[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To zachowanie się admirała wywołało zdziwienie wśród niewtajemniczonych członków Związku.Nowo przyjęty Pirat Beksiński, zwany Beksą, trącił łokciem swojego serdecznego przyjaciela Majtę i zapytał:— Ty, słuchaj, o jakich porachunkach oni mówią i z czego się śmieją?— Nie wiesz? — odparł rozbawiony Majta.— Chodzi o kawał, który Światek zrobił Michałowi, kiedy jeszcze był w czwartej klasie.— On? Kawał Michałowi?— Tak.Właśnie od tego czasu nazywają Michała „Pięścią słabych”.Wiesz dlaczego go tak nazywają?— No.dlatego, że stoi za słabszymi, że ich broni i w ogóle morowy chłop.— Myślisz, że zawsze tak było? To dopiero Światek wrobił go w te szlachetne funkcje.Od tego czasu cała młodsza ferajna zaczęła trzymać z Michałem, a Michał z nią.— Bujasz! Jakim sposobem?— Zaraz ci wszystko opowiem.To było tak.Kiedy Światek zaczął chodzić do naszej szkoły, była zima.I to jaka zima! Chyba z trzydzieści stopni mrozu.Nie można było wychodzić na boisko, całe bractwo ze wszystkich klas tłoczyło się na korytarzach.Opanował wtedy szkołę szał ping-ponga.Pamiętasz chyba.Wszystkie stoły w świetlicy były oblężone.Mimo że każda starsza klasa miała swój własny stół do gry, to nam, czwartoklasistom, pozostawało tylko łakome przyglądanie się, jak starsi grają.Bo chłopaki z klas siódmych i szóstych nie dopuszczali nas w ogóle do gry i bezceremonialnie zabierali nasze stoły.Wreszcie Światek wpadł na myśl.„Przyjdziemy wcześnie rano przed lekcjami — powiedział — i nagramy się za wszystkie czasy”.Tak też zrobiliśmy.Gra była bardzo ciekawa i pochłonęła nas całkowicie, bo Światek był doskonałym graczem i ja też nieostatnim.Nie zauważyliśmy nawet, kiedy cała świetlica napełniła się chłopakami i reszta wolnych stołów została zajęta.A my nic, gramy dalej.Dopiero Susuł trącił mnie w ramię i szepnął:— Uważaj, Reksza i Długi przyszli.Spojrzałem i od razu zdrętwiałem.Do sali wkroczyli rozpychając się, niedbałym, nieco przyciężkim krokiem, tak jak kowboje z filmu wchodzą do spelunki na Dzikim Zachodzie, Jurek Reksza i Długi Tomek.— Co ci się stało? — zapytał mnie Światek.Pokazałem mu Rekszę i Długiego.— Kończmy grę — powiedziałem — oni idą do nas.I tak zaraz zabiorą nam stół.— Przecież to nasz stół — nastroszył się Światek.— To dla nich nic nie znaczy — uśmiechnąłem się z goryczą — odbiorą i koniec.— Jakim prawem?— Są silniejsi.— Nie bądź tchórzem, Majta — powiedział Światek — udaj, że ich nie widzisz.Grajmy dalej.Twój serw!Zaserwowałem, ale byłem tak zdenerwowany, że serw nie udał mi się zupełnie.Piłeczka odbiła się o kant stołu i co gorsza, uderzyła w ucho Rekszę.Reksza złapał się za ucho, wyrwał mi z wściekłością rakietkę, w pierwszej chwili chciał mnie nią trzasnąć, ale potem opanował się i tylko przejechał mnie nią po głowie.Było to bardzo bolesne, bo szorstka guma rakietki pociągnęła mnie za włosy.Wszystkie świeczki stanęły mi w oczach.— Dosyć tej gry, mały! — krzyknął Tomek.— Idź lepiej, zobacz, czy cię nie ma w klasie.— Nigdzie nie chodź! — powstrzymał mnie Światek.— Oni nie mają żadnego prawa nas przepędzać.Teraz ja serwuję — to mówiąc wyciągnął z kieszeni nową piłkę i uderzył.Odbiłem, ale Reksza złapał piłkę w powietrzu i chwycił mnie za kołnierz:— Majta, co ja powiedziałem? Czy mam ci przetkać ucho? Co masz zrobić?— Mam zobaczyć, czy mnie nie ma w klasie — wykrztusiłem przerażony.— Więc na co czekasz?Haniebnie dałem nogę.— Czekaj! — Reksza zatrzymał mnie na progu.Stanąłem posłusznie.— Co to za stawonóg? — zapytał, pokazując na Światka.— To nasz nowy kolega.— Jak się wabi?— Światek.— Co to za dzikie imię?— To, zdaje się, od Światopełka.Imię wydało im się bardzo śmieszne i zachichotali obrzydliwie, a potem Reksza powiedział:— Wytłumacz no, Majta, temu Światopełkowi, że się za bardzo stawia i że to jest niezdrowe.Światek, który słuchał tego wszystkiego dysząc z oburzenia, wybuchnął:— Ja nie potrzebuję żadnego tłumaczenia! To jest nasz stół i wcale nie myślę wam ustępować!— To się okaże — powiedział szyderczo Reksza i nic sobie nie robiąc z rozpaczliwego oporu Światka, chwycił go wpół i odstawił na bok.Potem otarł sobie ręce o spodnie i zajął miejsce za naszym stołem.— Do roboty, Tomek — powiedział — zdążymy uciąć seta przed dzwonkiem.I zabrali się do gry, jak gdyby nigdy nic.Sprawę uważali za załatwioną.Ja też sprawę uważałem za załatwioną, ale Światek był innego zdania.Nim się spostrzegłem, dał nura pod stół.Właśnie Tomek odbił piłkę, a Reksza gotował się do wspaniałej ścinki, gdy nagle zamiast ściąć, wybuchnął straszliwym śmiechem.Tak nam się przynajmniej zdawało, bo to nie był właściwie śmiech, ale płaczliwy okrzyk bólu.Wypuścił z rąk rakietkę, złapał się oburącz za nogę i podskakiwał, krzycząc:— Łapcie go! Stawonóg wstrętny! Ugryzł mnie w łydkę! Trzymaj go, Tomek!Tomek oniemiały zajrzał pod stół, ale Światek prysnął już za drzwi.Ja za nim.Za nami biegli rozzłoszczeni pingpongiści.To była szalona gonitwa.Mało co z tego pamiętam, ale opowiadano mi potem, że działy się straszne rzeczy.Biegliśmy roztrącając wszystkich po drodze.Na schodach wpadliśmy na pana Kwaskowskiego.Pan Kwaskowski chciał nas zatrzymać, wyciągnął rękę, ale zdołał pochwycić tylko rakietkę Długiego Tomka i ta rakietka została mu w ręce.Oszołomiony nauczyciel odruchowo wykonał kilka ruchów, jak przy grze.Właśnie nadszedł pan kierownik.Spojrzał zdumiony na pana Kwaskowskiego poruszającego rakietką.— Pan gra w ping-ponga? — powiedział wreszcie.— To świetnie.Muszę z panem kiedyś zagrać, panie kolego.Na drugim piętrze potrąciliśmy naszego geografa, pana Bartona, który szedł z wielkim globusem w ręce.Globus spadł z osi.W ręku osłupiałego Bartona została tylko podstawka.Tymczasem kula ziemska zaczęła staczać się w dzikim pędzie po schodach.Podskakując z głuchym jękiem, jak wielka piłka, wpadła na bawiące się dziewczynki.Dziewczynki rozbiegły się przerażone [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl