[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale Jeszua patrzył w dal, tam, dokąd go wieziono i, oczywista, nie widział Mateusza.I oto, kiedy procesja przeszła już drogą z pół wiorsty, popychanego w tłumie tuż obok szeregu żołnierzy Mateusza olśniła myśl prosta i genialna i natychmiast, zapalczywy jak zawsze, obrzucił siebie obelgami za to, że myśl ta nie przyszła mu do głowy wcześniej.Żołnierze nie szli zwartym szeregiem, były między nimi odstępy.Przy dużej zręczności i trafnym wyliczeniu można było skulić się, przeskoczyć między dwoma legionistami, dopaść wózka i wskoczyć nań.Wtedy Jeszua będzie wybawiony od męczarni.Wystarczy jedna chwila, by uderzyć Jeszuę nożem w plecy i krzyknąć mu: "Jeszua! Ocaliłem cię i odchodzę wraz z tobą! To ja, Mateusz, twój wierny i jedyny uczeń!"A gdyby Bóg zechciał sprzyjać i zesłał jeszcze jedną chwilę wolności, to można byłoby zdążyć zabić i siebie samego, uniknąwszy w ten sposób śmierci na słupie.To zresztą mało już obchodziło Mateusza Lewitę, byłego poborcę podatkowego.Obojętne mu było, jak zginie.Chciał tylko jednego - by Jeszua, który nigdy w życiu nie zrobił nikomu najmniejszej krzywdy, mógł uniknąć męki.Plan był bardzo dobry, ale sęk w tym, że Lewita nie miał przy sobie noża.Nie miał także ani grosza.Wściekły na siebie wydostał się z tłumu i pobiegł z powrotem do miasta.W jego płonącej głowie dy-gotała tylko jedna gorączkowa myśl - jak natychmiast, w jakikolwiek sposób, zdobyć w mieście nóż i jak potem dopędzić procesję.Dobiegł do miejskiej bramy, lawirując w natłoku wsysanych przez miasto karawan, i po lewej stronie zobaczył otwarte drzwi sklepiku, w którym sprzedawano chleb.Dysząc ciężko, po biegu rozpaloną drogą, Lewita opanował się, statecznie wszedł do sklepiku, dostojnie pozdrowił stojącą za ladą właścicielkę, poprosił ją, by zdjęła z półki leżący u samej góry bochen, który z niewiadomego powodu spodobał mu się bardziej niż inne, a kiedy ta się obróciła, w milczeniu szybko chwycił z lady coś, od czego nie mogło być nic lepszego - długi, wyostrzony jak brzytew nóż chlebowy, i natychmiast wybiegł ze sklepiku.W kilka minut później był znowu na drodze do Ja-fy.Ale procesji już nie było widać.Pobiegł.Niekiedy padał i łapiąc oddech leżał przez chwilę w bezruchu.Leżał tak, zadziwiając ludzi, którzy jechali na mułach i szli pieszo ku Jeruszalaim.Leżał, nasłuchiwał, jak jego serce łomoce nie tylko w piersiach, ale także pod czaszką i w uszach.Wytchnąwszy nieco zrywał się i biegł dalej, coraz wolniej jednak i wolniej.Kiedy wreszcie zobaczył w dali długą, wzbijającą kurz procesję, dochodziła już ona do stóp wzgórza.- O, Boże!.- jęknął Lewita widząc, że nie zdąży.I nie zdążył.Kiedy minęła czwarta godzina kaźni, udręka Lewity osiągnęła szczyt i Mateusz wpadł we wściekłość.Wstał z kamienia, cisnął na ziemię niepotrzebnie, jak teraz myślał, ukradziony nóż, rozdeptał flaszę pozbawiając się w ten sposób wody, zdarł z głowy kefi, chwycił się za swoje rzadkie włosy i zaczął sam siebie przeklinać.Przeklinał siebie wykrzykując bezsensowne słowa, ryczał i pluł, znieważał swych rodziców za to, że wydali na świat głupca.Widząc, że klątwy i wyzwiska nie działają, że nic się nie zmienia na spalonym przez słońce wzgórzu, zacisnął wyschłe pięści,oczy, wzniósł ramiona ku niebu, ku słońcu, które zniżało się, coraz bardziej wydłużając cienie, i odchodziło, aby zapaść w Morze Śródziemne, i zażądał od Boga natychmiastowego cudu.Domagał się, by Bóg niezwłocznie zesłał Jeszui śmierć.Otworzył oczy, przekonał się, że na wzgórzu wszystko pozostało, jak było, tyle tylko, że przygasły punkty płonące na piersiach centuriona.Słońce świeciło w grzbiety skazańców, których twarze skierowane były ku Jeruszalaim.Wtedy Lewita zawołał:- Przeklinam ciebie, Boże!Naderwanym głosem krzyczał, że przekonał się o niesprawiedliwości boskiej i nie ma izamiaru wierzyć Bogu dłużej.- Jesteś głuchy! - ryczał Mateusz.- Gdybyś nie był głuchy, usłyszałbyś mnie i zabiłbyś go w tejże chwili!Mrużąc oczy Lewita czekał na ogień, który spadnie z nieba i porazi go.Nic takiego się nie stało, więc Lewita z zaciśniętymi powiekami nadal wykrzykiwał uwłaczającą i szyderczą przemowę do niebios.Krzyczał, że jest najzupełniej zawiedziony, krzyczał także, że są jeszcze inni bogowie i inne religie.Tak.Inny bóg nie dopuściłby do tego, nigdy by nie dopuścił do tego, by takiego człowieka jak Jeszua spalało na słupie słońce.- Byłem w błędzie! - krzyczał zupełnie zachrypnięty Lewita
[ Pobierz całość w formacie PDF ]