[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Słuchaj rzekł sierżant O Hare. Poradzę ci dobrze.Jestem twoim przyjacie-lem.Możesz mi zaufać, to znaczy, poufnie zwierzyć, co wiesz.Rozumiesz? Nikomu niepowiem, że to od ciebie się tego dowiedziałem. Zaniepokoił się po ojcowsku: Coto? Czy ci nie smakuje? Nie, nie.Pyszne! zapewniła go April.Zdołała przełknąć jeszcze odrobinę, krzepiąc się myślą, że cierpi dla ważnej sprawy. Mów, mów zachęcał sierżant dobrotliwie. U mnie sekret jak w studni. Więc to było tak podjęła April. Henderson.ten żółw.przegryzł sznureki uciekł.Szukaliśmy go wszędzie.W ogrodzie państwa Sanford jest altanka obrośnię-ta winem, myślałam, że Henderson pewnie się tam schował.Podeszłam blisko i wtedyusłyszałam jakieś głosy w altanie.Starałam się zachowywać cichutko, bo pani Sanfordgniewa się, kiedy wchodzimy na jej teren.Nie podsłuchiwałam, słowo honoru! Aprilpodniosła wielkie, mokre od łez oczy na sierżanta. Pan mi wierzy, prawda? Wierzę, wierzę skwapliwie odparł sierżant O Hare. Taka grzeczna panienkanie podsłuchiwałaby umyślnie, to pewne. Dziękuję panu! rzekła April.Wbiła wzrok w podłogę i szepnęła: Może jed-nak nie powinnam o tym mówić nikomu.Bo on się odgrażał.A nie chciałabym niko-mu przyczynić kłopotów. Uśmiechnęła się uroczo do sierżanta. To może już resz-ty nie opowiem, zgoda? Słuchaj poważnie rzekł sierżant. Jeśli tamten człowiek jest niewinny, musiszmu dać szansę usprawiedliwienia się przed policją.A jakże będzie mógł się usprawie-dliwić, jeżeli policja nie zna wszystkich faktów dokładnie? No, tak. przyznała April. Skoro pan tak uważa.Sierżant O Hare tryumfował w duchu, lecz odezwał się słodkim tonem: Jak się ten człowiek nazywa, pewnie nie wiesz? Wiem, oczywiście odparła April.47Na gwałt szukała w pamięci jakiegoś stosownego nazwiska.W pierwszej chwili nieprzychodziło jej nic do głowy prócz nazwiska pewnej postaci z opowiadań pisanychprzez matkę dla własnych dzieci, kiedy jeszcze były małe: Persyflaż Ashubatabul.Ale ta-kie nazwisko w tym wypadku nie zdałoby się na nic.Zaczęła mówić szybko: To było tak.Rozmawiali o jakichś listach, on powiedział, że nie ma dziesięciu ty-sięcy dolarów.A ona, to znaczy pani Sanford, roześmiała się i powiedziała, że radzi muznalezć te pieniądze.A na to on. April ściągnęła brwi, jak by skupiając pamięć. Aha, wiem.Powiedział, że gdyby miał płacić dziesięć tysięcy dolarów za kilka li-stów, które napisał w chwili słabości, wolałby ją zabić.April zrobiła artystyczną pauzę, spojrzała na sierżanta i szepnęła: Strasznie się zlękłam.Jeszcze teraz trzęsę się, kiedy to wspominam.Boję się, że bę-dzie mnie to straszyło w snach. No, no, no! panieneczko uspokajał sierżant O Hare. Nie trzeba się bać, nietrzeba.Azy popłynęły ciurkiem po twarzy April.Wyglądała najwyżej na osiem lat, na nie-winne, bezbronne dziecko. Panie kapitanie szepnęła drżącym głosem. On powiedział, że ją zabije.Nieżartował, mówił poważnie.Ale ona śmiała się i powtarzała, że radzi mu wpłacić dziesięćtysięcy gotówką i najpózniej do czwartej po południu.Wtedy on się także zaśmiał od-powiedział, że o czwartej przyjdzie z rewolwerem, a nie z pieniędzmi. April odsunę-ła szklankę i cichym, rozdygotanym głosem dodała: Strasznie się zlękłam. No, no, no serdecznie i kojąco mruczał sierżant O Hare. Opowiedz miwszystko dokładnie, a potem jak zrzucisz cały ciężar z serca, będziesz mogła o tej całejhistorii zapomnieć. Zniżył głos. Wiesz, panieneczko, psychologia poucza, że jak siętaką tajemnicę komuś zwierzy, przestaje ona dręczyć. Ach! westchnęła April. Jak pan wszystko doskonale rozumie! Zwróciła naniego ogromne załzawione oczy. Pan z pewnością ma dzieci! Wychowałem dziewięcioro rzekł sierżant, siląc się lekkim tonem pokryć słusz-ną dumę. I wszystkie wyszły na ludzi.Wypij ten syrop do końca, to bardzo pożyw-ne.I powiedz mi coś jeszcze.Czy przyjrzałaś się temu mężczyznie w altance? Mogłabyśgo opisać?April przecząco potrząsnęła głową i przysunęła szklankę z powrotem przed siebie. Nie widziałam go wcale.Słyszałam tylko głos.Nie wiedziałabym nazwiska, gdybynie to, że pani Sanford je wymówiła. Ach, tak! rzekł sierżant. Więc znasz jego nazwisko?April skinęła głową. Powiedziała& Powtarzam słowo w słowo, panie kapitanie. April zrobiła pau-zę.48Musiała na gwałt wymyślić jakieś nazwisko.Persyflaż Ashubatabul nie nadawał sięzdecydowanie.Szukała w pamięci nazwisk.Aha, nowy maszynopis matki! April zdąży-ła przeczytać dwadzieścia ostatnich stron.Było tam jakieś imię i kilka wierszy dialoguz nim związanego.April rozpromieniła się i patrząc z uśmiechem na niecierpliwiącegosię już sierżanta oświadczyła: Powiedziała: Rupercie, nie miałbyś odwagi dotknąć rewolweru, cóż dopiero wy-celować i strzelić. Rupert? powtórzył imię sierżant.Zanotował. A co on na to powiedział? On powiedział. April ufała swej pamięci, że odtwarza wiernie tekst maszy-nopisu matki. Powiedział: Myślisz, że jestem lękliwy jak mysz, ale dowiodę ci, żeumiem być odważny jak mężczyzna.A potem. Nazwisko do tego imienia trzebabyło dokomponować. a potem ona powiedziała: Cicho, ktoś nadchodzi! Chwilkęoboje milczeli i znowu ona zawołała: Ach, Wallie! Pozwól sobie przedstawić: pan vanDeusen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]