[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Teraz twoja kolej, Peabody.Jakąż to cenną informację przekazał ci Mohassib?- Papirus pochodzi z kryjówki w Deir el Bahari.- Ach, tak.- Mój mąż sięgnął po fajkę, lecz jej nie znalazł, bo był bez płaszcza i koszuli.- Ramzesie, podaj mi, proszę, z kieszeni płaszcza.dziękuję.Tak właśnie przypuszczaliśmy, nieprawdaż, Peabody?- To była tylko jedna z kilku możliwości, ale na żadną nie było przekonujących dowodów.Mohassib jednak nie miał wątpliwości.Jego zdaniem Abd er Rassulowie trzymali ten zwój w ukryciu przez wiele lat, aż w końcu zabrał go.- przerwałam dla większego efektu.- Sethos, jak mniemam - oznajmił spokojnie Emerson.- I w ten sposób kółko się zamyka, co? Teoria Nefert okazała się słuszna.Bertha i Sethos działali wspólnie, a potem ona, odchodząc od niego, zabrała papirus.Pogrążyliśmy się wszyscy w milczącej zadumie.Słońce zaszło, zabarwiając różowawym poblaskiem góry na wschodzie.Z wiosek na płaskowyżu poniosło się śpiewne zawodzenie muezinów.Wieczorny wietrzyk poruszał włosami Nefret,- A więc to koniec - mruknęła.- Jakoś to do mnie nie dociera.Tak długo byliśmy zepchnięci do defensywy, a teraz wszystko ma się nagle skończyć.- I najwyższy czas - stwierdził Emerson.- Można będzie wrócić do pracy.Chcę jutro wcześnie wyjść do Doliny, zanim Maspero właduje się do grobowca, bo mam mu przedtem parę rzeczy do powiedzenia.Dyskusja toczyła się dalej beze mnie, ponieważ zamyśliłam się głęboko.Wszyscy przyjęli za pewnik, że śmierć Berthy zakończyła nasze kłopoty.Nawet Emerson, który zazwyczaj węszy udział Mistrza Występku w każdej podejrzanej historii, przestał już brać go pod uwagę.Ja jednak nie miałam takiej pewności.Bertha zabrała Sethosowi cenny eksponat i kto wie, czy nie ukradła także innych, a nie był to człowiek, który się z czymś takim spokojnie godzi.A jeśli nie tylko my podążaliśmy tropem Berthy? Może to nie lęk przed nami, lecz przed byłym wspólnikiem kazał jej targnąć się na własne życie? I czy rzeczywiście to zrobiła? Sethos chełpił się kiedyś przede mną, że nigdy nie skrzywdził kobiety, ale zawsze przecież może być ten pierwszy raz.Gniew na tych, którzy go zdradzili, mógł go skłonić do strasznych czynów.Weszła Fatima i oznajmiła, że obiad na stole.Zauważyłam, że Ramzes celowo zwleka ze wstaniem, więc zaczekałam na niego.- Czy ojciec niczego nie złamał.to znaczy, czy tobie niczego nie złamał, kiedy na ciebie padł? - zapytałam.- Nie, mamo.Zapewniam cię, że nie wymagam twoich medycznych zabiegów.- To dla mnie wielka ulga.Posłuchaj, Ramzesie.- Tak, mamo?Zastanawiałam się, jak ująć w słowa to, co chciałam mu powiedzieć.- Twój ojciec nie zawsze jest.ee, najbystrzejszym obserwatorem - zaczęłam - szczególnie w stanie wzburzenia emocjonalnego, w jakim zapewne się znalazł na widok tej nieszczęsnej kobiety.Czy przypadkiem nie zauważyłeś czegoś, co mogłoby sugerować, że to nie ona sama odebrała sobie życie?Ramzes uniósł brwi.Odniosłam wrażenie, że zaskoczyło go nie tyle samo moje pytanie, co raczej fakt, że je zadałam.Szybkość, z jaką udzielił mi odpowiedzi, sugerowała, że również zastanawiał się już nad tą kwestią.- Pistolet leżał przy jej dłoni - odparł.- Nie było śladów walki.Jej ubranie nie było poszarpane i leżała wyciągnięta prosto na łóżku.Tylko oczywiście prawa ręka była zgięta.i na rękawiczce były drobiny prochu.- A krew była.- Mokra - dokończył rzeczowo.- Sprawa wygląda więc na oczywistą.- Jak pamiętam, Sethos twierdził, że nigdy nie skrzywdził kobiety.- Nie rozumiem, dlaczego przyszło ci do głowy, że myślałam o Sethosie.Przecież go nie ma w Luksorze.- Chyba że to.- Sir Edward? Kompletna bzdura.- Ale jednak rozważałaś taką możliwość.- Wiem, że ty ją rozważałeś - poprawiłam go.- Naprawdę sądzisz, że Sethos potrafiłby mnie aż tak zwieść? Rozpoznałam go w Londynie pomimo przebrania i rozpoznałabym go także w Kairze, Luksorze czy gdziekolwiek indziej.Sir Edward z pewnością nie jest Mistrzem Występku!Poranek przyniósł widok nieczęsto spotykany w Luksorze - nisko wiszące szare chmury i wiatr, targający w porywach gałęziami drzew.Wstaliśmy przed świtem, a że Emerson wczesnym rankiem nie jest w najlepszej formie, zwrócił uwagę na pogodę dopiero wtedy, gdy zasiedliśmy do śniadania.- Deszcz pada! - krzyknął, zrywając się z krzesła.- Zaleje grobowiec!Wiedziałam, że to nie nasz biedny grób numer pięć był powodem takiego larum.Poirytowana jego idée fixe, powiedziałam bardziej niż zazwyczaj podniesionym głosem:- Usiądź i skończ śniadanie, Emersonie! Nie pada żaden deszcz, jest tylko ponuro i wietrznie.Wystawiwszy za okno głowę dla sprawdzenia wiarygodności mojej informacji, wrócił w końcu do stołu.- Na pewno zaraz będzie padało - oświadczył.- Troszczenie się o grobowiec, który masz na myśli, mój drogi, to nie twoja sprawa.Ned i pan Weigall na pewno go odpowiednio zabezpieczyli.Wyraz twarzy mojego męża mówił dobitnie, co myśli o tej optymistycznej opinii.- Już dawno powinni tam założyć drzwi.Sir Edwardzie, czy ten fotograf.A gdzież on jest, u diabła?Miał na myśli sir Edwarda, nie fotografa.Rozejrzał się po pokoju, jakby oczekiwał, że młody człowiek kryje się gdzieś w kącie.- Pewnie jeszcze śpi - stwierdziłam.- I ma do tego prawo, szczególnie w taki dzień jak dzisiejszy.Przypuszczam, że w taką pogodę mało kto wybierze się do Doliny.- Hmm.- Emerson w zamyśleniu potarł palcem dołek w brodzie.- Łącznie z Maspero i Davisem, jak sądzę.Obaj to ciepłe kluchy.- To nieprawda i nie fair, mój drogi.- A kto by się tym przejmował, u diabła? - fuknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl