[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I otworzył ramiona.Tym razem młody porucznik rzucił się mu w objęcia bez żadnych trudności. To dobrze rzekł Bonaparte przez tydzień pełnić będziesz służbę w nowym stopniu,żeby się przyzwyczajono widzieć na tobie epolety kapitańskie, a potem zastąpisz megowiernego Muirona, jako adiutant.Idz teraz. Jeszcze raz rzekł młodzieniec z takim ruchem, jak gdyby chciał otworzyć ramiona. Na honor! Tak! zawołał Bonaparte z radością.I zatrzymując go przy sobie po powtórnym uścisku, zapytał: Słuchaj, to ty poczęstowałeś szpadą Valence'a? Trudno, generale odparł świeży kapitan i przyszły adiutant byłeś przy tym, jak mu toprzyrzekłem; żołnierz ma tylko swoje słowo.W tydzień pózniej kapitan Montrevel sprawował służbę oficera ordynansowego przygłównodowodzącym, który zamienił jego imię Ludwik, niedobrze brzmiące w owej epoce, napseudonim Roland.I młodzieniec zostając bratankiem Karola Wielkiego pocieszył się, że nie pochodzi już odświętego Ludwika.Roland nikt nie odważył się nazwać go odtąd Ludwikiem odbył wraz z generałemgłównodowodzącym wyprawę włoską i powrócił z nim do Paryża, po zawarciu pokoju wCampo Formio.Skoro została postanowiona wyprawa do Egiptu, Roland który na skutek zgonu generałabrygady de Montrevela, zabitego nad Renem, gdy jego syn walczył nad Adygą i nad Mincio,powrócił do matki był jednym z pierwszych wyznaczonych przez generałagłównodowodzącego do uczestniczenia w niepotrzebnej lecz poetycznej krucjacie, jakąBonaparte przedsięwziął.Pozostawił matkę, siostrę Amelię i młodego brata Edwarda w Bourgu, mieście rodzinnymgenerała de Montrevela; mieszkali trzy czwarte mili za miastem, w Noires-Fontaines, wślicznym domu, któremu nadano miano zamku i który wraz z folwarkiem i kilkuset morgamigruntu, położonymi w okolicach, stanowił cały majątek generała, przynoszący sześć do ośmiutysięcy liwrów rocznej renty.Wyjazd Rolanda na tę awanturniczą wyprawę był ciężkim ciosem dla serca biednejwdowy; śmierć męża stanowiła jakby przepowiednię śmierci syna, a pani de Montrevel,kreolka łagodna i tkliwa, daleka była od posiadania surowych cnót matki spartańskiej.Bonaparte, który z całego serca kochał dawnego kolegę ze szkoły wojskowej, pozwolił muprzybyć w ostatniej chwili do Tulonu.Wszelako obawa spóznienia się sprawiła, że Roland nie skorzystał z tego pozwolenia wpełnej mierze.Opuścił matkę, przyrzekając jej to, czego nie miał bynajmniej zamiarudotrzymać; że nie będzie się narażał, chyba w wypadkach nieodzownej konieczności.Przybyłdo Marsylii na tydzień przed odpłynięciem floty.Nie mamy zamiaru opisywać wyprawy do Egiptu, podobnie jak nie opisywaliśmywyprawy do Włoch.Powiemy tylko to, co będzie niezbędne dla zrozumienia niniejszejopowieści i dla rozwoju charakteru Rolanda.3619 maja 1798 r.Bonaparte i cały jego sztab główny odpływali na Wschód; 15 czerwcakawalerowie maltańscy wręczyli mu klucze od cytadeli; 2 lipca armia wylądowała wMarabucie; tego samego dnia wzięli Aleksandrię; 25 Bonaparte wkroczył do Kairu, pobiwszymameluków pod Szebreisem i pod Piramidami.Podczas tego szeregu marszów i bitew Roland był takim, jakim go poznaliśmy oficeremwesołym, odważnym, inteligentym, znoszącym doskonale upał dzienny i lodowatą rosę nocy,rzucający się, jak bohater albo jak wariat, między szable tureckie lub kule Beduinów.Nadto zaś w ciągu czterdziestu dni pochodu nie opuścił tłumacza Ventury; tak że przywrodzonych zdolnościach doszedł do tego, iż mógł się porozumieć w języku arabskim.Toteż zdarzało się często, że gdy generał głównodowodzący nie chciał się uciekać dopomocy tłumacza przysięgłego, obarczał Rolanda różnymi poleceniami do muftich, ulemów iszejków.W nocy z 20 na 21 pazdziernika Kair się zbuntował; o godzinie piątej rano nadeszławiadomość o śmierci generała Dupuy'a, który poległ, przebity dzidą; o godzinie ósmej rano,w chwili, gdy mniemano, że rokosz jest uśmierzony, nadbiegł adiutant zmarłego generała,oznajmiając, że okoliczni Beduini zagrażają Babel-Nasrowi, czyli bramie Zwycięstwa.Bonaparte jadł śniadanie ze swoim adiutantem Sułkowskim, który z trudnością wstawał złoża, ciężko ranny pod Salahieh.Na wieść o zagrożeniu generał zapomniał o stanie, w jakimznajdował się młody Polak. Sułkowski rzekł wez piętnastu przewodników i idz zobacz, czego od nas chce tahołota.Sułkowski podniósł się. Generale rzekł Roland powierz mnie tę misję; wszak widzisz, generale, że mójkolega może zaledwie ustać na nogach. Prawda odparł Bonaparte. Idz zatem.Roland wyszedł, wziął piętnastu przewodników i ruszył w drogę.Ale rozkaz został wydany Sułkowskiemu i Sułkowski postanowił go wykonać.Wyruszył tedy również z pięcioma czy sześcioma ludzmi, których zastał gotowych.Czy to wskutek przypadku, czy też znał lepiej od Rolanda ulice Kairu, dość, że przybyłprzed nim do bramy Zwycięstwa.Przybywając jako drugi, Roland ujrzał oficera uprowadzanego przez Arabów.Jego ludziejuż nie żyli.Niekiedy Arabowie, którzy mordowali bezlitośnie żołnierzy, oszczędzali oficerów wnadziei okupu.Roland rozpoznał Sułkowskiego; wskazał go końcem szabli swoim piętnastu ludziom iruszył galopem.W pół godziny pózniej jeden z przewodników powrócił sam do kwatery głównej,oznajmiając śmierć Sułkowskiego, Rolanda i.jego dwudziestu jeden towarzyszy.Bonaparte, który kochał Rolanda jak brata, jak syna, jak kochał Eugeniusza, chciał znaćwszystkie szczegóły katastrofy i zaczął wypytywać przewodnika.Przewodnik widział, jak Arab ścinał głowę Sułkowskiemu i przywiązywał ją do siodła.Co do Rolanda zaś, to koń jego został zabity.On sam wyswobodził się ze strzemion i przezchwilę walczył stojąc, ale niebawem znikł wśród strzelaniny.Bonaparte westchnął, łza zakręciła mu się w oku, szepnął: Jeszcze jeden! i zdawało się,że więcej o tym nie myśli.Zapytał tylko, do jakiego szczepu należeli Beduini, którzy zabilimu dwóch ulubionych żołnierzy.Dowiedział się, że pochodzili ze szczepu Arabów nie podbitych jeszcze, których wioskabyła oddalona mniej więcej o dziesięć mil
[ Pobierz całość w formacie PDF ]