[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mój skarbiec! mawia"a czule, przekonana najg"´biej o w"asnejskrz´tnoÊci i zapobiegliwoÊci. W póêniejszych latach Ýyç b´d´ mog"az tego najspokojniej w Êwiecie.Vanitas vanitatum1.Jak na ironi´ losu juÝ w niewiele lat póêniej po-Ýar pospolity, Ýadnym wojennym dzia"aniom niedajàcy si´ przypi-saç strawi" aÝ po fundamenty podmiejskà will´, w której tyle pok"a-da"a nadziei.Nawet mebli nie zdo"ano wyratowaç, a sumka ubezpie-czeniowa wyp"acona za te nag"e straty teÝ niebawem si´ rozpe"z"a.I gromadêÝe tu, cz"owiecze, cenne kamyki, budujÝe na kamieniu!Biedna Nelly.Drogi nasze rozesz"y si´ ostatecznie juÝ z poczàtkiemlat czterdziestych.By"am doros"a, z racji wojennych wydarze’ jeÊli dlaniej nawet nie niebezpieczna, to jednak niewygodna, i straci"yÊmy si´z oczu bez Ýalu.Par´dziesiàt lat póêniej dowiedzia"am si´ jak zwykle bywa, przy-padkiem o jej póêniejszych latach. A mieszka"a tu taka pani opowiada" by"y dozorca nieduÝej, wie-de’skiej czynszówki. Starsza, chorowita i bardzo nerwowa.Za do--------1Vanitas vanitatum ("ac.) MarnoÊç nad marnoÊciami (Eklezjasta I, 2).- 174 -brze to si´ jej nie wiod"o, czasami to i z komornem zalega"a.Pod ko-niec, jak juÝ bardzo by"a s"aba, to zasi"ek miejski dano jej z opieki.A jatom czasem jej w piecu paliç chodzi", zakupy jakie zrobi"em.Niewielepotrzebowa"a.Grzeczna zawsze by"a.I po pogotowie zadzwoni"em,kiedy juÝ tak ci´Ýko si´ pochorowa"a.I z tej choroby w szpitalu umar-"a.Nie, nie wiem, na jakim cmentarzu jà pochowali.Ona nietutejsza,gdzieÊ z Niemiec by"a.Krewnych Ýadnych ani znajomych tu nie mia-"a.A tych rzeczy, co po niej zosta"y, tak by"o niewiele, Ýe po sprzeda-niu nawet na porzàdny pogrzeb nie starczy"o.I na koszt miasta jà po-chowali.Czy to wtedy? Czy to si´ wtedy juÝ zacz´"o? Jak kto woli bo w"a-Êciwie j u Ý tak i j e s z c z e nie.Na s"upach og"oszeniowych corazwi´cej obwieszcze’: Licytacja licytacja przetarg licytacja.Puch-nà od nich i gazety, a tuÝ obok og"oszenia: korzystnie przyst´pnie na dogodnych warunkach sprzedam sprzedam.Meble, porcelan´(KPM, MiÊni´, Villeroy & Bosch, wzór cebulowy Rosenthal), dywany,sztuçce, bielizn´ sto"owà, ksi´gozbiory, lampy, obrazy.Place, dzia"ki,czynszowe kamienice, dobrze prosperujàce pracownie, wytwórnie,sklepy, instalacje warsztatowe, maszyny, apteki, gabinety lekarskie,wytworne wille.Istotnie okazje jakich ma"o.I w ciasnych, ciemnychsalach licytacyjnych t"ok niebywa"y.Raz czy drugi trafiam do nich i jaz radoÊnie podnieconà Nelly.Niby nic nadzwyczajnego, choçby: Kandelabr z bràzu szeÊcioramienny, cena wywo"awcza. i zaraz po-tem po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci!I trrrach.M"otek przybija nieub"aganym trzaÊni´ciem dokonanàw"aÊnie transakcj´, a nast´pnie.Nie.Wcale nie jest to takie zwyczajne.Nieuchwytny, z"owrogi za-pach wype"nia mroczne salki, g´stnieje w oparach oddechu st"oczonejludzkiej ciÝby, tràci ni to spaleniznà, ni to zgniliznà d"awi.I wi´cejjuÝ nie chodz´ na te niesamowite mimo pospolitych pozorów im-prezy, mimo Ýe prasa, a z czasem nawet i radio nawo"ujà donoÊnie:okazja okazja okazja!CÃ³Ý to si´ dzieje? CÃ³Ý w tym dziwnego, Ýe ludzie podróÝujà, prze-mieszczajà si´ na te i inne miejsca szerokiego Êwiata? I cÃ³Ý dziwnego,Ýe pe"no, coraz wi´cej ich w"aÊnie w portach.Stàd przecieÝ odchodzàstatki tu kursuje z rosnàcym powodzeniem transoceaniczny prze-wóz najnowoczeÊniejszà Gdynia-America Line.Co chcà to z sobà(jeszcze!) biorà.Co zb´dne albo w transporcie k"opotliwe od r´ki- 175 -sprzedajà na miejscu.Bo i pieniàdze potrzebne.A z czasem corazwi´cej pieni´dzy.I póêniej juÝ tylko pieniàdze.WyjeÝdÝajà.NiepostrzeÝenie, z wolna jedynie narastajàc, zaczynasi´ ów exodus, wielka w´drówka ludów któraÝ to juÝ z kolei? Na po-czàtek gdy przy walnej pomocy hitlerowskiej Luftwaffe (której prze-cieÝ wcale mia"o nie byç! Którà starannie acz w tajemnicy wyszkoli"niespodziewany cichy sojusznik Zwiàzek Sowiecki) zatopiona juÝwe krwi zosta"a na niemal pó" wieku republika’ska Hiszpania gdypoÝary do wtóru t"uczonych szyb i szk"a rozÊwietli"y ponurà ciemnoÊçhitlerowskiej kryszta"owej nocy (Kristallnacht), czyli wielkiego pogro-mu wyjeÝdÝaç zacz´li najbardziej dalekowzroczni, najprzezorniejsi.Nie tylko Úydzi.Emigrowaç zacz´li z Niemiec póêniej z Austriii Czechos"owacji pisarze, artyÊci, lekarze, muzycy, plastycy, aktorzy,zdolni publicyÊci, wybitni uczeni, a teÝ niejeden majster drukarstwaczy r´kodzie"a.Zresztà, ktÃ³Ý w MieÊcie rozpozna"by ich jeÊli nie by-li w uderzajàcy jakiÊ sposób podobni.PróÝno tu szukaç d"ugich cha-"atów, pejsów, jarmu"ek, kaftanowej biedoty i wyblad"ych, chasydz-kich m"odzie’ców o pa"ajàcych, od spraw tego Êwiata oderwanychoczach, prowadzàcych z obu stron pod r´ce brodatych, dostojnych ra-binów w czarnych jedwabiach i sutych, lisich czapach.Tych ostatnichoglàda"am tylko podczas corocznych pobytów u wód w Karlsbadzie,alias Karlovych Varach, gdzie przyjeÝdÝali na kuracje.A biedot´ Ýy-dowskà nie w Warszawie, lecz na szkolnych wycieczkach lub w wi-le’skich zau"kach, które przez kilka lat z rz´du teÝ odwiedza"am pod-czas d"ugich, letnich wakacji.Jedynà ortodoksyjnà Ýydówkà, jakà zapami´ta"am z wczesnegodzieci’stwa, by"a nasza sàsiadka, pani Goldknopf.Niska, oty"a, w ru-dawej peruce, przynosi"a nam okràg"e, smakowite mace, które pojada-"yÊmy z Pam, opalajàc je nad ogarkiem Êwiecy wtedy by"y bardziejchrupkie.ByliÊmy chyba jej szabes gojami 1, bo jak przez mg"´ pa-mi´tam przenoszenie przez wspólnà sie’ jakichÊ woreczków i naczy’.Ale w duÝym niemieckim mieÊcie rozpoznaç Úyda by"o niezmiernietrudno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]