[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec wstał z ławy i chwycił łopatę.Oświadczył stanowczo:— Prowadź mnie na to miejsce, Zuzanko, idziemy na zamek.— Poczekajcie trochę — radziła matka.— Pełno ludzi pracuje w polu o tej porze.Będą ciekawi, po co idziecie na zamek, a pani przecież kazała, żeby nikt o niczym nie wiedział.Poczekajcie do południa, aż ludzie wrócą do wsi na obiad.Tak zrobili.Od głównej bramy zamkowej Zuzanka poprowadziła ojca w bok, tam gdzie szła z książęcą drużyną.Znaleźli pomiędzy krzewami niski murek i w nim furtkę, która w nocy stała się wej­ściem do podziemia.Przeszli tamtędy i zobaczyli okrągły podwó­rzec zarośnięty gąszczem krzaków i zielska.— Tu stał mirtowy krzak, obok tego drzewa, tylko w nocy drze­wo nie było takie wysokie i grube — powiedziała Zuzanka.— Zapamiętałam dobrze to miejsce.O, patrz, tato, tu nawet jest podobny mały krzaczek, może to prawnuczek tamtego?Ojciec zaczął kopać.Zaledwie zdjął warstwę ziemi, łopata stuknęła o wieko skrzynki okutej żelazem.Była taka ciężka, że nie mógł ruszyć jej z miejsca.Ale gdy tylko Zuzanka dotknęła jej alabastrową rączką, skrzynka dała się podnieść z łatwością.Zasypali dół i obłożyli go kamieniami, żeby nie było znać, a skrzyn­kę ponieśli razem do domu boczną drogą o zmierzchu, tak że nikt ich nie widział.Skrzynka była pełna złota.Stali się bogatymi ludźmi.Ojciec naradził się z żoną i poszedł po starego inwalidę.Po­kazał mu skrzynkę i opowiedział, skąd ją mają.— Słuchaj, Marcinie — dodał na zakończenie — nam kazano opuścić tę wioskę, więc musimy się stąd wyprowadzić.Ale oboje z żoną bardzo byśmy się cieszyli, gdybyś ty zamieszkał w naszej chatce i rozporządzał się w niej, jakby była twoja.Zostawię ci też trochę gotówki, nie odmówisz mi chyba.Przykro mi tylko, że nie możemy obdarować biedaków ze wsi, którzy nam pomagali na początku, ale pani zabroniła mówić ludziom o naszym skarbie.— Dobrze mówiła, bo i tak pełno będzie gadania, jak się wy­prowadzicie.I rzeczywiście ludzkie języki miały co mleć już od następnego ranka.Wczorajszy żołnierz przybłęda, we wsi wzięty za parobka, dzisiaj kupuje na jarmarku wóz i parę koni, osadza kamrata w żo­ninej chałupie, a sam z rodziną przenosi się do miasta, do wyna­jętego mieszkania.Skąd wziął na to pieniądze?Jedni winszowali, inni zazdrościli — jak to na świecie bywa.Obok mieszkał bogaty gospodarz, taki zawistny, że byłby innym skąpił światła słonecznego, gdyby mógł.Żonę miał podobną do siebie.Ta nie wytrzymała i pobiegła na zwiady.Wypytywała przymilnie:— Powiedzcie no, sąsiadko, co to się u was dzieje.Winszuję wam, winszuję! Pewno odziedziczyliście majątek po jakim krew­niaku?— Co mamy, to przez alabastrową rączkę, którą córka znalazła, to ta rączka przyniosła nam szczęście — odpowiedziała matka Zuzanki.— Więcej wam nic powiem, bo mi nie wolno.Tamta badała jeszcze i nagabywała, ale nadaremnie.— Postarałbyś się jakoś o tę alabastrową rączkę — radziła swemu mężowi.— Zuzanka głupia jeszcze i niedoświadczona, mógłbyś rączkę od niej wycyganić.Albo zaczaiłbyś się gdzie na dziewczyninę i zabrałbyś siłą, zanim by się opatrzyła i poznała, kto wziął.Zazdrośnikowi nie trzeba było dwa razy tego powtarzać.Tymczasem Zuzanka i jej rodzice spakowali na wóz swój niewielki dobytek.Zuzanka powiedziała:— Tato, matuś kochana, pójdę jeszcze na zamek choć na chwilkę, żeby się z nim pożegnać.— Idź, córuś, ale wracaj prędko — zgodzili się.Sąsiad śledził Zuzankę i zobaczył, że idzie na zamek sama jedna.Skradał się ukradkiem za nią.Wtem patrzy, a tu z bramy zamkowej wyskoczył jakiś koń, galopując minął dziewczynkę i pędzi ku niemu.Chłopu się wydało, że to jego własny, więc zawołał zdziwiony:— Toż to moja Łysa! Co za czart wypuścił ją ze stajni i przy­gnał aż tu, na zamek?Dopadł konia i chwycił go za grzywę — wtem koń odbił się kopytami od ziemi i porwał chłopa pod obłoki.Co się z nim stało, nie wiadomo.Do wsi nie wrócił już nigdy.Zuzanka z rodzicami zamieszkała w mieście.Uczyła się teraz różnych rzeczy: pięknego czytania i pisania, haftu, a nawet gry na harfie.Po trzech latach wyrosła z niej prześliczna, mądra panna, wielu młodzieńców o nią się starało.Ona wybrała sobie pewnego szlachcica, który najwięcej się jej podobał, i wyznaczono dzień ślubu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl