[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ADOLFCzy może słabe?FRANCISZEKPanienka, dziękować Bogu, zdrowa jak rybka, co by jej tam było.Ale nasza pani jakośniedomaga na głowę od tego balu.Do tego jeszcze biedaczka wczoraj tyle się umę-czyła.ADOLFA to czym?FRANCISZEKHm, proszę pana, albośmy to wczoraj małą mieli uwijatykę? I ja, i panienka, i pani, iWalentowa, wszystko miało co do roboty, bo trzeba było po tej ruinacji balowej każdąrzecz znowu na swoje miejsce transportować, czyścić, porządkować, to znowu odda-wać naczynia, srebra, co się pożyczyło, a tu to zbite, tego brakuje, i kłopot.Samychłyżeczek srebrnych, proszę pana, zginęło pięć przy tych wielebnych fagasach - jak pa-na szanuję, a Franciszek tyle lat służy i jeszcze, dziękować Bogu, nic przy nim niezginęło.Będą państwo mieli nauczkę na drugi raz, skoro im się zachciało fagasów.ADOLF(siadając, z uśmiechem)Jak widzę, to Franciszek niekontent coś z tego balu.FRANCISZEKO! proszę pana, ja nieprędko zapomnę tego despetu, jaki mnie spotkał.I to jeszcze niekoniec na tym, bo niech no się tylko rok skończy, to ja państwu powiem wyraznie, żejak sobie chcą wyprawiać bale z fagasami we frakach i bawełnianych rękawiczkach, toja im ślicznie dziękuję za służbę.86ADOLFNo, no, ja myślę, że się państwu więcej nie zechce balów.FRANCISZEKBo i na co im to tego, proszę pana? Koszt duży, mitręgi jeszcze więcej, a zabawy żad-nej.Z dobrymi znajomymi zabawić się, to nie mówię, ale.SCENA DRUGACI%7ł, WAADYSAAW, pózniej TELESFOR.WAADYSAAW(w kapeluszu z głębi, w paltocie, który zaraz zdejmuje i oddaje Franciszkowi)A, jesteś tu? Wracam od gospodarza.ADOLFI cóż?WAADYSAAWHa, cóż - dziwak uparł się i ustąpić nie chciał, dopiero aż mu przyrzekłem, że już wię-cej balów dawać nie będziemy.ADOLFSłyszysz, Franciszku, nie mówiłem ci?FRANCISZEKTak, tylko pytanie, co panienka i pani na to powiedzą? (zabiera palto, kapelusz i wy-chodzi na prawo).ADOLF(z uśmiechem)Franciszek jakoś nie bardzo wierzy w twoje rządy tutaj.WAADYSAAW(widząc wchodzącego Telesfora)A to co? Na kogóż wuj wybiera się z tymi morderczymi narzędziami?TELESFOR(z pierwszych drzwi na lewo, trzymając w lewej ręce szpadę, w prawej szablę)Ha, może trzeba będzie nimi kogoś pomacać, dlatego wyjąłem je z szafy i odpolero-wałem troszeczkę.(Robi kilka cięć w powietrzu) A co? dobrze jeszcze idzie?WAADYSAAW(z uśmiechem)Przecież wuj nie myśli się pojedynkować?TELESFORWłaśnie, że myślę.87WAADYSAAW(jak wyżej)Z kim?TELESFORZ jednym z tych smarkaczy, co ich tu Fikalski do tańca posprowadzał.Obraził się ka-waler, żem go nazwał tym, czym jest właściwie, to jest smarkaczem, i przysłał mi se-kundantów.WAADYSAAWAle przecież wuj nie zechcesz?TELESFORDlaczego?WAADYSAAWBoby to było nonsensem stawać na wyzwanie jakiegoś tam młokosa.TELESFORWięc mam zgodzić się na to, żeby ten sam młokos gło sił potem po całym mieście, żepułkownik Telesfor stchórzył przed nim? Nie zapominaj, mój kochany, że ja starywojskowy i muszę dbać o swój honor.WAADYSAAWAle wuj już w tym wieku.TELESFORNie bój się, pokażę ja im jeszcze, co stary potrafi, zmasakruję na kwaśne jabłko.WAADYSAAWAleż to być nie może.Jeżeli już koniecznie idzie o załatwienie tej sprawy, to ja alboAdolf.TELESFORO! o! widzisz go, jaki mi dobrodziej! Patrzaj ty sobie swojej żony, którą masz, i dzie-ci, które mieć będziesz, a nie mieszaj się w cudze sprawy.WAADYSAAWNo, to Adolf.TELESFORTak, dałaby mi Kamila, żeby mu tak z mojej przyczyny kawałek nosa odrąbali! tadziewczyna by mi oczy wydrapała.WAADYSAAWW każdym razie, mój wuju, nie mogę pozwolić na to.TELESFOR(z udaną surowością)E, cóż wy mnie u sto diabłów pod kuratelę wzięli, czy to ja małoletni, czy co? A sub-ordynacja, mosanie.Milczeć i słuchać, co starsi każą.Gdzie są pistolety?WAADYSAAWW moim pokoju.88TELESFORTak, to rozumiem.Muszę je opatrzyć, czy nie zardzewiałe.Ja pokażę tym smarka-czom, co to zaczynać ze starym.Uszy poobcinam, dziurki w nosie powystrzelam, jakmi Bóg miły! kroćset milion beczek fur beczek batalionów! (wychodzi na prawo).WAADYSAAWCóż ty, nic na to wszystko? Przecież to byłoby dzieciństwem, żebyśmy pozwolili.ADOLFNie obawiaj się, nie przyjdzie do tego, mam sposób.WAADYSAAWJaki?ADOLFTo mój sekret (patrzy na zegarek) O! już druga.(Bierze żywo kapelusz) Bądz zdrów.WAADYSAAWGdzie idziesz? Kamilka zaraz przyjdzie.ADOLFWrócę za chwilę, za małą godzinkę.Do widzenia (wychodzi głębią).WAADYSAAW(chodzi zły)Otóż to takie skutki, jak się smarkaczów, niedowarzonych młodzików wpuszcza dodomu.(Spostrzega wchodzącą Pulcherię) A! ta znowu tutaj, nieznośna kobieta, pa-trzeć na nią nie mogę! (zostaje po lewej).PULCHERIADzień dobry panu, a gdzież żona?WAADYSAAW(chłodno)Zaraz będzie pani służyć (wychodzi do drugich drzwi na lewo).SCENA TRZECIAPULCHERIA, JANINA,PULCHERIA(patrząc na zegar)Mam jeszcze pół godziny czasu.(Siada i wnet wstaje, ujrzawszy wchodzącą) A, jaksię masz, moja droga.Cóż to? główka boli?JANINA(skronie chustką związane)Nieznośna migrena.89PULCHERIAZnać w tobie nowicjuszkę, moja droga; po jednej nie przespanej nocy już chora.Totylko z początku tak; jak dasz drugi, trzeci balik.JANINAA niechże Bóg broni!PULCHERIACo? No, przecież spodziewam się, że nie poprzestaniecie na tym jednym, choćby dlazrehabilitowania się w opinii, która wasz balik nazwała damskim piknikiem (siadaobok kanapy).Przyznaj sama, że dowcipnie, bo były same prawie kobiety, a mężczyznzaledwie jak na spróbowanie.JANINAWszak słyszałaś sama, że Fikalski obiecał.PULCHERIAO! Fikalski wcale się nie spisał, ale on umył ręce od wszystkiego i całe niepowodzenieposzło na wasz rachunek, toteż wzięto was na języczki.JANINA(z oburzeniem)Na języki nas?PULCHERIANo, no, moja droga, nie trzeba się tak zaraz alterować.Zwiat zawsze się musi kimśbawić, dziś wami, jutro kim innym.JANINAPiękna zabawa kosztem bliznich!PULCHERIAHa, darmo, moja droga, ludzi nie przerobisz.Potrzeba być trochę filozofiką na takierzeczy.Z początku to drażni, gniewa, ale potem oswoisz się.JANINAWolę się wcale nie przyzwyczajać.PULCHERIAJuż to najwięcej obniosła was po mieście Ciuciumkiewiczowa; a ja radziłam nie za-praszać tej bajczarki.JANINACóż ona może mówić takiego?PULCHERIAAch, niestworzone rzeczy: żeście kazali sobie zapłacić za stłuczone lustro - ja wiem,że to nieprawda, nie potrzebujesz się tłumaczyć, ale ta baba z igły zrobi widły - że le-moniada była z apteki, a kotlety nieświeże, podobno zakupione z akademickiego balu.JANINA(wstając oburzona)Ależ to jest ohydne, potworne, szkaradne!90PULCHERIANo, tak, lubo mówiąc między nami, moja droga, to kolacja była wcale nieświetna, na-wet bardzo nieświetna.Majonez był ohydny, a szampan wcale nieszczególny, jak ciękocham, ja się znam na tym.Skoro się wystąpiło, to trzeba było już wystąpić porząd-nie, zwłaszcza że to pierwszy bal u was.A tak teraz Ciuciumkiewiczowa ostrzy sobiena was swój język i przypina wam łatki, gdzie może.Jestem pewna, że ta historyjka omiłosnym bileciku do ciebie, to także od niej wyszła.JANINAO jakim bilecie pani mówi? Nic nie wiem, nie rozumiem.PULCHERIANo, no, moja droga, przede mną nie masz powodu robić sekretu, ja jestem wyrozu-miałą na takie rzeczy, któraż z nas nie ma na sumieniu podobnych grzeszków? Tylkopozwól sobie zrobić uwagę, że niepotrzebnie bawicie się w pisaniny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]