[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedni zaczęli zaraz strzelać; inni ryjąc ziemięłopatami, poczęli wznosić nowy nasyp i szańce, które trzecim z kolei pierścieniem miały zamknąć polski obóz. Oho! zawołał Wołodyjowski nie mówiłem?.już i machiny wtaczają! No, to szturm będzie jako żywo.Chodzmy stąd rzekł Zagłoba. Nie, to inne beluardy! odpowiedział mały rycerz.I istotnie machiny, które ukazały się w otworze, inaczej były budowane od zwykłych hulaj-grodów; ściany ichbowiem składały się z zestosowanych skoblami drabin pokrytych odzieżą i skórami, spoza których najcelniejsistrzelcy, siedzący od połowy wysokości machiny aż do jej szczytu, razili nieprzyjaciela. Pójdzmy, niech ich tam psy pozagryzają! powtórzył Zagłoba. Czekaj waść odpowiedział Wołodyjowski.I począł liczyć maszyny, w miarę jak coraz nowe ukazywały się w otworze. Raz, dwa, trzy.mają ich widać zapas niemały.cztery, pięć, sześć.idą coraz wyższe.siedm, ośm.każdego psa zabiją z tych machin na naszym majdanie, bo tam być muszą strzelcy exquisitissimi dziewięć, dziesięć widać każdą jak na dłoni, bo słońce na nie pada jedenaście.Nagle pan Michał urwał rachubę. Co to jest? spytał dziwnym głosem. Gdzie? Tam, na tej najwyższej.człowiek wisi!Zagłoba wytężył wzrok; istotnie na najwyższej machinie słońce oświeciło nagi trup ludzki kołyszący się napowrozie, zgodnie z ruchem beluardy, na kształt olbrzymiego wahadła. Prawda rzekł Zagłoba.Wtem Wołodyjowski pobladł jak płótno i krzyknął przerazliwym głosem: Boże wszechmogący!.to Podbipięta!Szmer powstał na wałach, jakoby wiatr przeleciał po liściach drzew.Zagłoba przechylił głowę, zatknął dłońmioczy i powtarzał zsiniałymi wargami, jęcząc: Jezus Maria! Jezus Maria!.Wtem szmer zmienił się w szum zmieszanych słów, a potem w huk jakby wzburzonej fali.Poznało wojskostojące na wałach, że na tym haniebnym sznurze wisi towarzysz ich niedoli, rycerz bez skazy poznali wszyscy, żeto pan Longinus Podbipięta, i gniew straszny począł podnosić włosy na głowach żołnierzy.Zagłoba oderwał wreszcie dłonie od powiek; strach było na niego spojrzeć: na ustach miał pianę, twarz siną,oczy wyszły mu na wierzch. Krwi! krwi! ryknął tak strasznym głosem, że aż dreszcz przeszedł blisko stojących.I skoczył w fosę.Za nim rzucił się, kto był żyw na wałach.%7ładna siła, nawet rozkazy książęce nie zdołałybypowstrzymać tego wybuchu wściekłości.Z fosy wydobywali się jedni na ramionach drugich, chwytali się rękoma izębami za brzeg rowu a kto wyskoczył, biegł na oślep, nie bacząc, czy inni biegną za nim.Beluardy zadymiły jaksmolarnie i wstrząsły się od huku wystrzałów, ale nic to nie pomogło.Zagłoba leciał pierwszy, z szablą nad głową,straszny, wściekły, podobny do rozhukanego buhaja.Dopieroż Kozacy skoczyli także z cepami, z kosami nanapastników i rzekłbyś: dwie ściany uderzyły o się z łoskotem.Lecz syte brytany nie mogą bronić się długogłodnym i wściekłym wilkom.Wsparci z miejsca, cięci szablami, darci zębami, bici i gnieceni, Kozacy niewytrzymali furii i wnet zaczęli się mieszać, a potem pierzchać ku otworowi.Pan Zagłoba szalał; rzucał się wnajwiększy tłum jak lwica, której zabrano lwięta; rzęził, chrapał, ciął, mordował, deptał! Pustka czyniła się przednim, a przy nim szedł, jak drugi płomień niszczący, Wołodyjowski podobny do rannego rysia.Strzelców ukrytych w beluardach wycięto w pień, resztę goniono aż za otwór w wale.Po czym żołnierze weszlina beluardę i odczepiwszy pana Longina, ostrożnie spuścili go na ziemię.Zagłoba runął na jego ciało.Wołodyjowski również serce miał rozdarte i zalewał się łzami na widok martwego przyjaciela.Aatwo byłopoznać, jaką pan Longinus zginął śmiercią, bo całe ciało było pokryte cętkami od ran przez groty zadanych.Twarzytylko nie popsuły mu strzały prócz jednej, która zostawiła długą rysę na skroni.Kilka kropel czerwonej krwizakrzepło mu na policzku, oczy miał zamknięte, a w bladym obliczu uśmiech pogodny, i gdyby nie bladość błękitnaoblicza, gdyby nie chłód śmierci w rysach zdawać by się mogło, że pan Longinus śpi spokojnie.Wzięli gowreszcie towarzysze i ponieśli na barkach do okopu, a stamtąd do kaplicy zamkowej.Do wieczora zbito trumnę i pogrzeb odbył się nocą na cmentarzu zbaraskim.Stanęło wszystkie duchowieństwoze Zbaraża prócz księdza %7łabkowskiego, który w ostatnim szturmie w krzyże postrzelon, bliskim był śmierci;przyszedł książę, zdawszy dowództwo staroście krasnostawskiemu, i regimentarze, i pan chorąży koronny, i chorążynowogrodzki, i pan Przyjemski, i Skrzetuski, i Wołodyjowski, i Zagłoba, i towarzystwo chorągwi, w którejnieboszczyk służył.Ustawiono trumnę nad świeżo wykopanym dołem i ceremonia się rozpoczęła.Noc była cicha, gwiazdzista; pochodnie paliły się równym płomieniem, rzucając blask na żółte deski świeżozbitej trumny, na postać księdza i surowe twarze stojących wokoło rycerzy.Dymy z kadzielnicy wznosiły się spokojnie, roznosząc zapach mirry i jałowcu; ciszę przerywało tylko tłumioneszlochanie pana Zagłoby, głębokie westchnienia potężnych piersi rycerskich i daleki grzmot wystrzałów na wałach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]