Nigdy nie będzie pewny co ma, a co nie ma żadnego związku z Użytkowniczka.W końcu wcześniej nie dostrzegł żadnych związków pomiędzy kolejnymi widzeniami Lizzy, a spotkaniem z Madeleine na przyjęciu u grande dame.Przez resztę swojego życia musi zastanawiać się, czy za każdą osobą, którą napotka, nie kryje się czasem znienawidzona Użytkowniczka, wciąż ponawiając próby przejęcia pełnej nad nim kontroli.Nie wydostanie się z tej matni, dopóki nie znajdzie Użytkowniczki i nie stawi jej czoła.Poprzedniej nocy, nie mogąc opanować gniewu, wyobrażał sobie, jak znajduje śmiertelne ciało Użytkowniczki i wygarnia do niej z czterdziestkipiątki.Czy teraz, w świetle dnia, rzeczywiście czuł się zdolny do dokonania podobnego czynu? Czy w głębi duszy był mordercą, czekającym jedynie na właściwy bodziec? Zadrżał na samą myśl.Musi być jakiś sposób na pokonanie jej bez zabijania.Na wyrugowanie tej zmory z jego życia.Oczywiście, najprostszym sposobem byłoby pojechać z powrotem do tamtego domu i otworzyć tę cholerną szkatułkę.Tyle że nie miał ochoty.Ponieważ właśnie tego Użytkowniczka pragnęła najbardziej.Nieważne, jaki skarb krył się w skrzynce, na pewno oddanie go Użytkowniczce musiało się źle skończyć.Ponieważ Użytkowniczka uwielbiała władzę.Pamiętne słowa Madeleine, tamte niepokojące go słowa.na pewno wyrażały one poglądy samej Użytkowniczki.To nie mógł być nikt inny.Takich poglądów na pewno nie mogła znaleźć u Lizzy, ani w obrazie idealnej kobiety, jaki Quentin nosił w myślach.To była Użytkowniczka, wyjawiająca prawdę o sobie.O swojej miłości do władzy.Cokolwiek znajdowało się w szkatułce, musiało mieć jakiś związek z władzą, a jeśli w całej historii było coś pewnego, to fakt, że Użytkowniczka pod żadnym pozorem nie powinna zdobyć większej władzy.Władza.Madeleine mówiła mu, że mieszkała w Waszyngtonie, aby znajdować się w pobliżu ośrodków władzy, aby móc wywierać jakiś wpływ.Czy to choć w części była prawda? Użytkowniczka musiała gdzieś go zauważyć, a przecież dopiero po przeprowadzce do DC zaczął mieć przywidzenia: najpierw była to Lizzy, potem Madeleine.Użytkowniczka mogła dorastać w dolinie rzeki Hudson, ale jej dom był opuszczony od wielu lat.Musiała gdzieś mieszkać, i myśl, że mogły to być właśnie okolice Waszyngtonu, wydawała się całkiem sensowna.A jeśli tam mieszkała, to ktoś ją musiał znać.Nagle wszystko zaczęło mu się łączyć w spójną całość.Przypomniał sobie przyjęcie u grande dame, gdzie poznał Madeleine.Był więc ktoś, kto znał Madeleine, zanim się spotkali.Nie miał zamiaru posyłać do grande dame żadnego z wynajętych detektywów.Był jej winien więcej szacunku.Pójdzie do niej i porozmawia z nią osobiście.WSPOMNIENIA- Pamiętam pana? Czyżby? - Była równie uprzejma, jak przedtem, a na jej twarzy nie dostrzegł zmieszania, które wyczuł w głosie.- Okazała mi pani wielką uprzejmość na pewnym wieczornym przyjęciu - powiedział Quentin.- Prawdę powiedziawszy, przedstawiła mnie pani mojej żonie.- Zaiste, byłaby to z mojej strony wielka niezręczność, przedstawić sobie męża i żonę.- Nie, nie, ona jeszcze wtedy nie była moją żoną, myśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]