[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Autora bardziej bowiem interesuje gołym okiem widoczne zjawisko skrzetności historii lokalnej, która jakby się wzdragała przed zmarnowaniem czegokolwiek, co istnieje r nadaje się jeszcze do użytku.Unikanie marnotrawstwa wydaje się jednym z głównych warunków umożliwiających budowanie osiedli jeśli nie piękniejszych, to na pewno bardziej wygodnych i higienicznych niż stara dzielnica Parthenay.Dzieje wojny wandejskiej świadczą jednak niezbicie, że i we Francji wcale nie zawsze przestrzegano zasady skrzętności, że działy się tu rzeczy, które określić chyba wolno jako bardzo mato kartezjańskie.Jakiż sens dziejowy krył się w tym, iż na przedwiośniu 1794 roku w wielu osiedlach tutejszych zabrakło w ogóle zarówno budowli, jak mieszkańców? Działalność “kolumn piekielnych” oraz rozmiłowanego w puszczaniu czerwonego koguta generała Westermanna na pewno nie przyczyniła się do rozkwitu cywilizacji materialnej ani kultury moralnej w państwie.Na co przydało się wystąpienie chłopów, które spowodowało aż tak wielkie rozmiary represji? Długo bowiem dyskutować można o tym, kto i kogo we Francji ówczesnej sprowokował.“Wielka wojna wandejska”, cała bez reszty, z grubym okładem na obie strony, mieści się w chronologicznych granicach epoki Terroru.Oficjalnie uznano go za program państwowy we wrześniu 1792 roku, przyjmując tezę deputowanego Billaud-Varenne, że miecz Damoklesa winien zawisnąć nad całą przestrzenią Francji.Masowe powstanie wybuchło w pół roku później i wolno je uważać za swoistą odpowiedź ludzi zachęcanych przy pomocy owego ostrza do uprawiania cnót obywatelskich”.“Arniia katolicka i królewska” przestała istnieć, gdy Terror jeszcze nie osiągnął szczytu.Na siedem miesięcy przed przewrotem 9 thermidora.Wszystkie — białe i błękitne alias czerwone — okropności stanowią zatem nieodłączne części składowe systemu świadomie wybranego’ wcale nie przez chłopów wandejskich.Wszelki, który miecz bierze.musi się liczyć z tym, że delikwenci sięgną chociażby po kłonice.Żądnych patentu skazańca nie bywa na świecie.Według przyjętej przez wielu tezy, energia rządów Terroru ocaliła Francję od zagłady.Trudno jednak odmówić racji tym historykom, którzy przypisują tę pożyteczną dla całego świata rolę jeszcze i trzem innym czynnikom: liczebności narodu zdolnego do wystawienia siedmiusettysięcznej armii, walorom odziedziczonej po dawnych czasach kadry wojskowej, no i całkiem niedobrowolnej pomocy ze strony państwa polsko-litewskiego, które zginęło, przestało istnieć, lecz zatrzymało na sobie znaczne siły monarchów.Do zareńskich połaci Europy można było dojść piechotą z Rosji równie dobrze za Katarzyny II, jak za Pawła I.Suworow pokazał się na Zachodzie dopiero w roku 1798.Energiczne bez wątpienia rządy Terroru, środkami niewypowiedzianie okrutnymi, za cenę samą Francję dotkliwie osłabiających ofiar, usiłowały wyciągnąć kraj z tego absurdu, w który go zapędziło oszalałe doktrynerstwo.Popierającym to twierdzenie argumentem są wszak obydwie wojny — domowa oraz z nieprzyjacielem zewnętrznym, rozpoczęta dobrowolnie i najniepotrzebniej w świecie.Przyda się również rzut oka na dzieje administracji.Najpierw skrajne osłabienie centralnej władzy wykonawczej, zasada obieralności wszystkich ogniw prowincjonalnych, wynikły stąd nieopisany chaos, potem nagły zwrot o sto osiemdziesiąt stopni : pełny autokratyzm Komitetu Ocalenia Publicznego w Paryżu, departamenty poddane absolutyzmowi delegowanych z centrali komisarzy, wyposażonych w prawa życia i śmierci.Jednym z nich był wysłany do Nantes Carrier.Wiadomo już, jakimi sposobami rządził.Wielu jego kolegów podobnie zasłużyło się ludzkości.Doraźnie zwalczając rezultaty jednego absurdu, rządy Terroru zdecydowanie wkraczały w inny, jeszcze groźniejszy.Wiosna 1794 roku była promienna dla Republiki.Rewolta wszędzie zgnieciona, najbardziej nieprzejednani Wandejczycy i Bretończycy zapędzeni do lasów lub między bagna, możliwości ich ograniczone do mało groźnych akcji partyzanckich.Nieprzyjaciel zewnętrzny pokonany, odepchnięty.Armia spełniła swoje zadanie, została też wynagrodzona w sposób obiecujący.Politycznie podejrzanym stał się Łazarz Carnot, genialny matematyk, królewski jeszcze oficer saperów, człowiek najbardziej zasłużony dla zwycięstwa, jego prawdziwy organizator.Dostał się do więzienia Franciszek Kellermann, ongi komendant wojskowy Alzacji z ramienia monarchy, tryumfator spod Valmy, zdobywca Lyonu.Trafił za kraty Łazarz Hoche, pogromca Austriaków i Prusaków, osobnik typu zbliżonego do Marceau.Równie młody, waleczny, zdolny i humanitarny, lecz w odróżnieniu od tamtego dziedzicznego inteligenta — niepodrabiany syn ludu.Ojciec generała Hoche był w Wersalu stajennym.Ukrywać się musiał generał Wilhelm Brune, zajadły rewolucjonista, w przyszłości marszałek Napoleona.Los tych wysokich dowódców podzielił, czyli popadł w niełaskę i poszedł pod klucz oficer znacznie niższego stopnia, lecz po dzień dzisiejszy uchodzący za coś w rodzaju sztandaru rewolucji — Rouget de Lisie, autor Marsylianki.Nadszedł taki czas, że wieści o zwycięstwach republikańskich wojsk francuskich stały się politycznie niewygodne dla zespołu mężów samowładnie zarządzających Republiką Francuską.W interesie ich leżało bowiem utrzymywanie i podsycanie mitu zagrożenia.Nadal obowiązywała teoria, że nie wolno popuścić cugli, bo Francja zginie.Wróg cofał się tymczasem na wszystkich frontach, nie był obcy myśli o pokoju, na jego tyłach — czyli w Polsce i na Litwie — wybuchło i zdobyło się na ogromny wysiłek powstanie zbrojne, Prusy i Austria patrzyły w tamtą stronę i sobie nawzajem na ręce, Rosja zajmowała się przede wszystkim Wilnem i Warszawą.Ciężko doświadczony naród francuski mógłby w tych warunkach nieco odsapnąć.Rządcy jego mieli jednak własną wizję przyszłości, odmienną od powszechnie, to znaczy przez zdecydowaną większość, pożądanej.‘ Już wtedy ludzie trzeźwi zastanawiali się nad niedocieczoną tajemnicą.Jak to być może — zapytywali — by pięciu obywateli załatwiało wszystko dla dwudziestu pięciu milionów?Przywódcy żądali od narodu posłuchu totalnego.W miarę słabnięcia rzeczywistego niebezpieczeństwa dekrety stawały się coraz bardziej surowe, wstęp na szafot coraz łatwiejszy.Nawet w monarchii dziedzicznej przywódca polityczny to zazwyczaj taki obrotny i sprytny człowiek, który potrafił w porę wymanewrować konkurentów i wypchnąć się na czoło.Roli decydującej nie musi wcale grać merytoryczna słuszność programu, gdyż znacznie potrzebniejsza okazuje się właśnie zręczność, swoista przezorność, połączona z bezwzględnością.Tak wygląda reguła, którą dzieje Wielkiej Rewolucji potwierdzają w sposób wyjątkowo wyrazisty.Danton przegrał, powędrował na gilotynę, Robespierre — niedawny czuły przyjaciel — zatryumfował.Wcale łatwo sobie wyobrazić odwrotny przebieg wypadków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]