[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mocny trunek.Ale dobry.Ze zdumienia nad tą przemianą o mało nie wypadł mi kieliszek z ręki.Pannie Müller zarumieniły się w mig policzki, rozjaśniły oczy.Zaczęła opowiadać o rozmaitych rzeczach, które nas zupełnie, ale to zupełnie nie obchodziły.Pat okazywała wobec niej iście anielską cierpliwość.Wreszcie panna Müller zwróciła się do mnie z pytaniem:- A więc, panu Kösterowi powodzi się dobrze?Przytaknąłem.- Był zawsze taki cichy, spokojny.Często przez cały dzień nie powiedział do nikogo słowa.Czy ma i teraz ten zwyczaj?- No, teraz od czasu do czasu odzywa się jednak.- Mieszkał tu u mnie prawie cały rok.Zawsze sam.- Tak.Wtedy człowiek zwykle bywa małomówny.Przytwierdziła poważnym skinieniem głowy i spojrzała na Pat.- Pani na pewno jest już zmęczona.- Troszeczkę - rzekła Pat.- Bardzo - wtrąciłem.- Ach, to ja już sobie pójdę! - zawołała przerażona.- Dobranoc! Dobranoc państwu!Wyszła ociągając się nieco.- Mam wrażenie, że chętnie posiedziałaby jeszcze u nas.Zabawna ta nagła zmiana, co?- Biedne stworzenie - rzekła Pat.- Na pewno co wieczór siedzi samotnie w swoim pokoju i trapi się.- No tak, naturalnie.Ale myślę, że mimo wszystko zachowałem się wobec niej uprzejmie.- Tak, byłeś bardzo miły.- Pat pogładziła mnie po ręku.- Uchyl troszeczkę drzwi, Robby.Przeszedłem przez pokój i otworzyłem drzwi.Na dworze zrobiło się jaśniej, a smuga księżyca padała przez ścieżkę aż na pokój.Zdawało się, że ogród czekał tylko na to, ażeby otwarto drzwi: tak silnie wionął zapachem kwiatów, słodką wonią maku, rezedy i róż.Wypełnił cały pokój.- Popatrz - pokazałem ręką na ogród.W przybierającym księżycu widać było całą ścieżkę przez ogród.Kwiaty stały na skraju dróżki na pochylonych łodygach, liście miały kolor oksydowanego srebra, a kiście, pełne jaskrawego blasku za dnia, połyskiwały teraz widmowo i delikatnie matowym, pastelowym tonem.Blask księżyca i noc odebrały barwom natężenie, ale za to zapach stał się pełniejszy i słodszy aniżeli w dzień.Popatrzyłem na Pat.Jej głowa okolona ciemnymi włosami spoczywała na białej poduszce delikatna i krucha.Nie miała nadmiaru siły - ale i ona taiła w sobie tajemnicę rzeczy słabych, tajemnicę kwiatów o zmroku, w rozkołysanym blasku księżyca.Podniosła się trochę na łóżku.- Czuję się naprawdę straszliwie zmęczona, Robby.Czy to bardzo źle?Usiadłem przy niej.- Ani trochę.Będziesz spała jak suseł.- Ale ty przecież nie chcesz jeszcze spać.- Pójdę sobie trochę nad morze.Kiwnęła głową i osunęła się na poduszki.Siedziałem przy niej jeszcze chwilę.- Zostaw drzwi otwarte na całą noc - szepnęła sennie.- To tak, jakby się spało w ogrodzie.Zaczęła oddychać głębiej.Wstałem i cicho wyszedłem do ogrodu.Przystanąłem przy płocie i zapaliłem papierosa.Mogłem zajrzeć stąd aż w głąb pokoju.Płaszcz kąpielowy Pat wisiał na krześle, sukienka i skąpa bielizna rzucona była na nie, a na podłodze stały jej pantofle.Jeden z nich przewrócił się.Doznawałem dziwnego uczucia swojskości, gdy patrzyłem na to wszystko i gdy myślałem, że teraz ktoś ze mną jest i będzie, że wystarczy zrobić tylko parę kroków, żeby go zobaczyć i być blisko, dzisiaj, jutro i może przez długie, długie lata.“Może - myślałem - może, zawsze to małe słówko, bez którego nie sposób się obyć.Człowiekowi brakuje dziś pewności - brakuje jej wszystkiemu i wszystkim".Poszedłem na brzeg, ku morzu i wiatrowi, ku głuchemu łomotowi fal, który rozgrzmiewał jak daleka kanonada.Rozdział XVISiedziałem na piasku i gapiłem się na zachód słońca.Pat nie przyszła dzisiaj na plażę.Przez cały dzień czuła się nieswojo.Gdy zaczęło się zmierzchać, podniosłem się, by pójść do domu.Nagle ujrzałem biegnącą spod lasu służącą.Machała do mnie ręką i wołała coś.Nie rozumiałem, o co jej chodzi.Wiatr i morze głuszyły wszystko.Dałem jej znak, żeby poczekała, aż podejdę do niej.Ale dziewczyna nie zrozumiała, biegła dalej ku mnie, podnosząc ręce do ust.- Pani - zrozumiałem tylko - prędko!Zacząłem biec.- Co się stało?Usiłowała złapać oddech.- Prędko.pani.nieszczęście.Pobiegłem ścieżką przez piasek, przez las, ku domowi.Drewniana furtka ogrodowa zacięła się jak na złość.Przeskoczyłem przez płot i wpadłem do pokoju.Pat leżała na łóżku, po jej piersi ściekała krew, ręce miała zaciśnięte kurczowo.Krew buchała ustami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]