[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bujne, czarne włosy przecinały grube, srebrzyste kosmyki, szarozielone oczy przeszywały na wskroś.Właśnie to badawcze spojrzenie przygwoździło Talię w miejscu; teraz wiedziała, co czuje mysz, gdy patrzy na nią jastrząb.- Więc - odezwał się po długiej chwili - ile masz lat? Trzynaście? Masz za sobą fizyczne ćwiczenia, dziecko? Wiesz coś o orężu? O taktyce? Hę?Nie wiedziała zupełnie, co powiedzieć.Naprawdę nie mogła domyślić się, o co mu chodzi.Ćwiczenia fizyczne? Czy wchodzą w rachubę gry i zabawy? Czy proca do odstraszania od owiec wilków jest orężem?Koniec końców wręczył jej drewniany, ćwiczebny nóż i stanął ze skrzyżowanymi na piersi rękami, nie zmieniwszy ani o jotę swej strasznej, jastrzębiej postawy.- Dalejże tedy.Skocz na mnie.Wciąż nie miała bladego pojęcia, czego on od niej chce, i stała, nieruchomo jak głaz, ze sztywno zwieszonymi po bokach rękami, czując się komicznie i niezdarnie.- Co cię gryzie? Powiedziałem ci, byś mnie zaatakowała! Czy kobiety z twego ludu nie potrafią walczyć? - zapytał, akcentując swoje słowa i ściągając brwi w jedną onieśmielającą zmarszczkę.- W ogóle nie umiesz obchodzić się bronią?- Trochę umiem strzelać z łuku - odpowiedziała nieśmiało, cichutkim głosikiem.- Jeden z moich braci pokazał mi, jak to się robi.Nie powinien był tego robić, ale go uprosiłam.I, jak myślę, umiem narychtować procę.Myślała żałośnie, że widocznie znów źle trafiła.Wydawało się, że nic, czego się kiedykolwiek nauczyła, nie przyda się tutaj - z wyjątkiem, być może, zajęć gospodarskich.Jednak nigdy nie natrafiła na opowieść sławiącą zręczność Herolda w obieraniu warzyw ze skórki.Skulona oczekiwała, że odeśle ją ze wstrętem.Niczego takiego nie uczynił.- Przynajmniej masz na tyle rozsądku, by nie pozorować, czego nie potrafisz - rzekł głęboko zamyślony.- Wydaje się, że za późno ćwiczyć z tobą szermierkę na miecze; szczęśliwie - raczej nie będziesz miała do tego okazji.Łuk to konieczność, sztylet oraz walka wręcz - to powinno zaspokoić twoje potrzeby.Wróć godzinę po upływie południa.I pozwolił jej odejść, zmierzywszy ją długim spojrzeniem zadumanych oczu.Po tym spotkaniu onieśmielona Talia podupadła na duchu; nawet Sherrill udało się ją przejrzeć, choć próbowała nie okazywać tego.- Nie gryź się - i Talia wyraźnie usłyszała w jej głosie ton zachęty.- Prawdę powiedziawszy, nieźle ci poszło jak na początek.Kiedy on ujrzał mnie po raz pierwszy, wyrzucił ramiona do góry i warknął; “Rozpacz! To rozpacz! Pozwólcie jej ciskać sieci i zdechłe ryby dla obrony!” Przynajmniej sądzi, że warto z tobą osobiście pracować.Mnie oddał w ręce swoich asystentów i ciągnęło się to miesiącami!- Ale, dlaczego p.p.powiedział o.o.o tych r.rybach?Och, przeklęte jąkanie! Choćby nie wiem jak się starała, by wywrzeć wrażenie pewnej siebie, zawsze ją zdradzało!- Bo połowę swojego życia spędziłam w łodzi, a połowę w niezwykle zatłoczonych miejscach.Na śliskim pokładzie, albo pośród mrowiącej się na podłodze dziatwy ucieczka jest rzeczą najmniej pożądaną! Musiałam nauczyć się poruszać swobodnie, co ty umiałaś robić zawsze.- Nie w.w.widać było, aby myślał, że jestem coś warta.- Nie krzyczał na ciebie, już samo to zakrawa na cud, ani nie odesłał do domu wychowywać dzieci.Wydaje mi się, że podbiłaś go trochę, szczerze przyznając się jak niewiele potrafisz - strasznie dużo uczniów próbuje udawać prawdziwych mistrzów, w rzeczywistości kiepsko radząc sobie z bronią.Zazwyczaj czyni wszystko, by takich ośmieszyć przed frontem wszystkich zebranych - za karę.Dotarły z powrotem do budynku Kolegium.Sherrill przy-trzymała drzwi wchodzącej Talii i zatrzymała się przy wejściu do pierwszej klasy po prawej stronie.- Tutaj znajdują się pozostali nowicjusze.Spotkamy się na drugim śniadaniu.- Powiedziawszy to, Sherrill zniknęła.Odeszła długim korytarzem, zostawiając Talię samotną w obliczu kolejnej próby.Dziewczynka otworzyła drzwi, chcąc niepostrzeżenie wśliznąć się do środka, ale w tej samej chwili wszyscy zwrócili na nią oczy i poczuła się tak, jakby próbowała się wkraść chyłkiem.W klasie siedziało z tuzin uczniów.Oprócz niej nie było żadnej dziewczynki, a chłopcy byli mniej więcej jej rówieśnikami i choć na ich widok poczuła onieśmielenie, to jednak nie budzili w niej niepokoju.Ogarnął ją lęk jedynie na widok ubranej na biało, stojącej na czele klasy postaci, należącej do przerażających, otoczonych nimbem władzy ostatecznej istot - dorosłego mężczyzny.Natychmiast stała się czujna.Musiała powtarzać sobie, że on jest Heroldem i nigdy nie skrzywdzi nikogo, wyjąwszy wrogów Królowej i Królestwa.- Witaj - powiedział, przysiadając swobodnie na brzegu biurka.- Chłopcy, oto wasza koleżanka, Talia.Talio: ten jegomość o czerwonych włosach to Davan; wysoki to Gryffon; bliźniętami są Drakę i Edric - nie odróżniam ich od siebie jeszcze - mrugnął do nich, a dwójka chłopców uśmiechnęła się szeroko, widać było, że znakomicie razem się czują.- Może powinienem poprosić Albericha, by podbił jednemu oko, wtedy, zanim by zbladło, wiedziałbym, który jest który.Talia nieśmiało usiadła na wolnym miejscu i przyjrzała się baczniej nauczycielowi, który choć szczupły jak Alberich, nie miał tego strasznego, jastrzębiego wyglądu Fechmistrza, a jego kasztanowe włosy dopiero zaczynała prószyć siwizna.Na jego widok wyobraźnia podsunęła jej obraz myśliwskiego ogara; dobrodusznego, przepełnionego zapałem i tryskającego energią.Brązowe oczy patrzyły tak samo przyjaźnie.Przypominał jej w czymś Andreana i Talia zapragnęła mu ufać.Coś pchało ją ku niemu - sama była sobą lekko zaskoczona.- Doskonale, skoro już jesteś z nami, myślę, że nadszedł czas, byśmy zaczęli.Najpierw pozwólcie, że wyjaśnię, czym będziemy się zajmować podczas tych zajęć.Nie jestem tu po to, by snuć bohaterskie opowieści, przerażające bajania, ani szerzyć dzikie pogłoski pijanego żołdactwa.lecz żeby wyjaśnić, na czym naprawdę polega “bycie Heroldem” - wygiął brwi, czym doprowadził bliźniaki do śmiechu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]